ilustr. Anna Fudyma

2005 to rok niewątpliwie przełomowy dla kobiecych stóp. Do tej pory było tak, że co modne, nie mogło być wygodne, a to, co ładne, nie mogło być jednocześnie dobre dla zdrowia. Niebotyczne szpile, przeczące anatomii wąskie czubki, klapki o podeszwie tak cienkiej, że najmniejszy kamyczek boleśnie ranił… Lista przestępstw przeciw zdrowiu i urodzie stóp nie miała końca.

Niektóre buty wyglądały tak, jakby osoby je projektujące nigdy nie widziały ludzkiej stopy z bliska i im dłużej się je nosiło, tym bardziej wygląd stóp ich właścicielki różnił się od tego, jakim ją natura obdarowała. Nieznośnie wąskie noski doprowadziły nawet do wynaturzonej mody na chirurgiczne interwencje – zwężanie stóp przez usunięcie jednego palca lub wstrzykiwanie kolagenu w podbicie stóp, by chodzenie na superwąskich obcasach uczynić bardziej znośnym. Tak niewolnicza postawa wobec mody kojarzy mi się ze zniewoleniem, jakim poddawano niegdyś kobiety w Chinach – myślę o krępowaniu stóp, okrutnej praktyce okaleczającej kobiety w imię zwiększenia ich atrakcyjności.

Sama noszę buty na obcasach i przekonałam się, że szpilki szpilkom, dosłownie i w przenośni, nierówne. Ortopedzi twierdzą, że niekorzystne dla stóp i całego szkieletu są zarówno bardzo wysokie i wąskie obcasy, jak i zupełnie płaskie podeszwy. Nawet kobiety w zaawansowanej ciąży powinny, wbrew utartej opinii, unikać butów bez obcasów – najlepszy jest mały obcas, nie przekraczający 3 cm.
Szpilki, nie da się zaprzeczyć, stwarzają miłą dla oka panów i samopoczucia pań optyczna iluzję – wydłużają nogi, wysmuklają sylwetkę, narzucają bardziej rygorystyczny sposób trzymania się i chodzenia, słowem – są jednym z niekwestionowanych atrybutów kobiecości. O ile są niższe niż 9 cm i niezbyt cienkie, a ponadto reszta buta jest odpowiednio wyprofilowana, założenie ich na wyjście do teatru lub na kolację w restauracji nie przyniesie stopom uszczerbku.
Mimo, że w zasadzie każda znana mi istota płci żeńskiej, od trzeciego roku życia wzwyż, cierpi na mniej lub bardziej zakamuflowany obuwniczy fetyszyzm, wiele nie poddało się nigdy masochistycznemu czarowi szpilek. Niektóre przyznają szeptem, że czasem wkładają szpilki w domowym zaciszu na prośbę swoich mężczyzn… ale zdejmują wtedy wszystko inne.

W tym roku dla tych kobiet nastała złota epoka tolerancji.  Trzy najmodniejsze fasony na lato to:
1. Koturny
2. Tzw. Mary Janes, czyli pantofle na średnim obcasie, z zaokrąglonym noskiem i poprzecznym paskiem. Inny wariant to buty do tanga – z paskiem poziomym.
3. Klapki.

ilustr. Anna Fudyma
 

Wielki comeback koturnów był do przewidzenia. Są o wiele wygodniejsze, niż szpilki, a spełniają podobne zadania: dodają centymetrów i dzięki kontrastowi między solidnością koturna a nogą sprawiają, że nasze kończyny wydają się zgrabniejsze, niż są (i jest to dużo tańsze, niż odsysanie tłuszczu).
Koturny są zaprojektowane tak, żeby przy pomocy pasków dobrze przylegały do stóp i dlatego dają poczucie, że obuwie jest przedłużeniem nóg, a grube obcasy zapewniają, w odróżnieniu od klapek, komfortowy dystans między stopą a podłożem. Buty na koturnie z założenia nie są „eleganckie”, tak jak szpilki, dlatego unikaj koturnów nadmiernie ozdobnych. No i nie łącz ich ze spódnicą á la Cyganka – co za dużo etno, to niemodnie.

Do takiej spódnicy lepiej założyć kolejny przebój sezonu, czyli klapki. W tym roku klapki są bardziej wyrafinowane i strojne, niż zeszłego lata – najmodniejsze są inkrustowane koralikami, kamykami lub ozdobione sztucznymi kwiatami. Efekt mogą zrujnować łuszczący się lakier lub zrogowaciały naskórek, uczulam więc na konieczność regularnego pedikiuru.

Do biura, czy na formalne wyjście, świetnie nadają się pantofle z okrągłym noskiem – pewna forumka nazwała je bucikami „á la perwersyjna pokojówka”. Takie buty często nosi Scarlett Johansson, która na pewno w niemałym stopniu przyczyniła się do ich popularności. Fason Mary Janes to mój osobisty faworyt – pamiętam, jak dwa lata temu przywiozłam do Warszawy parę kupioną w Londynie i zbierałam komplementy zarówno od znajomych, jak i przygodnie spotkanych osób. Obcas mają zwykle solidniejszy (i niższy) niż szpilki, no a przede wszystkim te okrągłe noski! Co za ulga dla ściskanych i obcieranych przez lata palców.

Jest tylko jeden mały problem z tymi trzema przyjaznymi kobiecie rodzajami obuwia: mężczyźni. Wszystko, co nie jest szpilkami, pozostawia mężczyzn chłodnymi i obojętnymi. No cóż, zgodzicie się chyba ze mną, że nadszedł czas, by teraz oni sobie trochę pocierpieli?

Ilustracje: Anna Fudyma/pinezka.pl