Są takie cudowne wynalazki, jak gadżety jednego sezonu. To te, na które wydajemy zaskórniaki, mimo że zdajemy sobie sprawę, że za rok będą niemodne. Takie części garderoby powinna mieć w szafie każda kobieta modna i każda, która lubi odrobinę eksperymentować z własnym stylem.
Najlepiej zapolować na nie w czasie sezonowych wyprzedaży, kiedy ceny lecą w dół, a lato tak naprawdę dopiero się zaczyna…

Wszystkie mamy w szafie czarne spodnie, czarne buty, białe bluzki, marynarki, małe czarne sukienki, proste spódnice… I to jest taki żelazny zestaw, którego być może tak naprawdę mamy dość, ale z drugiej strony – w czymś trzeba chodzić. Na herbatkę u teściowej niekoniecznie założymy kostium kąpielowy, mini falbankowe i czerwone szpilki (co zachwyciłoby niejedną stylistkę tego lata), no i w biurze szef wymaga tego czy tamtego – nudnego… Taka baza powinna być najlepszej jakości, bo klasyczne rzeczy są wiecznie modne i zawsze coś z nich wyczarujemy. Ale sezonowe gadżety to rzeczy, które niech sobie będą nawet jednorazowe: na wieczorną imprezę – żeby zabłysnąć, na piknik z przyjaciółmi – żeby ich zaskoczyć i na babskie plotki, żeby pokazać koleżankom, że wiemy, co w modzie piszczy. Żeby się poczuć lekko, letnio, odrobinę chociaż wakacyjnie w środku miejskiej dżungli… Takie ciuchy warto kupować na wyprzedażach. Za rok będą passé, więc z mniejszym żalem wyrzucimy na nie grosz, jeśli cena na metce przyjaźnie zmniejsza się z każdym dniem… A lipiec to właśnie ten miesiąc, kiedy możemy naprawdę zaszaleć!!!

Co więc warto kupić, co nie pokaże się prawdopodobnie w przyszłym roku, a w tym nacieszy jeszcze oko?

Na każdą okazję – kolory! Czołowe miejsca zajmują u nas: nasycone oranże, zielenie w każdej odmianie, cytryny, amaranty, turkusy… No i złoto, złoto, złoto. Błyszczące i krzyczące z daleka. Nie zdążymy nawet dostać oczopląsu, bo jesienią znowu zrobi się na ulicach bardziej buro. No i te wzory! Czego to nie ma w sklepowych witrynach: kwiatki, kropki, grochy, kratki, paski, fale… Dają wiele możliwości łączenia. Warto poeksperymentować.

Na wieczór: spódnice – obcisłe ołówki, podkreślające kusząco kształty, do tego żakiety rodem z lat 80’, z zaakcentowanymi ramionami, sięgające talii i dokładnie ją opinające, czasami z dwoma rzędami guzików; jeszcze sukienki bez ramion – w najodważniejszych kolorach i ich zestawieniach. Do tego równie kolorowe szpilki, sandały, klapki… Tak można iść nawet na służbową kolację. Na mniej służbowe, bardziej randkowe okazje: przezroczystości! Koszulki -haleczki, koronki, wystające fragmenty bielizny, gorsety… Długości – od mini do maksi.

Na piknik: szerokie, szyte z koła spódnice, najlepiej w grochy, wszystko to na suto marszczonych halkach wystających spod spodu. Tak, tak, złote lata 50’ się kłaniają! Do tego dopasowany top i sandały. Voilà!

Na spotkanie w mieście: uwaga na wzory – to chyba jedyna okazja, kiedy możemy je łączyć w najdziksze zestawienia i nikomu przez głowę nie przyjdzie pouczać nas, że paski z kropkami się gryzą! Nie gryzą się, raczej splatają w uścisku pełnym sympatii. Wolno nam łączyć kwiatki z kratkami i to w różnych tonacjach kolorystycznych. To się nazywa modowa anarchia i cieszmy się nią!

Dodatki są nie mniej ważne, czasem odważny, sezonowy but do biurowego garnituru wnosi wyjątkowy akcent. I znowu mamy w czym wybierać: sandały na wysokich, błyszczących obcasach – szpilkach i słupkach, albo zupełnie płaskie; torebki przezabawne nie muszą pasować do butów – udają coś innego albo wyglądają jak umajone łąki, można wybierać z wielkich toreb na ramię i malutkich torebeczek do ręki; na nos wkładamy wielkie okulary przeciwsłoneczne w kolorze pasującym do humoru. Mają nie być czarne i zbyt ciemne. Za to powinny być duże! Nie zasłaniają, ale zdobią pół twarzy. Te z filtrem dodatkowo chronią nas przed słońcem.

Jeśli już koniecznie chcemy nabyć coś, co dożyje chociaż jesieni, to możemy się skusić  na zestawy biało-czarne i cieliste beże w wielu odcieniach, nakładane jedne na drugie (np. bliźniaki, topy i słodkie sweterki…), no i oczywiście trencze. W polskim klimacie zdecydowanie dożyją co najmniej do późnej wiosny…
A sezonowa sukienka – przeminie, jak ten numer Pinezki, schowana gdzieś na dnie, wyciągana czasem dla wspomnień i westchnień…

Ilustracje: Anna Fudyma/pinezka.pl