Ilustr. Joanna Titeux

Perfumy to świetna wizytówka, zapach, który nas reprezentuje, często półświadomy przekaz o nas samych. Nie muszą być drogie – jest to bardzo indywidualna kwestia – czasami na jednej osobie Vanilla Fields pachną lepiej niż Chanel No 5. Jednak poniżej pewnego pułapu cenowego naprawdę bardzo trudno jest znaleźć trwały (i tym samym wydajny), dobry jakościowo zapach. Zwłaszcza w tzw. pewnym wieku lepiej zainwestować w dobre perfumy, które będą naszą sygnaturą, niż w kilka średnio-kiepskiej jakości pachnideł.

Stąd warto udać się do perfumerii, chociaż i w drogeriach można znaleźć parę ładnie skomponowanych zapachów. Na pewno niezłe są zapachy, firmowane nazwiskiem Cindy Crawford – nienatrętne, ale i nieodkrywcze, za to naprawdę dobrze skomponowane i bardzo uniwersalne. Poza tym Gerry Weber Woman, bardzo klasyczny, zmysłowy i całkiem trwały, również odświeżająca i dość niebanalna woda kolońska Carlo Colucci Donna. Nie sposób też nie wymienić perfum Yves Rocher, zaliczających się do „średniopółkowych”, niektóre produkty perfumeryjne tej firmy są mało odkrywcze, jednak Nature to już klasyka. Zaś Neblina i Neonatura Seve, czy Neonatura Cocon, są zapachami niebanalnymi – przez co też nie dla każdego. Z zapachów produkcji rodzimej niezłe są kompozycje Polleny Ewy, choć zdają się być wzorowane na produktach z wyższych półek.
Nie sposób też zaprzeczyć, że i w perfumerii pełno jest zapachów bezbarwnych, jednosezonowych oraz pozbawionych „bożej iskry”. Wybór zapachów w perfumerii jest jednak nieporównywalnie większy i choćby z tego powodu warto tam zajrzeć. I nie tylko zajrzeć, ale i uciułać odpowiednią sumę. Z tej prostej przyczyny, że perfumy zwane firmowymi po prostu są (z reguły) trwalsze oraz pozbawione natrętnej nuty alkoholu, którą nawet mniej wybredne nosy zauważają w tanich pseudokompozycjach.

Oczywiście, kupując perfumy „górnopółkowe” należy być świadomym, że cena ani nie jest równoważnikiem składników, ani nie wynika ze skomplikowania kompozycji zapachów. Informacja o tym, że zapach perfum Armaniego pochodzi z dokładnie tego samego szwajcarskiego laboratorium chemicznego, które jest odpowiedzialne za zapach świeżości w proszku do prania i że za kompozycję nie jest odpowiedzialny żaden kreator, zwany „nosem”, jest rozczarowująca, prawda?
Geneza perfum nie przekłada się tutaj na cenę. To, ile płacisz, podyktowane jest jedynie marketingiem. Często opartym na przerażająco prostej regule – jeśli wyposażymy zapach w ekskluzywną cenę, to będzie się (lepiej) sprzedawał (dobrym przykładem są tutaj sezonowe zapachy Escady). ilustr. Joanna Titeux

Warto też zwrócić uwagę na istnienie bardzo drogich i wcale nie reklamowanych perfum, pochodzących od tzw. perfumiarzy starej szkoły, komponujących perfumy drogą prób i błędów, z komponentów naturalnych, a nie ich chemicznych odpowiedników. Tego typu perfumy, owiane mgłą autentyczności, adresowane są do najwyższych sfer, można je jednak coraz częściej zdobyć, nie posiadając odpowiedniego drzewa genealogicznego, wystarczy nieco bardziej wypchany portfel. Ponieważ „starzy perfumiarze” raczej nie kierują się modą i zależy im na tym, by ich kompozycje cieszyły się długim życiem, warto zapoznać się i z tymi zapachami podczas poszukiwań.

Niestety, nie ma prostej recepty na znalezienie swojego zapachu. Efekt końcowy jest wypadkową wielu czynników – odczynu skóry, gustu, diety i wielu innych. Jeszcze parę lat temu popularny był pomysł dopasowywania perfum do typu urody, czyli: dla blondynek zapachy lekkie, kwiatowe, dla brunetek – ciężkie, orientalne (a co z rudymi?). Teraz właściwie mało kto się tym kieruje. Nadal jednak rozpowszechniony jest zwyczaj kupowania cięższych, „cieplejszych” zapachów na zimę i lżejszych, orzeźwiających na lato.

Jedyną praktyczną wskazówką, jaką można dać na drogę do perfumerii, jest – zawsze testuj perfumy na własnej skórze. Papierek testowy jest co prawda niezgorszą metodą, jednak nie zawsze się sprawdza, jako że nie wszystkie nuty danego zapachu rozwijają się na papierze. Stąd też jedna z piszących ten artykuł nie odnalazła by swojego „zapachu życia” bazując li i jedynie na tym, co powąchała na papierku testowym.
Efekt końcowy użycia perfum jest tak bardzo zależny od odczynu skóry, że tylko bezpośrednie przymierzenie zapachu da pewność, czy to „to”. W końcu zanim kupimy nowe jeansy, uprzednio sprawdzamy jak leżą.

Kolejna wskazówką może być twierdzenie, z którym można się spotkać w wielu czasopismach kobiecych, że po wypróbowaniu trzech zapachów nos ludzki przestaje reagować. Niekoniecznie jest ono prawdą – istnieją osoby, które mogą przewąchać pół perfumerii, jak również takie, które po po jednym (szczególnie zaś po nietrafionym) zapachu nie czują nic. Stąd należy się kierować własnym nosem i jego wrażliwością.
Lepiej też nie kupować perfum od razu, gdy wydaje nam się, że się znalazło. Dużo lepszą decyzją jest wrócić do perfumerii po kilku dniach. Jeśli zapach nadal się podoba – nadszedł czas, by wysępić próbkę tegoż. Próbki nie są po to, by nagradzać nas za wydanie dużej ilości pieniędzy (choć jest to rzeczywiście miłe), ale po to, by w spokoju zacisza domowego wypróbować dany produkt. Ewentualnie – jeśli mamy do czynienia z wyjątkowo nieużytymi ekspedientkami – warto zaopatrzyć się w miniaturkę zapachu (allegro, ebay czy www.parfumflacons.com). Gdy po zużyciu kilku ml zapach nadal powala – kupuj!

Jeśli zdarzy się (a najczęściej tak się zdarza), że w perfumerii dostajemy zawrotów głowy od ilości butelek na półkach, do tego reklama każdego zapachu wmawia nam, że ten właśnie jest jedyny, niepowtarzalny dla wspaniałej, przebojowej (eterycznej, zmysłowej, pewnej siebie, romantycznej … – niepotrzebne skreślić) kobiety, którą może nie do końca jesteśmy, ale w danym momencie chciałybyśmy być, zawsze warta rozpatrzenia jest opcja zaczęcia od klasyki. Za każdym zapachem klasycznym stoi jakaś legenda (Marilyn, sypiająca jedynie z kroplą Chanel No5 na skórze, L’Interdit – zapach, który Givenchy stworzył specjalnie dla Audrey Hepburn i do którego rościła sobie prawo wyłączności – stąd nazwa, która oznacza „zabroniony”) i czy chcemy, czy nie, działa ona na naszą wyobraźnię.

Bo czymże są perfumy? Ano, drogim biletem wstępu do świata podziwianych kobiet, pięknych i niedostępnych.

Ilustracja: Joanna Titeux/pinezka.pl

Odcinek poprzedni:
Trudna sztuka inwestycji, cz. 1

Odcinki następne:
Trudna sztuka inwestycji – kosmetyki do ciała i włosów
Trudna sztuka inwestycji – pielęgnacja twarzy