Trudna sztuka inwestycji, cz. 1
Jeżeli nie należysz do osób, stawiających pierwsze kroki w dziedzinie pielęgnacji urody – potraktuj proszę poniższe wywody jako zbiór drogowskazów, pozwalających utrzymać w ryzach żądzę posiadania coraz to nowych i coraz to droższych kosmetyków. Oczywiście, chodzi tylko o utrzymanie jej w granicach rozsądku – ewolucyjnie zapewne podyktowane dążenie do doskonałości KAŻE nam bowiem poszukiwać absolutnego ideału. A wszechobecna reklama wmawia, że tylko kosmetyk drogi jest wystarczajaco dobry dla ciebie. Ponieważ jesteś tego warta…
Jeśli zaś należysz do kobiet, które onieśmiela niezmierzony wybór różnych specyfików pielęgnacyjnych i nie tylko, i twoje onieśmielenie podpowiada ci rozwiązanie najbezpieczniejsze – w postaci klasycznie niebieskiej puszki kremu w markecie wielobranżowym (zawsze łatwiej nadrabiać miną i sugerować, że to do rąk) – przygarść poniższych wskazówek niech doda ci odwagi w braniu się za bary z niedźwiedziem handlu kosmetycznego.
Kosmetyki kolorowe
Do poniższych wniosków doszłam po dość długiej odysei po drogeriach, perfumeriach i aukcjach internetowych. Jestem skrzyżowaniem snoba ze sroką, uwielbiam wszystko, co błyszczące i kolorowe – co zapewne jest częściowo wynikiem dorastania w matowoszarych latach osiemdziesiątych. Stąd trudno mnie wyciągnąć ze sklepów z farbami i… z perfumerii. Opakowania ekskluzywnej kolorówki , nie dość, że na kształt perłopławu kryją w sobie interesujące wnętrze, to i zewnętrznie są bardzo kuszące. Co tu dużo kryć – posiadanie takich bibelocików poprawia humor. Nam samym. Nie wiem zaś, czy w każdym przypadku poprawia humor naszym kontom i portfelom. Stąd, przetestowawszy wiele produktów z różnych półek, pozwoliłam sobie na ocenę stosunku jakości do ceny i oszacowanie inwestycji pod kątem rozsądku. Być może oszczędzę niektórym osobom rozczarowanych westchnień, gdy oglądany do tej pory przez szybę obiekt pożądania okaże się być wcale nie lepszy, choć nadal o wiele urodziwszy, niż ten, na który możemy sobie pozwolić bez większych protestów ze strony ministerstwa finansów.
Podkład – podkład jest podstawą makijażu i zdecydowanie warto weń zainwestować. Niekoniecznie muszą to być sumy bajońskie – bardzo dobre podkłady można znaleźć i wśród produktow tańszych (Perfect Match L’Oreala). Wadą asortymentu podkładów drogeryjnych jest jednak ich ograniczona kolorystyka. Stąd, jeśli nie masz cery w odcieniu enigmatycznego beżu naturalnego – warto zajrzeć do perfumerii. Drogie podkłady z reguły mają więcej odcieni, jak i tekstur (krem, płyn, kompakt) do wyboru.
Dobranie podkładu idealnego jest procesem prawie porównywalnym z dobraniem "perfum na życie", musisz się liczyć z tym, że zanim się wstrzelisz w dziesiątkę, wydasz trochę pieniędzy lub – jeśli masz szczęście – zużyjesz sporo próbek.
Korektor – vide podkład. Z tą różnicą, że znalezienie odbiegających od normy odcieni jest tutaj jeszcze bardziej utrudnione. Właścicielkom cery bardzo jasnej, jak i bardzo ciemnej, radzę wziąć pod uwagę również producentów makijażu scenicznego (np. Kryolan). Różnica pomiędzy korektorami "zwykłymi" a profesjonalnymi polega głównie na ilości zawartego w nich pigmentu – w tych ostatnich jest go zazwyczaj znacznie więcej. Aplikacja takiego specyfiku wymaga więc nieco więcej wprawy. Uwaga! Korektorów profesjonalnych lepiej używać okazyjnie, niż dzień w dzień (zwłaszcza w okolicach oczu) – niestety, na dłuższą metę mogą obciążać i wysuszać delikatną skórę.
(więcej o korektorach możesz przeczytać tutaj)
Puder – gros pudrów na rynku to pudry talkowe, różniące się co prawda miałkością i dodanymi pigmentami, jednak zabawne jest, że za tę samą ilość talku można zapłacić kilka lub kilkaset złotych. Jesli nie masz wrażliwej lub suchej cery, z całym spokojem możesz kupić puder tańszy, o ile odpowiada ci jego kolor i stopień zmielenia. Osobom o jasnej cerze polecam czysty talk do pielegnacji niemowląt. W przypadku gdy masz cerę suchą lub wrażliwą, warto kupić puder beztalkowy. Na Starym Kontynencie nie ma większego wyboru takich pudrów – Translucide L’Oreala albo Lucidity EL. Czytelniczki zza Wielkiej Wody mogą też sięgnąć po naprawde świetne pudry sypkie Sonii Kashuk bądź też pudry mineralne, np. Aromaleigh, id Bare Escentuals, Jane Iredale – ten typ pudrów jest coraz popularniejszy, zgodnie z rosnącą modą na kosmetyki "naturalne".
(więcej o pudrach możesz przeczytać tutaj)
Róż – wadą większości różów w pudrze jest ich mała trwałość – po prostu ścierają się z policzków. Szczerze mówiąc, nie znam różu w pudrze, który by się nie ścierał. Orientuj się więc nie według ceny, ale według koloru. Jeśli zależy ci na trwałym różu – wybierz ten w płynie, niestety ma on tę wadę, że do jego rozprowadzenia trzeba wprawy. Dużo łatwiej jest rozprowadzić róż w kremie (jednak nie warto się na niego łasić, gdy ma się tłustą cerę – prawdopodobieństwo spłynięcia makijażu jest zbyt duże), poza tym daje on najbardziej naturalny efekt. Niestety, róże w płynie czy kremie są dość rzadkie na rynku i większe jest prawdopodobieństwo znalezienia ich wśrod firm luksusowych. Często pod postacią tzw. 3 in 1, czyli produktów przeznaczonych jednocześnie do malowania ust, policzków i oczu (teoretycznie, praktyka wykazuje z reguły, że jest to zakamuflowany róż). Warto także przyjrzeć się płynnemu różowi Yves Rocher. Z oferty rynku amerykańskiego świetne są Stila Rouge Pots i sztyfty firmy Tarte.
Cienie do powiek – cóż, cienie są z reguły kombinacją talku i pigmentów, w składzie nie ma większej różnicy. Oczywiście, podobnie jak w przypadku pudrów, mogą różnić się miałkością i jakością dodanych pigmentów. Niektóre cienie są też produkowane na bazie nylonu, który częściowo lub całkowicie może zastąpić talk. Takie cienie z reguły charakteryzuje większa miękkość i, co za tym idzie, łatwość aplikacji. Zarowno bardzo tanie (np. Inglot), jak i bardzo drogie cienie ( Dior Chanel, Shu Uemura i nieco tańsze Bobbi Brown, Stockholm Face) mogą byc świetnej (lub zupelnie kiepskiej) jakości. Omijaj jednak cienie, które są twarde jak kamień – z reguły trudno je zaaplikować, mogą szybko się osypywać. Różnica jest szczególnie widoczna w przypadku suchej skóry powiek. Zdarza się również, że producent cieni "oszczędza" na pigmencie. Jesli zależy ci na intensywnym kolorze, owe "oszczędne" cienie niestety cię nie zadowolą, jeśli jednak lubisz cień cienia na powiece – są warte uwagi (często taki efekt jest pożądany; w USA tego typu cienie nazywane sa Eye Wash). Stąd nie warto kupowac cieni w ciemno, polecam zaznajomienie się z testerami. Co prawda testowanie cienia do powiek na dłoni daje tylko pojęcie o jego intensywności pigmentu i miałkości, ale są to ważne kryteria.
Czasem warto zaopatrzyć się w bazę pod cienie, która je utrwala i często intensyfikuje kolor (pragnę jednak nadmienić, że rolę bazy mogą spełniać też niektóre podkłady w płynie, rozprowadzone na powiece przed nałożeniem cienia – proszę jednak nie stosować do tego celu podkładów typu non transfer!). Stosowanie bazy pozwala na pewną niezależność w kupowaniu cieni – obojętnie z której półki, będą się dobrze trzymały. Można więc kupować cienie biorąc pod uwagę tylko i wylącznie ich kolor.
Cienie w kremie – niestety, całkiem tanie cienie w kremie nie są dobre. Przynajmniej te, których miałam okazję użyć. Bardzo szybko się rozmazują, mogą też sklejać powieki (np. nieszczęsne Colour To Go Rimmela). Lepiej kupić te trochę droższe (np. Revlon), choć oczywiście żadne cienie kremowe nie są trwałe, wszystkie lubią zbierać się w załamaniach powieki i zmarszczkach wokół oczu. Jeśli masz tłustą skóre na powiekach – lepiej zrezygnuj z cieni w takiej formie.
Cienie w płynie – są ciekawą alternatywą dla cieni pudrowych czy kremowych. Są naprawdę bardzo przyjemne w aplikacji. Niestety, praktycznie niemożliwe jest wycieniowanie nimi powieki. Nadają się tylko do makijażu na szybko. I niestety równie szybko znikają z powiek. Wodoodporne odmiany cieni w płynie są zdecydowanie trwalsze, jednak mogą podrażniać i wysuszać skórę.
Ołówki do brwi, konturówki do ust i oczu – jeśli odpowiada ci miękkość i kolor kredki – kupuj. Nawet, jeśli jest podejrzanie tania.
Maskara – to kolejna rzecz po podkładzie, w którą warto zainwestować trochę więcej pieniędzy. Nic nie wygląda gorzej, niż rozmazane oko. Wybieraj maskary, które nie drażnią twoich oczu, nie są wodoodporne, ale i się nie mażą. Wiele maskar drogeryjnych spełnia te wymagania (Almay, L’Oreal, Maybelline). Natomiast zdecydowanie darowałabym sobie tanie tusze za 8 zł z kiosku za rogiem (często leżą miesiącami za szybą na wystawie, stopniowo opiekane słońcem). Warto natomiast zainwestować w dobrą bazę do tuszu (np. Estee Lauder), na której praktycznie każdy tusz będzie świetnie wyglądał.
Nie zapominaj również, że końcowy efekt malowania rzęs mniej jest zależny od samego tuszu, a bardziej od kształtu szczoteczki i techniki malowania. Jeśli jesteś zwolenniczką nietypowych kolorów tuszu do rzęs – także w tym przypadku musisz się liczyć z faktem, że swój wymarzony kolor szybciej znajdziesz wśród kosmetyków górnopółkowych.
Pomadka – do niedawna uważałam, że nie ma dobrych i tanich pomadek. Większość z nich cechuje mała trwałość, często wysuszają usta, a i paleta kolorów niekoniecznie jest korzystna dla osób preferujących naturalny wygląd. Dużo łatwiej jest znaleźć dobrą (czyli trwałą, nie rozmazującą się i w miarę łagodną dla delikatnej skóry warg) pomadkę wśród kosmetyków droższych (Revlon Moisturous, Almay Lip Vitality, L’Oreal Shine Delice) i całkiem drogich. Jednak zdarzają się nieliczne wyjątki (jedyny który znam osobiście to pomadka firmy Berlin Cosmetics, dostępna tylko w Niemczech). Eksperymentatorkom gorąco polecam mini-palety szminek, np. firmy DHC (każda mini paleta ma 6 kolorów i kosztuje raptem 2,5 dolara).
Błyszczyk – w dziedzinie błyszczyków nie da się chyba odkryć Ameryki. Większość z nich nie różni się zbytnio walorami użytkowymi. Jeśli nie szukasz spektakularnych efektów (np. mieniące się tęczowo Pure Color Prism EL) i nie zależy ci na bardzo ładnym opakowaniu – dobre błyszczyki znajdziesz i wśród tych najtańszych (słynny błyszczyk Eveline, błyszczyk pielęgnacyjny Oceanic AA). Co oczywiście nie znaczy, że wszystkie tanie błyszczyki są rewelacyjne – różnią się konsystencją, trwałością, stopniem połysku, zapachem, komfortem użycia, wygodą opakowania i zdarza się niestety że mają "bonusy" w postaci silnego, intensywnego zapachu i organoleptyczne dodatki typu "smak plastikowej truskawki".
Do zadań specjalnych – czyli bazy, tonery (kolorowe podkłady pod podkład), kolorowe lub błyszczące pudry sypkie etc. Tutaj z reguły nie ma wyjścia – tego typu kosmetyki produkują na ogół tylko firmy ekskluzywne (YSL, Chanel). Wyjatkiem jest tu "średniopółkowa" firma Lumene, aczkolwiek wygląda na to, że polski rynek kosmetyczny zaczyna nadążać za rosnącą popularnością kosmetyków typu baza pod makijaż – np. baza silikonowa firmy Dax.
(wiecej o bazach mozesz przeczytac tutaj)
Lakiery do paznokci – w przypadku lakierów do paznokci z całym spokojem możesz sięgać po te najtańsze, o ile odpowiada ci ich kolor. Lakiery firm luksusowych mogą się tu wyróżniać tylko efektami specjalnymi (jak np. Pure Color Crystal EL) i ładnym opakowaniem. Warto również zwrócić uwagę na lakiery profesjonalne, z reguły i tak tańsze od lakierów "górnopółkowych" (Essie, Opi, China Glaze) – wybór kolorów jest oszałamiający, cena przyzwoita, jakość świetna.
Każdy niemal lakier do paznokci da się utrwalić specjalnym lakierem nabłyszczającym, który przedłuży życie manicure (Sally Hansen). Podobnie jak używanie rękawiczek do prac domowych.
Konkludując: jasne, że zdecydowanie przyjemnie jest wyjąć z torebki kompakt Chanel i upudrować nim czubek nosa, tuż obok zazdrośnie spogladającej użytkowniczki Vipery. Zwłaszcza, jeśli jest się nastolatką żądną błysku zazdrości w oku koleżanek.
Jednak marka kosmetyku zdecydowanie nie jest pierwszym (ani nawet jednym z pierwszych) czynników decydujących o kupnie. Jakość ponad wszystko. Jakość – plus stosunek tejże do ceny. Zjawisko drogich bubli wcale nie jest rzadkie. Co się liczy, to przede wszystkim efekt, a ten nie ma żadnych drobinek w zawartym w nim logo.
Ilustracje: Joanna Titeux/pinezka.pl
Następne odcinki:
Trudna sztuka inwestycji – perfumy
Trudna sztuka inwestycji – kosmetyki do ciała i włosów
Trudna sztuka inwestycji – pielęgnacja twarzy