Dobra znajoma opowiedziała mi kiedyś o kobiecie, która mieszkała na pobliskim osiedlu.
Jej mąż powiesił się. Dlaczego? Nikt tego tak naprawdę nie wiedział. Po osiedlu krążyły tylko domysły i przypuszczenia. Jedni dopatrywali się przyczyny samobójstwa w jakimś nagłym ataku depresji. Inni po cichu za ten desperacki czyn obwiniali ją, twierdząc, iż widocznie tak mu zatruła życie, że aż postanowił się od niej raz na zawsze uwolnić.

Kobieta ta stała się obiektem zainteresowania całego osiedla, gdy, niedługo po samobójstwie męża, zaczęto ją widywać, jak bez celu błąka się po osiedlowych alejkach. Tam i z powrotem. I tak przez kilka godzin dziennie. Być może niewiele osób zwróciłoby na nią uwagę, gdyby nie to, że podczas tych wędrówek zawsze otoczona była sforą bezpańskich psów. – Jak ją widziałam z tymi psami, to na myśl przychodził mi święty Franciszek –  zaklinała się moja znajoma, opowiadając mi o tym.

Kobieta i jej wierna świta budzili na osiedlu sensację przez kilkanaście kolejnych dni. Jej zachowanie uruchomiło kolejną lawinę dociekań i plotek. W końcu, sąsiedzi zgodnie uznali, że nie może otrząsnąć się po śmierci męża. Po czym przeszli nad tym do porządku dziennego. Wkrótce jednak te spacery ustały.
Odtąd codziennie można ją było zobaczyć w jednym z okien jej mieszkania. Stała w tym oknie całymi godzinami, tępym wzrokiem wpatrzona przed siebie, jakby wypatrywała kogoś lub czegoś. Gdy rano mieszkańcy bloków wychodzili do pracy i szkoły, ona już tam była. Po południu wracali, a ona tkwiła w nim nadal. Na osiedlu mówiono, że teraz to już kompletnie zwariowała.

Dni mijały, a ją wciąż można było zobaczyć w tym samym oknie. Powoli przestało to budzić niezdrową sensację wśród mieszkańców okolicznych bloków. Jej ciągła obecność tam spowszedniała. „Kobieta z okna” stała się jeszcze jednym elementem wtopionym w krajobraz tego osiedla. Ludzie się do tego przyzwyczaili; zaczęli traktować ten widok jako coś oczywistego i naturalnego.
Pewnego dnia ktoś zauważył, że okno jest puste. Kobieta nie pojawiła się w nim przez kilka kolejnych dni. Nie opuszczała mieszkania, a nie widziano, aby gdzieś wyjeżdżała. Ponoć zaniepokojona sąsiadka postanowiła sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nikt nie otwierał, więc wyważono drzwi. Kobieta leżała na podłodze pod oknem.
Ot, zwyczajnie – umarła.

Ilustrowała: Joanna Titeux/pinezka.pl