Pierwsza część jest tutaj

– L/v – zapytał Nardo – ciekawe masz imię. Co ono znaczy?
– A jak myślisz?
– Odległość przez prędkość, czyli czas.
– No widzisz, nie było to takie trudne.
– Czas… rzeczywiście ciekawe imię.
– Chcesz wiedzieć coś więcej?

To było coś nowego. Do tej pory stosunek ich był czysto zawodowy, choć nie pozbawiony sympatii. Z innymi zresztą był podobny. Nie było zwyczaju prowadzenia poufnych rozmów, a zwłaszcza mówienia za dużo o sobie.
– Tak, chcę.
– Moje imię właściwie jest zagadką. Matka chciała mi dać imię Viola, ale ojcu wydawało się zbyt dziwaczne i dla świętego spokoju dali mi L/v – same spółgłoski, do tyłu.
– Ojej!
– Nie będziesz się śmiać?
– O nie – ze mną jest to samo!
– Jak to – to samo?
– Mój ojciec chciał mi dać Leonardo, w zdrobnieniu Nardo – i dla tego samego świętego spokoju zostałem dRn.
– Niezłe! A jak twój ojciec wpadł na takie dziwne imię?
– Nigdy nie powiedział. Mówił tylko, że coś mu tak podpowiedziało. A jak było z tobą?
– Wiesz, moja matka poddała się eksperymentowi dla dobra nauki. Wszczepili mi za jej pośrednictwem parę genów Tchniaczy.
– Cooo!?
– Tak, nie zauważyłeś?
– Nie. A po czym miałbym poznać.
– Zobacz.
Rozpięła górną część pancerza i wprowadziła pod nią jego rękę. Było tam miękko i ciepło.
– O!
Narda zatkało zupełnie. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział.
– Ale jesteś zdrowa?
– Tak, mogę nawet mieć dzieci.
– A imię?
– Ktoś powiedział mojej matce, że to bardzo stare imię Tchniaczy.

&

<Zdanie> wyciągnął swoje notatki.
– Drn i L/v mieli problem i nie mogli ruszyć z miejsca. Brakowało im dwóch słów. Oba pojawiały się bardzo często w obu zapisach. Były to słowa „zabić” i „król”.
– Zrozumiałeś je? – ucieszył się Nardo.
– Chyba tak. Przydała mi się kopia waszych zapisów. Bez tylu przykładów nie potrafiłbym tego ugryźć. Jest tak: „zabić” – to mniej więcej rozmontować wbrew woli.
– Po co?
– Ja ci mówię, co to znaczy. Ja tego nie muszę rozumieć. Robili to często. Albo dokładniej – albo robili to często, albo lubili o tym gadać. W każdym razie występuje to słowo co chwilę i rozumiem, że trudno analizować teksty, nie wiedząc, co to jest.
– A „król”?
– To taki osobnik, który może decydować o innych.
– Tak jak członek Zarządu?
– No, trochę więcej. On może też kazać zabić. I zauważyłem, że stanowisko to musiało być atrakcyjne, bo żeby je osiągnąć, też zabijali.
– Poprzedniego króla?
– Pół biedy, jeśli tylko. Ale często wysyłali kupę ludzi, aby biła się z inną kupą ludzi i gdy się już dobrze wytłukli, to królem zostawał ten, którego ludzi zostało więcej.
– A drugiego zabijali?
– Na ogół.
– A tamci, którzy się bili za swojego króla, to co z tego mieli?
– Jeżeli wygrali, to mogli tym drugim coś zabrać, albo mieć ich kobiety.
– I to im się opłacało? zapytała L/v.
– Nie masz łatwiejszych pytań? To wy badacie te teksty.

&

– No, macie już coś? zapytał Narda pV/T.
– Początek jest dość ciekawy. Opisane jest, jak pewna istota stworzyła świat.
– Cooo?
– No tak: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nocą.”
– Co to ma być?
– A żebym to ja wiedział.
– Może Big Bang dla maluczkich?
– Ale jeżeli rozumieli Big Bang, to po co takie wyjaśnienia, powiedział ∫exdx. Jeżeli to jest dla nas, to po co takie gadanie? Przecież my rozumiemy Big Bang.
– Może to było dla nich ważne?
– Ale w końcu – wiedzieli, czy nie wiedzieli? Jeżeli wiedzieli, to po co takie zaciemnianie?
– Może coś innego jest tu ważne, a reszta została zachowana, bo tak kiedyś napisano.
– My nie zachowujemy starych zapisów tylko dlatego, że ktoś tak kiedyś powiedział. To tylko strata czasu i zawracanie głowy. Jeżeli wie się coś nowego, to stare rzeczy należy uaktualnić!
– Widocznie mieli inny sposób myślenia. To w końcu też interesujące.
– Nie wiem, po co nam inny sposób myślenia. Można go w końcu poznać, ale nie wiem, co mielibyśmy na tam zyskać, mruknął ∫exdx.
– A dalej? – zapytał pV/T.
– Dalej stworzył Bóg rośliny, zapalił na niebie słońce i gwiazdy, stworzył zwierzęta, a na końcu człowieka.
– Co to jest człowiek? zapytał pV/T.
– Z kontekstu wynika, że chodzi o te istoty, które nam zostawiły ten przekaz. Ciekawe jest, że Bóg stworzył je na swój obraz i podobieństwo.
– Dzieci Boże – zachichotał dex/dx.
– I udał mu się ten twór?
– Nie za bardzo. Na początku wpuścił go, a dokładnie ich – bo stworzył parkę, do ogrodu, gdzie było wszystkiego pod dostatkiem. Ustanowił jednak pewien zakaz, lecz człowiek go nie uszanował.
– O co chodziło?
– O zjedzenie owocu z drzewa znajomości złego i dobrego.
– Ci to mieli porównania! I co się stało?
– Po pierwsze, zaczęli rozróżniać między rzeczami i czynami dobrymi i złymi. Na przykład zauważyli, że są nadzy i zaczęło im to przeszkadzać.
– Nie było to normalne w ich klimacie?
– Pewnie tak, ale oni nagle na to spojrzeli inaczej. Najsilniej odczuli potrzebę zasłaniania narządów służących do rozmnażania.
– To to, co mieli między nogami? Tam widać istotną różnicę.
– Chyba tak.
– Ale, ale, krzyknął ex. Przecież na tabliczkach z obrazami są ubrani i rozebrani, jakby im to nic nie zmieniało.
– Wiem – gdzie by nie spojrzeć, są bez przerwy sprzeczności.
– I co dalej? zapytał pV/T.
– Stwórca wyrzucił ich z ogrodu, bo zgrzeszyli i odtąd zaczęli grzeszyć na potęgę. – Co to znaczy „grzeszyć”?
– Robić świadomie złe rzeczy. To też trudno zrozumieć, ale znowu tak wynika z kontekstu.
– Jeżeli ktoś ma zapluskwiony program, to nie można mu po prostu wczytać nowej wersji?
– Nie wiem, czy było to u nich możliwe konstrukcyjnie. W każdym razie byli fanatykami wolnej woli.
– To znaczy?
– Że muszą sami rozróżniać między dobrem a złem.
– To po co on ich właściwie stworzył, jeżeli potem nie był z nich zadowolony i nie chciał ich naprawić?
– Potem co jakiś czas przekazywał swoją wolę przez swoich wysłańców, ale decyzję musieli zawsze podejmować sami.
– Czy to nie wyrzucanie energii i materiału? Można było przecież przerwać eksperyment.
– Raz prawie do tego doszło. Planeta została zalana wodą i tylko jedna rodzina została ostrzeżona i ocalała.
– A po tej selekcji jak było?
– Po chwili znowu zaczęli grzeszyć.
– I jak im z tym było?
– Ciągle mieli wyrzuty sumienia, ale nie potrafili skorygować programu.
– Wyrzuty sumienia?
– Mówiłem już, że mieli obsesję na temat wartościowania – dobra i zła. Robili źle, ale potem jakiś podprogram mówił im o tym i zaburzał im spokój.
– I to ma być optymalny projekt?
– Czy ja mówię, że optymalny? Oni w każdym razie byli z siebie strasznie dumni, chyba nie potrafili sobie wyobrazić nic lepszego.
– Przypomniało mi się o tym stworzeniu na obraz i podobieństwo. To jaki musiał być ich stwórca?
– Chyba miał inną logikę, niż nasza.

Nardo zamyślił się na chwilę.
– Ale chwila! – wykrzyknął. – Jeżeli stworzył świat i ich, to może stworzył i nas? Może to właśnie my jesteśmy kolejną wersją projektu?
– Spokojnie – powiedział pV/T. – Jeszcze nikt nie powiedział, że tak naprawdę było. Chyba cię wciągnęła lektura. Nie zapominaj, że żyjesz tu, a tamto tylko badasz.
– Może i racja, to rzeczywiście wciąga.

&

– Od L/v dawno nie było nic nowego – powiedział pV/T.
– Miałam rzeczy, których nie mogłam zrozumieć.
– Nie ty jedna. Możesz coś przedstawić?
– Tak. W niebieskim zapisie na początku wszystko było według normy – historie królewskie, nienawiść i morderstwa. Ale nagle jeden tekst był inny. No oczywiście, też jest parę trupów, ale nie chodzi o władzę.
– A o co?
– O miłość. Co tak patrzycie? Sama też się dziwiłam. Jest młody samczyk i spotyka samiczkę i chce być z nią.
– Wie, że ona ma dobre geny?
– Nie myśli w ogóle o genach. Potem wyjdzie, jak wyjdzie. Ale on chce być z nią.
– Akurat z nią?
– Tylko z nią. Ona też – miała się połączyć z innym, ale poznała tamtego i już nie mogła inaczej.
– A co w niej było szczególnego?
– Oczy, głos, ruchy…
– Aha. Ciekawe. – burknął ex. – Czy oni mieli jeszcze czas na inne zajęcia, na przykład pracę?
– To prawda – stwierdził pV/T. – W obu zapisach nie ma praktycznie słowa o tym. – Musieli zajdować na to jakieś wolne chwile – stwierdził bez nadmiernego przekonania Nardo. – Może nie było to dla nich dość ciekawe, żeby o tym pisać? W końcu do czegoś tam doszli.
– Chyba dlatego potrzebowali na to tylu miliardów lat.
– A trupy w tym wszystkim skąd? – przypomniał sobie dex/dx.
– Ich rody były zwaśnione – odpowiedziała L/v. – Coś takiego musiało przecież być. Młodzi z obu rodów walczyli ze sobą na ulicach, choć było to zakazane.
– Ale ktoś musiał pracować! – wykrzyknął ex.
– Była niania…
– Jedna na wszystkich?
– No i jeszcze jacyś służący. To naprawdę musiało być dla nich nieinteresujące.
– Tylko zabijanie? Ciekawe.
– No i miłość.
– Tak ich to strasznie podniecało, kto z kim? To bardzo przypominało ich walkę o władzę. Zdobyć dla siebie. A potem, też tak kochali swoje zdobyte samice?
– No, o tym to jest serdecznie mało. Jeżeli chodzi o miłość, to tekst się na ogół kończy w momencie, gdy wreszcie oboje dochodzą do wniosku, że się kochają i tyle.
– Całkiem w ich stylu, tylko zabawa, a to co ważne, to nieważne.
– Mi się ten tekst podobał – powiedziała L/v.
Ex popatrzył na nią podejrzliwie.
– Pięć miliardów lat i nic do przodu…

Na tym skończyło się zebranie. L/v zbierała swoje materiały, a i Nardo coś dłużej dłubał przy swojej aktówce. Gdy wszyscy się rozeszli, zauważyli, że zostali sami.