Śnieg sypał się z chmur bezszelestnie. Na ziemi powoli wyrastały białe kopce, kryjące zielone niegdyś drzewa i krzewy. Wąską ścieżką szedł Kot. Właściwie nie tyle szedł, ile sunął lekko, nie zapadając się zbytnio w tę zamarzniętą, nieprzyjemną wodę. Rozglądał się na lewo i prawo, szukając zaczepki, na przykład ze strony jakiejś wrony lub innego kota. Ale nic się nie działo. Pustka i cisza wypełniały ten duży, zimowy ogród. Samotność jest zimna, pomyślał zapewne Kot.

Mijały powoli niezmierzone chwile kociego czasu. Śnieg zaczął sypać mniej intensywnie. Powietrze, o ile to możliwe, miało szarobłękitny kolor. Zimno było bardzo, aż Kotu zmarzły uszy. Próbował zajrzeć pod grubo przysypaną gałąź świerku, ale skończyło się to nieprzyjemnym prysznicem. Prychnął, kichnął i poszedł dalej. Ogon dostojnie zadrżał w powietrzu.

Doszedł do stawu. Staw nie był teraz mokrą, białą wodą. Był lodem. Kot podszedł do brzegu, udeptał śnieg i usiadł, zawijając ogon wokół łap. Spojrzał na taflę. Pokryta był cienką warstwą śniegu, upstrzonego gdzieniegdzie śladami po czteropalczastych, ptasich łapkach. Twarda, skuta lodem powierzchnia. Kot delikatnie postawił najpierw lewą przednią łapę, potem prawą przednią na tafli. Zadrżał ostrzegawczo końcówką ogona. Nic się nie stało. Ostrożnie postawił też pozostałe tylne łapy. Poczuł zimno. Śnieg już zupełnie przestał padać. Kot przesunął się bliżej środka stawu. Zrobił kilka kroków w miejscu. Końcówka ogona zadrżała bezwiednie, więc przez chwilę próbował ją złapać. Odgarnięty śnieg ukazał fragment zamrożonej wody. Kot usiadł i zaczął się przyglądać. Ujrzał nieruchomy kamyk, jakiś liść i rybę. Ryba była zawieszona nieruchomo w wodzie. Kot przez kilkanaście długich, kocich chwil patrzył na nią nieruchomo. Ryba nie zmieniała swojej pozycji. Nie ruszała skrzelami, płetwami ani ogonem, jak to zwykłe ryby. Spróbował się do niej dostać, intensywnie atakując lód przednimi łapami. Najwidoczniej zima ją zaskoczyła i postanowiła przetrzymać do cieplejszych dni, pomyślał Kot.
Smutno się w sumie zrobiło Kotu, że ryba była uwięziona. Byli całkiem sami. Śnieg leżał cicho wszędzie wokół. Na szczęście nie padał, więc kot mógł spokojnie obserwować rybę. Tak na wszelki wypadek. Mroźno było bardzo. Kot wstał, wygiął kręgosłup, rozciągną łapy, po czym znowu usiadł, zawijając ogon. Postanowił poczekać i zobaczyć, co się stanie.

Minęło wiele kocich chwil. Minęły noce i dni. Kot od czasu do czasu szedł po coś do zjedzenia. Czasem spał w jakimś w miarę ciepłym miejscu. Ale codziennie sprawdzał, czy ryba już pływa. Chwilami się niecierpliwił, ale na ogół wiedział, że w końcu nadejdzie dzień, kiedy ryba drgnie. Ponieważ jednak wciąż była zawieszona, czasami pozwalał sobie na dłuższe wycieczki.

Pierwsze promienie słońca docierały do zimnej ziemi. Śnieg topniał, a drzewa otrząsały się na wietrze. Wąską ścieżką nadbiegł lekko Kot. Zdziwił się, jak zmieniła się znana mu dobrze okolica. Już nie było tak cicho, szumiał wiatr w lekkich gałęziach, ptaki ze sobą rozmawiały, muchy brzęczały bezlitośnie. Kot złapał jedną dla zabawy. Sprawdził, co dzieje się pod niskimi gałęziami świerku. Aż w końcu znalazł się przy stawie. Ogon zadrżał z niecierpliwości.
Postawił, jak zwykle ostrożnie, przednią prawą łapę na tafli przy brzegu.
Usłyszał trzask i łapa zanurzyła się w wodzie. Otrząsną ją gwałtownie. Rysa sunęła szybko przez taflę. Lód topniał. Kot cofnął się dla bezpieczeństwa i usiadł na brzegu. Wygładził najeżony ogon i zawinął go wokół przednich łap. Patrzył w cienką taflę lodu, pod którą woda żyła po swojemu. Pływały jakieś gałązki, liście. Gdzieś tam też pewno płynęła ryba, Kot był tego pewien. Wstał, zakręcił się w miejscu, spróbował złapać nerwową końcówkę ogona. Okrążył cały staw, próbując dojrzeć jakiś ruch w wodzie. Niestety, woda była mętna, a do tego pływały po niej duże kawałki kry. Kot jednak bardzo chciał ujrzeć rybę w ruchu. Samotność bywa męcząca, pomyślał Kot.
Odbił się więc tylnymi łapami od brzegu. Sterując ogonem przeleciał w powietrzu i lekko, ale jednak nie dość lekko, wylądował na krze. Lód pękł, a Kot wpadł do wody.

Zanim zorientował się, że musi wypłynąć na powierzchnię, przez chwilę spadał w wodzie w dół. Powolnie odwracając głowę spojrzał w bok. Ujrzał rybę, która powoli machając na lewo i prawo ogonem, zdziwiona patrzyła na Kota. W końcu odwróciła się i zwinnie odpłynęła. Kot zaczął przebierać ciężko łapami i wypłynął na powierzchnię. Przedzierając się między kawałkami lodu, dopłynął na brzeg. Otrząsnął się energicznie, prychnął, kichnął, po czym usiadł w słońcu i zaczął starannie wylizywać futro.

 Zdjęcia: Joanna Krzciuk/ pinezka.pl ; na zdjęciach: Gwincik
Kolaż: Joanna Titeux