Będziemy mieć elektrownię atomową. Dzięki pewnemu bankowi francuskiemu, który chce za to zapłacić. Zatem gdyby ktoś chciał nam zrobić prezent z pieniędzy na budowę, to sprawa już jest załatwiona.
Niezrozumiałym jest, jak ten bank na tym zarobi. I jak my tę ogromną sumę damy radę spłacić. Ale widocznie w banku znają się na interesach i dobrze na tym zarobią.

Już powołano pewną panią, która ma być odpowiedzialna za budowę. Ona kiedyś była obecna przy budowie takiego obiektu. Tylko czy sama obecność wystarcza, trudno powiedzieć.

Wybrano kilka możliwych lokalizacji budowy atomówki.
Pierwsza – nad rzeką graniczną z innym państwem. Tu na pewno będą protesty. Bo to państwo też chciało stanąć do przetargu na budowę, ale takiego przetargu nie było. Nasi sąsiedzi stwierdzą, że tylko budując własną elektrownię mogą zapewnić bezpieczeństwo swoich obywateli. Zrozumiałe, że to tylko pretekst, ale trzeba będzie poszukać innego miejsca na budowę, żeby nie drażnić bogatszych sąsiadów zza granicy.

W takim razie może będziemy budować nad rzeką blisko morza. Bo reaktor trzeba chłodzić słodką wodą. Wtedy rybacy podniosą krzyk, że przecieki radioaktywne z rur chłodzących reaktor zabiją im ryby. A jeśli nawet nie zabiją, to ryby w najlepszym wypadku nażrą się tego świństwa atomowego. Oni złapią takie ryby i sprzedadzą na rynku. Ludzie zaczną jeść skażone ryby, a to nie sprzyja długiemu życiu. Rybacy polecą do lobby Zielonych i przekonają ich, że nie wolno budować atomówki nad rzeką. Z Zielonymi nie tak prosto. Ostatnio mają duży wpływ na rząd.

Ale można przekonać Zielonych, że wszystko będzie dobrze, bo francuska firma, która nam zbuduje atomówkę, ma wielkie doświadczenie w budowaniu takich elektrowni.
Tylko, że dodatkowo trzeba będzie Zielonych jakoś przekupić. Powie się im, że w pewnej dolinie nie przeprowadzi się szosy i bobry tam żyjące uratują się przed zagładą. To ich przekona, bo do tej chwili było wiadomym, że błota i rzeczkę w tej dolinie trzeba osuszyć.

Wtedy można się spodziewać protestów ludności. Część jest za budową elektrowni, choć nie wiedzą, dlaczego. Część sprzeciwia się temu głośno, bo pamięta Czarnobyl.
Trzeba będzie ogłosić mieszkańcom, że najpóźniej za 2 lata już nie będzie wystarczającej ilości prądu i konieczne staną wyłączenia prądu, na zmianę, dla różnych województw. I to dokładnie w godzinach, kiedy są w telewizji nadawane mecze piłki nożnej. Co wcale nie musi być prawdą. To przekona ludzi, że potrzebujemy tej atomówki.

Zacznie się budowa. Wszystkie materiały przyjadą z Francji. U nas zacznie się niezadowolenie, że nasz przemysł nic nie wyprodukował na tę budowę. Wtedy Francuzi dadzą nam zrobić rozległe ogrodzenie atomówki. Czyli rury do wbicia w ziemię oraz siatkę drucianą. Dodatkowo wezmą polskie cegły na zbudowanie budynku dyrekcji, laboratorium oraz łaźni. Nasz przemysł jednak coś zarobi na tej budowli.

Atomówka to skomplikowany obiekt. Jest reaktor atomowy wytwarzający parę i  turbiny poruszane tą parą. Są też skomplikowane rurociągi, przez które przechodzi woda chłodząca reaktor. Żeby połączyć te rury, firma sprowadzi spawaczy z Francji. Wtedy nasz związek zawodowy zaprotestuje, bo będzie twierdzić, że nasi spawacze są na takim samym poziomie zawodowym jak francuscy fachowcy. Zrobią pikietę przed wejściem na budowę i nie wpuszczą tam zagranicznych robotników.  Praca na budowie stanie i firma budująca poniesie straty. Rząd będzie musiał dopłacić do tej budowy. Ale nasz rząd jest biedny i wcale mu się nie będzie podobała taka sytuacja. Wykorzystają ludzi z zakładu, który ma budować ogrodzenie tej elektrowni, i oni wypędzą pikieciarzy. Robota ruszy dalej.

Kiedy stanie już reaktor, górnicy nagle zrozumieją, że jeśli zbuduje się tę atomówkę, a druga już jest w planie, to nikt już nie będzie potrzebował dużych ilości węgla do innych istniejących w kraju elektrowni opalanych węglem. Zaczną się zamieszki, bijatyki z policją i poleje się krew. Trzeba będzie przekupić górników. Zapewni się ich, że dostaną wynagrodzenie do wieku 65 lat, nawet jeśli już nie będą wcale pracować. To pomoże.

W końcu ta atomówka ruszy. Obsługiwać ją będą Francuzi, bo stwierdzą, że nasi zupełnie się do tego nie nadają. Powstanie straszny krzyk związków zawodowych. Wtedy do ochrony atomówki weźmie się naszych. Nasze firmy również będą prowadzić jadalnie dla pracowników, co niewątpliwie zezłości Francuzów, bo nie będzie ślimaków na obiad.

Potem zaczną pisać w gazetach, że za kilka lat trzeba będzie gdzieś zakopać odpady radioaktywne z tej atomówki. O czym początkowo nic nie mówiono. Powstanie pytanie, gdzie zakopać to świństwo? Nikt nie będzie chciał, żeby to robić w pobliżu jego miasta. Bo pojemniki radioaktywnych odpadków mają gwarancję, że się nie rozpadną tylko przez 50 lat. A co potem?
Zacznie się akcja przeciw budowie elektrowni atomowych. Znów zaprzęgnie się Zielonych do akcji protestacyjnej. Ci zaś krzykną, że ich oszukano, bo przedtem nie było mowy o odpadach radioaktywnych.

 

Zbliżają się wybory. Znaczenie Zielonych w społeczeństwie wzrasta. W wygranych wyborach oni będą języczkiem u wagi dla partii, która znajdzie się w rządzie. Zieloni wybiorą tego, kto się zgodzi zamknąć tę atomówkę.

I tak sprawa sama się rozwiąże. Atomówka już nie działa. Teraz zaczną się sprawy sądowe – jak zwrócić pieniądze bankowi, który zapłacił za jej budowanie. Ale to już problem rządu i sądów. Można spokojnie spać, będąc pewnym, że ta sporna elektrownia atomowa nie wybuchnie, że nie zatruje się ryb w rzekach, że górnicy mają zapewnioną pracę na przyszłość i nie będzie problemu ani potrzeby zakopywania odpadów radioaktywnych koło czyjegoś domu.


Ilustrowała: slovika/pinezka.pl