Nardo, cz. 1
– Dlaczego chcesz mu dać takie dziwne imię – zapytała DetA=0 swego męża, E=mc2. – Jeżeli już chciałeś czegoś oryginalnego, to mógłbyś go nazwać Uhuhuhuh, jakby to zrobili Tchniacze!
E=mc2 zamyślił się.
– Tak mi coś podpowiedziało… Nie wiem… Czemu Tchniacze? Nie o to chodzi. Ci siedzą tylko cały dzień i udają, że myślą. Któryś mi kiedyś opowiadał, że tak naprawdę to starają się nie myśleć o niczym. Boją się swoich myśli? Zresztą, czego można się spodziewać po istotach opartych na węglu. My jesteśmy z krzemu, my działamy. Z krzemu są maszyny liczące, z którymi możemy się bezpośrednio sprzęgnąć. Wtedy dopiero powstają pomysły! Dlatego rozumiem, że tradycja każe nadawać imiona od pojęć i wzorów Wiedzy. Ale jakoś coś mnie tknęło…
Jak się zapewne Czytelniku domyślasz, książka ta jest tłumaczeniem. Pewnych pojęć nie da się oddać w naszym języku. „Wiedza” oznacza mniej więcej to, co my nazywamy matematyką i fizyką. Również E=mc2 w języku oryginału zapisane jest inaczej, znaczy jednak to samo, bo – jak przypuszczamy – prawa natury są jedne.
– Jeżeli musisz… Ale jakoś to możemy zdrabniać, na przykład Drn, żeby się to dało jakoś wymówić.
– Same spółgłoski i od tyłu, no niech ci będzie. Ale dla mnie będzie on zawsze Leonardo.
– Samo brzmienie – posłuchaj tylko!
– Nie wiem, czemu, ale dla mnie to brzmi pięknie.
– Może i pięknie, ale dziwacznie. Będzie miał kłopoty z kolegami.
– Są ludzie, którzy niezależnie od imienia mają kłopoty z kolegami.
– Na przykład ty – ty zawsze miałeś. I jako dziecko i potem. I zawsze. Z twoimi pomysłami! Gdybyś jak wszyscy chodził do roboty, w dziesiąty dzień chodził sławić przodków i nie gadał tylu głupot, to nie mielibyśmy tylu problemów!
– Przecież chodzę.
– Chodzisz, ale myślisz o czymś innym.
– O moja ty DetA=0… Wiesz, że cię kocham i że ty mnie kochasz, ale taki już jestem.
– Kocha się na węglu, nie na krzemie.
– I na krzemie, i na krzemie. Kiedyś nasi przodkowie pisali nawet wiersze, ale ich następcy doszli do wniosku, że to tylko zakłócenia w obwodach, które niczego nie wnoszą. I wyłączyli… Nawet czcimy ich pamięć, ale nie mówi się o nich wszystkiego.
– Zawsze myślałam, że jesteś mutant.
– Może i mutant. Zredukowali też częstość mutacji. Może jestem ostatni.
– Nie drażnij się. A w końcu… Może cię i kocham.
&
Taka jest historia narodzin Leonarda. Koledzy rzeczywiście zdrabniali jego imię Drn, nauczyciele mówili na niego dRn, co jako tako kojarzyło się z różniczką w przestrzeni n-wymiarowej, ale dla ojca był Leonardem. Wołał na niego Nardo. Pewnego dnia Nardo, gdy miał już dziesięć lat, zapytał ojca:
– Tato, dlaczego jesteś inny niż inni?
– Jak to inny?
– Nie widzisz tego? Wszyscy inni są prawie tacy sami, tylko ty jesteś inny. Inni mówią to samo, są zawsze weseli, a ty się często zamyślasz i mówisz też inaczej.
– To dobrze, czy źle?
– Ojej! Dobrze, czy źle. Inaczej.
– Wiesz, że wszyscy podczas pracy podłączają się do sieci, ładują swoje programy i pracują razem. W zasadzie jest wszystko jedno, co który robi, prawie każdego można zastąpić innym. Dlatego mają podobne myśli.
– A ty?
– Ja też pracuję z innymi. Wiesz przecież, że pracuję w wierceniach, a tego nie da się robić samemu.
– Mama mówi, że i tak myślisz o czymś innym.
– Każdy ma prywatny obszar pamięci.
– I można tam myśleć, o czym się chce?
– Tak, ale nie każdemu się chce.
– A tobie się chce.
– Tak.
– A czemu?
– Bo myślę, że nie wszystko jest takie proste.
– A po co tak myślisz?
– Coś mnie ciągnie.
– A jest łatwiej, jak się myśli, że nie wszystko jest takie proste?
– No, prościej to nie, ale chyba ciekawiej.
– Ja też myślę, że nie wszystko jest takie proste.
&
Minęło znowu parę lat. Ojciec traktował Narda już prawie jako dorosłego, a w każdym razie coraz rzadziej był w stanie powstrzymywać się od poruszania przy nim swoich dziwnych tematów. Zresztą, z kim miał mówić? Przez kolegów uważany był za nieszkodliwego dziwaka, choć solidnego inżyniera wiertnika, a żona, kochana jego DetA=0, nie chciała słuchać jego gadania. Więc mówił czasem prawie do siebie i nie zwracał uwagi na to, że Nardo jest przy tym obecny. Zresztą Nardo też zaczynał mówić inaczej, niż inni chłopcy.
Pewnego razu Nardo powiedział:
– Tato, d2x/dt2 mówił dzisiaj w szkole, że nie można myśleć o byle czym.
– To nowy kolega? Nigdy mi o nim nie mówiłeś.
– O nim nikt dużo nie mówi. Jego ojcem jest dx/dt.
– A… dx/dt… A co mówił dokładnie?
– Była to lekcja wychowania obywatelskiego i nauczyciel mówił, że wszyscy u nas robią dobrowolnie to, czego najbardziej chcą i są z tego zadowoleni. Mówił, że każdy może się swobodnie rozwijać i ma na to przydzielony obszar pamięci, trochę lokalnie, a trochę na dyskach w centrum. W obszarze w centrum można na przykład wspólnie o czymś myśleć. A wtedy d2x/dt2 powiedział, że mu tato mówił, że ten prywatny obszar jest sprawdzany podczas podłączenia do centrum i jeżeli znajdą coś niewłaściwego, to jest zerowany.
– A nauczyciel?
– Nauczyciel nie wiedział, co powiedzieć. To jak to jest?
– Umiesz dochować tajemnicy?
– Słowo.
– Wiesz, o tym się nie mówi, ale to prawda.
– Ale ty myślisz, o czym chcesz?
Chwila milczenia.
– Naprawdę umiesz dochować tajemnicy?
– Słowo!
Znowu chwila milczenia.
– Są sposoby… Ale to tajemnica.
– No przecież dałem ci słowo!
– Jeżeli się wie jak, można tak zadeklarować obszar prywatny, żeby nie był dostępny dla systemu.
– Ooo!
– I wtedy można myśleć, o czym się chce.
– A jeżeli jednak znajdą?
– To wyzerują.
– Nie boisz się?
– Boję się.
– Dlaczego mi powiedziałeś?
– W końcu komuś trzeba powiedzieć. Jesteś moim synem.
– Teraz ja mam tę tajemnicę.
– I kiedyś może będziesz chciał się nią z kimś podzielić. Może z najlepszym przyjacielem.
– Bo co jest warta tajemnica, którą się ma tylko dla siebie. Ale wtedy będę się bał, że mi wyzerują.
– Tak to właśnie jest.
– Ale czemu właściwie boisz się, że ci wyzerują. Inni nie myślą, a nie wyglądają na nieszczęśliwych.
– A czy oni wiedzą, czy są szczęśliwi, czy nieszczęśliwi?
– Aaa… I byłoby ci żal, gdyby ci wyzerowali?
– Nie, wtedy nie byłoby mi już żal, bo nie byłbym to już ja. Pudło zostałoby to samo i podzespoły, ale nie byłbym to już ja. Nie wyzerowaliby mi pamięci, wyzerowaliby mnie.
– I tego się boisz?
– Tak.
– Ale przecież i tak kiedyś umrzesz.
– No tak, kiedyś zepsuje się pudło i moje bloki pamięci pójdą na złom, ale moje myśli mogłyby przetrwać.
– Jak?
– W tobie – i w innych.
– Chciałbyś, żeby inni myśleli to, co ty?
– Nie żeby powtarzali, ale żeby wiedzieli i szli dalej.
– Dalej – dokąd?
– Nie wiem. Nie wiem, bo tam mnie nigdy nie było i nie będzie. Ale dalej.
– Myślisz, że jest jakiś świat – dalej?
– Jest świat myśli. Nie znam go, bo obawiam się dzielić z innymi moją tajemnicą. Ale przypuszczam, że jest.
– Dlatego pracujesz w wierceniach?
– Czemu?
– Bo myślisz, że pod tą skorupą coś jest.
– Domyślny jesteś.
– Naprawdę?
– Popatrz: planetę naszą trafiła kiedyś asteroida i stopiona skała pokryła całą powierzchnię krystaliczną skorupą. Całą, żadnej luki. I to na kilometr grubości!
– A ty mówisz, że szukasz źródeł energii.
– Bo szukam. Dokopaliśmy się w końcu gęstej cieczy, którą się da palić.
– I to wszystko?
– Ta ciecz to konkretny fakt. Ale może to nie wszystko.
– A co jeszcze?
– To jest inny świat – i tak blisko!
– Ale tam jest tylko ta ciecz.
– Może nie tylko.
– Znalazłeś coś?
– Jeszcze nie. Co tak patrzysz? Powiedziałbym ci. Po tym wszystkim… Ale na razie nie znaleźliśmy nic.
– A co chciałbyś znaleźć?
– Jakiś ślad.
– Czego?
– Tego co było przedtem. Popatrz: wszechświat ma już piętnaście miliardów lat. Pięć miliardów lat minęło od czasu, jak asteroida uderzyła w naszą planetę i wystarczyło to na powstanie rozumnego życia. Więc zastanów się: pierwszych pięć miliardów na utworzenie się gwiazd i planet – starczy, nie? Pięć ostatnich miliardów na nas. A te pięć miliardów lat pośrodku?
– Myślisz, że nie jesteśmy tu pierwsi?
– Taka hipoteza…
– Ale nie wiesz?
– Nie wiem, ale chciałbym wiedzieć.
&
Nardo ukończył szkołę i wystąpił do Zarządu z prośbą o zgodę na pracę w wierceniach. Na ogół takie tradycje rodzinne nie były mile widziane, ale ponieważ Nardo nie wykazywał nadmiernych zainteresowań innymi dziedzinami Wiedzy, w końcu, z braku lepszych pomysłów, uzyskał zgodę.
Miał ze szkoły opinię lekkiego dziwaka, czasem błyskotliwego, ale mającego problemy z dłuższą koncentracją na jednym temacie. Zajmował się obliczaniem wytrzymałości wierteł, bo było to zgodne z kierunkiem jego studiów, ale tak naprawdę to myślał o czymś innym i nie był nadmiernie wydajny. Obawiał się, że cierpliwość przełożonych się wreszcie skończy i zostanie przekwalifikowany, a wtedy żegnajcie marzenia o epokowych odkryciach!
Dreszcz go więc przeszedł, gdy pewnego poranka podszedł do niego szef i powiedział:
– Drn, chodź ze mną.
– Coś nie w porządku?
– Dowiesz się.
No, nieźle, pomyślał, teraz to pewnie mnie całkiem przeprogramują. Ale poszedł, bo jaki miał wybór?
Starając się nie za wiele myśleć, szedł za szefem, a ten kluczył korytarzami i schodami po zakamarkach, gdzie Nardo najwyżej podejrzewał istnienie jakiejś rupieciarni. W końcu stanęli przed drzwiami, na których nie było żadnego napisu. Szef zapukał i wprowadził go do biura. Przed Nardem stał poważnie wyglądający mężczyzna.
– To jest Drn – powiedział szef.
– Dziękuję – odpowiedział mężczyzna.
Szef wyszedł bez słowa. Ciekawe miejsce, pomyślał Nardo, aby dodać sobie ducha.
– Dzień dobry – odezwał się niepewnie.
Mężczyzna uśmiechnął się. No, trochę cieplej.
– Więc to jest nasz marzyciel.
Znowu zimno. Marzycieli, jak wiadomo, nie trzeba.
– Ja się starałem…
– Starałeś się, ale wiemy, że wiertła nie są twoją pasją.
– Ale ja umiem –
– Umiesz, umiesz, – przerwał mu z uśmiechem mężczyzna – ale co innego jest nam potrzebne. Bywa tak, że potrzebni są marzyciele.
Ciekawe… Ale lepiej teraz milczeć. Dowiem się, o co chodzi.
– A, zapomniałem się przedstawić – kontynuował mężczyzna. – Nazywam się pV/T=const, albo po prostu pV/T. Pewnie się domyślasz, że jestem fizykiem. Nie pytasz, po co cię tu sprowadzono? No, dobrze. Więc jest ciekawe zadanie.
PV/T przerwał i popatrzył na Narda, jakby chciał sprawdzić, czy słowa te wywarły na nim wrażenie. Ten jednak nie dawał nic po sobie poznać. PV/T spojrzał mu prosto w oczy.
– Znaleźliśmy metalową skrzynkę. Nieco pogiętą, no ale przy tym ciśnieniu… Jest pewnie sprzed katastrofy.
Narda zatkało. PV/T wyraźnie delektował się tym, że zbił go z tropu. Wreszcie powiedział:
– Potrzebujemy cię do zespołu.
Nardo wciąż stał zaskoczony.
– To chcesz, czy nie chcesz? Możesz wrócić do twoich wierteł.
– Nie, nie! To znaczy chcę! Chcę brać udział w tych badaniach.
– Dobrze. A czemu?
– Czemu? Ooo… To ciekawe.
– Co jest takie ciekawe?
– Noo, co było przedtem. Jeżeli faktycznie była jakaś cywilizacja, to jak im poszło, czym różnili się od nas, jak nam może pójść… A może lepiej zrozumiemy, skąd się wzięliśmy, jaki był nasz rozwój. To pierwszy przypadek, kiedy się możemy z czymś porównać, i to nie z czymś wymyślonym, co by mogło być, ale z czymś realnym.
– I co nam to może dać?
– Zrozumienie, a może stworzyli coś, wartościowego, co moglibyśmy przejąć.
– Coś przejąć, mówisz. Nasz system jest dobry. Do tej pory nie interesowała nas przeszłość, tylko teraźniejszość i przyszłość. Jeżeli tyle uwagi poświęcamy obserwacji nieba, to dlatego, że wiemy, że przed pięcioma miliardami lat planetę naszą uderzyła asteroida i chcielibyśmy uniknąć zaskoczenia. Ale co było przedtem, zostało raz na zawsze zniszczone, wyzerowane. I właściwie nieinteresujące. Było, minęło. Tak myśleliśmy do teraz. Coś od nich przejąć… Nie mam pojęcia, co tam będzie. Musimy być elastyczni. Ważna jest przyszłość.
– A ty, czemu prowadzisz te badania?
– Dobrze – uciął pV/T i nacisnął przycisk na biurku.
Rozsunęły się za nim drzwi prowadzące do wielkiej sali, w której stało kilka osób.
– Skompletowaliśmy zespół – zakomunikował pV/T.
– Kogóż to możemy powitać w naszym skromnym gronie? – zapytał jeden z obecnych.
– Nazywa się Drn i zaraz się przedstawi. Ale może zaczniemy od starszych stażem.
– To chyba ode mnie – powiedział ten, który powitał Narda, – jestem tu już od pięciu godzin. Nazywam się <zdanie>::=<podmiot><orzeczenie>, ale mów mi <zdanie>. W ogóle nie ma tu zbędnych formalności. Chodzi o skuteczność.
– Powiedz, co robisz – przypomniał mu pV/T.
– A, co robię. Jestem specjalistą od języków. Gramatyka porównawcza..
– Ale co tu porównywać? – zapytał Nardo. – Przecież jest tylko jeden język.
– Słuszne spostrzeżenie, młody człowieku. Ale mogą być inne języki – na przykład innych cywilizacji. No, nie patrz tak – wiem, że jeszcze nie nawiązaliśmy kontaktu, ale jakby co, to jestem do usług. A tu nagle pod naszymi stopami – jest!
– Jeszcze nie wiadomo, co tam będzie – odezwał się następny. – Ale to samo dotyczy nas. Jesteśmy braćmi, ja nazywam się ex, a to ∫exdx i dex/dx.
– Przecież to matematycznie wychodzi na jedno – znowu wyrwał się Nardo.
– Kolejne słuszne spostrzeżenie, młody człowieku. Zajmujemy się analizą porównawczą różnych systemów Wiedzy. Nieco abstrakcyjne, jak na razie.
– Ale może wreszcie trafi się nam kąsek – uśmiechnął się ∫exdx.