Absurd z morałem
Był raz sobie Barbara Blejd, który, w przeciwieństwie do innych zwierzątek z Łysej Polanki, nie był ptaszkiem, myszką, dzikiem, żwirkiem ani muchomorkiem. Barbara Blejd był łosiem, ale nie takim zwykłym łosiem, tylko łosiem super-ktosiem. Dni Barbary super-łosia mijały spokojnie, bez utarczek z panami myśliwymi, którzy za pozwoleniem, co roku dostawali dwa dziki na uiszczenie opłaty za – jak kiedyś to nazwał muchomorek – „płatną protekcję”.
Jednak pewnego dnia, do cichego niegdyś osiedla na Łysej Polance, wprowadził się Pan o nazwisku De Knur. Pan De Knur, jakby na niego nie patrzeć, papużką nie był, a był świnią: wielką opasłą świnią z wielkiego wiejskiego miasta, która postanowiła przeprowadzić się do trochę cichszego siedliska. Wieść ta rozniosła się po okolicy i wszyscy się ucieszyli, ponieważ najbliższym osobnikiem mogącym opowiedzieć o wielkim świecie ciągników, był stary kapitan Dorsz, który mieszkał w Kapustowie Dolnym. Wszyscy byli zadowoleni. No, może prawie wszyscy… Jedynym pesymistą był Barbara: pamiętał pana A. Gonię (też z wielkiej wsi), który dwa lata temu nawiedził Łysą Polankę. Na szczęście dla mieszkańców tego ekskluzywnego leśnego osiedla, tamtej zimy skoczyły ceny za bobrzą sierść, więc przy okazji spłacili zaległą ratę za protekcje. Barbara miał niemiłe przeczucie, że z Pan De Knur może być tak samo.

Wreszcie nadszedł ten dzień: szofer Pana De Knur zaparkował jego limuzynę na miejscu parkingowym łosia. Z samochodu wysiadła jedna z najpiękniejszych świń, jakie widziała Łysa Polanka. Ptaszkom opadły szczęki, tegoroczne dziki na opłatę zapomniały o śmierci, a muchomorek i żwirek odpłynęli w krainę nieprzyzwoitej fantazji. Barbara wyjrzał przez okno. Nic szczególnego – zwykła świnia z kasą. I dalej czytał książkę. Na zewnątrz wszyscy zachwycali się nowoprzybyłą do lasu osobą. Niestety, okazało się, że Pan De Knur (która była tą przepiękną świnią) znała tylko francuski. Zwierzaki musiały więc wyciągnąć z domu łosia super-ktosia, który przez pewien czas przebywał we Francji i biegle władał tym językiem. Wkrótce okazało się również, że Pan De Knur będzie mieszkała na Łysej Polance tylko przez tydzień, ponieważ czeka na męża.
Obie wiadomości bardzo zasmuciły wszystkich mieszkańców. Nawet łosia, który zaczynał lubić Pan De Knur i razem z resztą mieszkańców Łysej Polanki umilał jej pobyt. Barbara Blejd (nasz bohater) zaczął nawet uczyć ją polskiego; ale cóż, w tydzień nie da się nauczyć świni nowych sztuczek… Pożegnanie było smutne, wszyscy płakali. Od tego czasu Barbara Blejd, łoś super-ktoś, wiedział, że „nie należy oceniać książki po okładce”.
Ilustracje: Anna Fudyma/pinezka.pl