ilustr. Agata Zwierzyńska

– Dziadku, a jak to było z Czerwonym Kapturkiem?
– No nie wiem, czy mogę ci opowiadać taką bajkę, bo jest trochę niewłaściwa dla małych dziewczynek…
– A właściwie to dlaczego, bo zastrzelili wilka?
– Na szczęście nie zastrzelili, wilki są pod ochroną…

– Była sobie dziewczynka imieniem Kasia. Jej rodzice mieli ogromny sad owocowy, mieszkali obok lasu, a po drugiej stronie lasu mieszkała jej babcia…
Ojciec Kasi miał kłada i pozwalał jej czasem jeździć, ale tylko po sadzie i trochę po lesie – bo nie miała jeszcze prawka. Na urodziny dostała żarówiastoczerwony kask i stąd zaczęto ją przezywać „czerwony kapturek” .
Tego dnia Kasia postanowiła pojechać odwiedzić babcię. Babcia miała nieduży domek pod lasem, sporo kasy i kręćka na punkcie dzikich zwierząt. Kasę przepuszczała na żarcie dla nich, toteż złaziły się do niej codziennie. Babcia miała jeszcze jedno hobby. Robiła niesamowite nalewki na spirytusie. Tak więc Kasia zabrała dwie ogromne reklamówy wiśni na nalewkę i pojechała przez las…
W tym czasie do domku babci przyplątał się złodziej. Był już wieczór. Ściemniało się. Włamywacz wykręcił korki. Zapadła ciemność… wskoczył do środka, stuknął babcię w głowę i zanim odzyskała przytomność, zamotał sznurem od żelazka. Chciał z niej wydusić, gdzie trzyma oszczędności.
Tego samego dnia na leśniczego przyjęli nowego kolesia (małolat świeżo po studiach) i właśnie wyszedł na obchód…

– Nadążasz ? Dzieje się w trzech różnych miejscach…

Gdy złodziej usłyszał silnik kłada, zakleił babce usta taśmą i wcisnął ją pod łóżko. Nie wiedząc, gdzie się schować walnął się na łóżko i zakrył cały kołdrą…

ilustr. Agata Zwierzyńska

Kasia zatrzymała się przed domem, zsiadła z kłada i zaklęła szpetnie… bo wiśnie się utrzęsły w czasie jazdy i sok mocno wyciekał z reklamówek. Postawiła reklamówki koło drzwi i zapukała… Nikt nie odpowiedział. Weszła do środka i zobaczyła w ciemności zarys postaci pod kołdrą. Zapytała: „Babciu, czemu nie odpowiadasz?”. „Jestem chora, wnusiu, podejdź tu do mnie”– schrypnięty głos złodzieja zabrzmiał podejrzanie obco…
„Babciu, dlaczego masz taki dziwny głos ? „– zapytała, cofając się powoli do drzwi. Zanim on się zerwał i spróbował ją złapać, ona już była za drzwiami i odczepiała od kłada wielkiego francuza, którego woził jej ojciec. Koleś nie miał szans. Dostał w łeb i osunął się na ziemię. Babcia pod łóżkiem zaczęła się wiercić, więc Kasia wyciągnęła ją i tym samym sznurem zamotała złodzieja.
– Dziadku, a wilk, to nie jest ta bajka…
– Wilk też był… przyszedł na kolację, bo babcia go wieczorami karmiła i nieźle się oswoił. A wyobraź sobie przerażenie złodziejaszka, gdy zobaczył nad sobą rozdziawioną paszczę wilka. Zresocjalizował się w ciągu minuty. Teraz już tylko wystarczył telefon na policję i obie pojechały na komendę złożyć zeznania.
– No, ale leśniczy…
– Leśniczy właśnie doszedł do domku babci i zobaczył otwarte drzwi, pusty domek, kałużę krwi (a to był sok z wiśni) i wszędzie ślady wilka. I co zrobił nasz dzielny przedstawiciel prawa? Poszedł tropić wilka. Oczywiście go nie znalazł.
–  A bajkę o Czerwonym Kapturku to może i on wymyślił, żeby się z niego nie śmiali…

Ilustracja: Agata Zwierzyńska

Zobacz też:
Śpiąca królewna
Kopciuszek