ilustr. Joanna Titeux/pinezka.plTrądzik odciska się na duszy…

Tak brzmiało jedno zdanie z pewnego artykułu, zamieszczonego bodajże w starej, dobrej Filipince, którą maniakalnie zgoła czytywałam, dorastającą panienką będąc. Dziś ten artykuł nie zrobiłby pewnie specjalnej furory, a wtedy nie zainteresował mnie ani na jotę – powód był prozaiczny: będąc nastolatką, nie miałam żadnych, najmniejszych nawet problemów z cerą – buzia gładka i świetlista, istny powód do dumy i obiekt nieustającej zazdrości innych.

ilust. Joanna Titeux/pinezka.pl    Tym bardziej przykrą niespodzianką był straszliwy atak problemów z cerą, które dopadły mnie po 21 roku życia. Nagle, ni stąd, ni zowąd, cera straciła blask, pojawiły się grudki, ropne wypryski, wreszcie podskórne cysty… Nawet nie jestem w stanie powiedzieć kiedy i jak to się zaczęło, o cerę dbałam zawsze, nigdy nie kładłam się spać w makijażu, przed słońcem się zawsze chroniłam, bo jestem wyjątkowym bledziochem. Skąd zatem to wszystko?! I dlaczego? A jak z tym sobie poradzić?

No właśnie. Od tej pory minęło już trochę lat, zaliczyłam wiele wizyt u różnej maści lekarzy, przebadałam hormony, poddałam się różnym zabiegom kosmetycznym, przeszłam terapię antybiotykami… Moja cera teraz wygląda dobrze, może nawet bardzo dobrze – co nie znaczy, że udało mi się pozbyć obsesji na punkcie pielęgnacji skóry – wszystkie osoby, które poznały mnie bliżej, znają rozmiary mojej manii, wiedzą, że czytam wszystkie możliwe publikacje na temat trądziku, orientuję się znakomicie w najnowszych lekach oraz zabiegach, ba, skład każdego kremu analizuję pięciokrotnie, zanim wreszcie zdecyduję się na zakup! Udało mi się zapanować nad cerą, ale strach przed powrotem koszmaru w postaci pryszczy jest tak potwornie silny, że ciągle bardzo ciężko mi nad nim zapanować.

Ale do rzeczy! Problemy z cerą mogą dopaść każdego, w każdym wieku, nawet jeśli nigdy się nie cierpiało na trądzik we wczesnej młodości (zaryzykowałabym twierdzenie, iż wtedy jest to najbardziej przykre). Nagle skóra zaczyna się mocno tłuścić i makijaż spływa z niej w przeciągu pół godziny albo wprost przeciwnie, jest sucha i wstrętnie się łuszczy, a pryszcze jak były, tak są!
Co robić w takim wypadku? Większość z nas niechętnie udaje się do lekarza, sama zaliczam się do tej kategorii. Jeśli stopień nasilenia trądziku nie jest bardzo duży, można sobie poradzić na własną rękę. Jeśli jest dużo ropnych rozsianych grudek – nie ma siły, trzeba iść do lekarza, choćby po jakiś antybiotyk to stosowania miejscowego, który opanuje infekcję. I to jak najszybciej, bo takie grudki bardzo lubią się rozprzestrzeniać po całej twarzy (a właściwie nie tylko twarzy).

Jak pielęgnować taką cerę ze skłonnościami do trądziku? Zwłaszcza taką po 25 roku życia, kiedy już właściwie zaczyna się używanie kremów przeciwzmarszczkowych na co dzień – a te, na przykład, zatykają nam pory i powodują nowy masowy wysyp pryszczy – błędne koło!
Naczelną zasadą powinna być łagodność. Nie używamy silnie działających serii dla nastolatek, z agresywnie odtłuszczającymi żelami i tonikami zawierającymi alkohol. Osobiście jestem maniaczką oczyszczania skóry wodą – choć makijaż zawsze najpierw usuwam mleczkiem – ale używam głównie delikatnych żeli, najchętniej aptecznych, przeznaczonych do cery wrażliwej. Ten sam system przyjęłam, jeśli chodzi o toniki – właściwie prawie przez cały czas posiadam dwa – jeden łagodzący/nawilżający, drugi działający lekko antybakteryjnie, ściągający pory; zwracam tylko uwagę, żeby nie posiadały alkoholu w swoim składzie.
Na polskim rynku jest cała masa bardzo sensownych serii do pielęgnacji problemowej skóry – do mycia twarzy polecam żele Effaclar oraz Toleriane La Roche Posay, Acne Expert Dermedic, Iwostin Purritin, pianki Citrobiotic Idei 25, Dax Perfecta Czysta Cera czy Salicam Erisa; zresztą właściwie każdy żel do cery wrażliwej – z naciskiem na Daxa bądź Erisa mi pasuje.
Toniki to głównie najukochańszy, nieśmiertelny tonik Benzacne (zawsze muszę go mieć pod ręką), toniki Daxa z wspomnianej serii Perfecta, matujący i z czerwonym winem z linii Erisa Forte Inter… Jeśli ktoś nie ma płytko unaczynionej skóry ani ognisk zapalnych na skórze, może do mycia stosować delikatny żel z granulkami – ale raczej nie codziennie, tylko np. co drugi dzień.

Jestem również „maseczkomaniaczką” i propaguję używanie tychże na każdym kroku – radzę tylko uważać z peelingami przy ropnych wypryskach – nie używamy wtedy ściernych, bo można rozsiać infekcję. Zupełnie natomiast bezpieczne są peelingi enzymatyczne.
Maseczki – to podstawa pielęgnacji, zielona glinka zbiera peany właściwie wszędzie – głęboko oczyszcza, wspomaga leczenie, można ją również stosować punktowo na wypryski (najpopularniejsza u nas to chyba Argiletz). Lubię również maseczki z błotkiem z Morza Martwego (Apis), ziemię wulkaniczną (tylko Abacosun) oraz maseczkę drożdżową z linii dla nastolatek właśnie.
Nie mam tłustej cery, raczej lekko mieszaną, z dużymi skłonnościami do przesuszania, dlatego maski glinkowe czy błotne stosuję na przemian z drożdżową – ta ostatnia nie wysusza, a ma świetny wpływ na moją cerę. Ponieważ jestem leniem, kupuję gotową w tubie (Bandi, Eris, Soraya), ale można taką zrobić ze zwykłych drożdży z odrobiną mleka.
Ważna jest tutaj systematyczność – ja stosuję dwa razy w tygodniu i trzymam się tego z podziwu godną zawziętością. Maseczki nawilżające i kojące stosuję również, ale nigdy, przenigdy nie zostawiam je na twarzy na noc. Po wchłonięciu bardzo dokładnie usuwam pozostałości, a także przecieram twarz tonikiem lub wodą mineralną – niestety, bardzo wiele maseczek zawiera składniki, które mogą potencjalnie zatykać pory…

Kremy – stosuję najzwyklejsze nawilżające, na noc bardziej odżywcze. Unikam ze wszystkich sił kremów czy emulsji matujących – niestety, z doświadczenia wiem, że tak naprawdę wysuszając wierzchnie warstwy naskórka, stymulują tylko wydzielanie sebum – w efekcie świecimy się na potęgę, a i pryszczy jakby więcej! Lepiej nie.
Kiedyś kosmetyczka na moje jęki spowodowane błyszczącą się cerą poprosiła, bym przez jakiś czas odstawiła wszelkie specyfiki matujące i używała zwykłego, lekkiego kremu/emulsji nawilżającej. Ku memu zdziwieniu, buzia przestała się błyszczeć!
Tak więc trzymam się tej zasady nadal niezłomnie – po prostu porządny krem, dopasowany do potrzeb mojej skóry – ale zawsze bardzo wnikliwie czytam skład kremu. Na wielu z nich napisane jest, że nie są komedogenne – czyli nie powodują powstawania zaskórników, co nie zawsze jest zgodne ze stanem faktycznym. Niby często takie coś na naszym kremie widnieje, a my obserwujemy wzmożoną ilość czarnych punkcików na skórze bądź maleńkich grudek (zaskórniki zamknięte). Prawda jest taka, że zapychanie porów to kwestia bardzo indywidualna – coś, co posłuży jednej osobie, u następnej wywoła lawinowy atak pryszczy.

W sieci dostępnych jest trochę stron z listą składników, sporo jest też kosmetycznych słowników – ja czytuję je zawzięcie i bacznie obserwuję reakcję skóry – po pewnym czasie można się zorientować, co nam nie służy i wtedy unikamy kremów z tym składnikiem.
A przy problemach ze świecącą cerą najlepiej sobie radzą doraźne specyfiki matujące, które wklepujemy delikatnie na krem bądź nawet na makijaż – sztyft matujący Bourjois, Mati Zone Yves Rocher, sztyft Pureness Shiseido. Plus oczywiście obowiązkowo bibułki matujące (Art Deco są chyba najbardziej opłacalne, mam też słabość do bibułek Shiseido z wspomnianej już linii Pureness). Mam wrażenie, że znacznie lepiej służą cerze takie preparaty niż klasyczne kremy matujące…

A co zrobić z wypryskami? Przede wszystkim nie wyciskać samemu (ja nigdy nie miałam takiej pokusy, w tej materii jestem raczej tchórzliwa i boję się nie pogorszyć sprawy, ale wiem, że dużo ludzi nałogowo wręcz majstruje przy twarzy!), bo naprawdę można sobie zaszkodzić, rozsiać infekcję, spowodować powstanie grubej podskórnej cysty…
Z drobnymi niedoskonałościami można sobie radzić samemu – pojedynczą krostkę można potraktować spirytusem salicylowym (ale nigdy nie przecieramy CAŁEJ twarzy!), bądź jakimś preparatem punktowym (są takie w liniach Dax Perfecta Czysta Cera, Oceanic Young, ATW for Students, preparat w kulce Clarinsa lub Clearasil Total Control, Effaclar A.I.). Można posmarować pastą cynkową, a jeśli już się majstrowało nieco – tormentiolem, trochę pomaga zagoić skórę (skuteczny w ostatniej fazie zanikania pryszcza).
Przy rozsianej infekcji lepiej udać się do lekarza – najczęściej w takiej sytuacji trzeba na skórę zaaplikować jakiś antybiotyk, a te są na receptę (no i raczej nie powinno się stosować ich na własną rękę). Czasami też włącza się doustną terapię antybiotykową. Należy pamiętać by przy takich ropnych krostkach nie używać ścierających, ziarnistych peelingów, gdyż można tylko silniej zakazić skórę, za to zielona glinka jest ze wszech miar polecana.