Na nowe ciuchy, oczywiście. Miejsce robimy mądrze, czyli pozbywamy się tego, czego już założyć nie wypada, w czym nam niewygodnie, lub co wygląda jak worek na kartofle, bo właśnie schudłyśmy na wiosnę 15 kilo i własny mąż nas nie poznaje.
O ile dwóm ostatnim przypadkom możemy sprostać bez problemu i podpowiedzi światowej stylistki, ba, z pewną nawet ulgą i satysfakcją, o tyle pierwszy przypadek bywa kłopotliwy.

Przyznaję, że z dużą nieśmiałością podchodzę do tematu, bo sama łamię regułę „czystej szafy” numer 1 – wyrzuć wszystko to, czego nie założyłaś od roku. A ja czasem wracam do ciucha po dwóch, trzech latach. Albo żałuję, że jakiś jednak wyrzuciłam, mamiona przez dyktatorów (sic!) mody nowymi wizjami. Mało tego, w tym sezonie pełnym satysfakcji śmiechem ( z „a nie mówiłam!” w podtekście) może nam parsknąć w twarz niejedna obdarzona instynktem chomika osoba, która nie pozbyła się sukienek mamy sprzed pół wieku i teraz paraduje po ulicach w groszkach na halkach i z wstążką we włosach… Bo mamy modę retro. Bo, tak naprawdę, wszystko kiedyś się powtórzy. Bo każdej wyrzuconej kiecki możemy kiedyś żałować. Ale spójrzmy na to z innej strony: oddajmy/ wyrzućmy stare ciuchy, zróbmy miejsce na nowe, kupujmy tyle, na ile nas stać, sprawiajmy sobie przyjemność! ( Moja koleżanka tłumacząc się przed mężem – ekonomistą – z nowych zakupów, zawsze zwyciężała nad jego marudzeniem ostatecznym argumentem: „ależ kochanie, moje zakupy napędzają gospodarkę!”).

Ale najpierw – zasady rządzące szafą:
1. Ten pomysł z wyrzucaniem nienoszonych rzeczy raz do roku nie był żartem. Jeśli nie lubimy wyrzucać – oddajemy biedniejszym, zaprzyjaźnionym, sprzedajemy na allegro, urządzamy przyjacielską wymianę połączoną z konsumpcją dóbr spożywczych (integrujemy się wiosennie!).

2. Szczególnie nie obdarzamy sentymentami i pozbywamy się natychmiast:
a)  spodni z wysoką talią, zaszewkami z boku i zwężanymi nogawkami,
b)  modnych 10 lat temu „mini-golfów”, zwanych też mockturtles,
c)  spódnic w linii A do pół łydki (te ostatecznie możemy ściąć na wysokość kolan, i dołożyć modną, sztywną halkę  pod spód),
d)  butów z długimi czubami w szpic (uwaga!!! Lekko ostre oraz ścięte długie noski są wciąż modne!),
e)  satynowych bojówek tak modnych jeszcze rok temu (bawełniane wciąż można jeszcze założyć, choćby na rower),
f)  ogrodniczek (nie dotyczy przyszłych mam),
g)  wszystkiego, co nie jest: białe lub biało-czarne, żółte, limonkowe, jasno zielone, pistacjowe, błękitne, turkusowe, różowe, pomarańczowe, ogólnie pastelowe, lub co nie łączy tych kolorów z brązem,
h)  nie lubimy także wzorków, które nie są: paskami, kropkami, grochami, kwiatami (dużymi), ewentualnie nie kojarzą się z safari.

3. Idąc na zakupy pamiętamy, że jeśli czegoś nie będziemy nosić, podzieli los rzeczy z pkt. 1 (to działa szczególnie na natury niezbyt altruistyczne).

4. Jeśli nie do końca wiemy, w czym będzie nam dobrze, oglądamy program „What not to wear” na BBC Prime  – podglądamy i wcielamy w życie (szafy).

5. Podglądamy też gwiazdy. Te dobrze ubrane. W czołówce listy jest na przykład Sarah Jessica Parker w „Seksie w wielkim mieście”. Ona ma swój styl! Nie każdemu może odpowiadać (i nie mówimy tylko o cenie butów od Manolo Blahnika), trzeba więc wybrać coś dla siebie i być konsekwentnym!

6. Styl to słowo-klucz: dotyczy kolorów, fasonów, materiałów… Jeśli mamy z tym problemy można zwrócić się do fachowca – np. stylistki.

7.  Uwaga, jeśli wydaje nam się, że coś już znikło z ulic, sprawdźmy u źródeł, czyli u kreatorów mody – takie na przykład koturny, wydawałoby się, przeżytek, ale nie do końca. Koturny znajdziemy na przykład u Prady, ale nie będą to tzw „żelazka”! Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach (i ubiera się u Prady 😉 ). To samo dotyczy wspomnianych już czubatych butów: mimo naporu balerinek szpice są ciągle, choćby u Blahnika.

8. Oglądamy DOBRE pisma poświęcone modzie, są także w sieci (np. http://www.vogue.co.uk) – uzbrojone w taką wiedzę, z mnóstwem miejsca w szafie, wybieramy dla siebie coś z hitów sezonu, ale nie zapominamy, że klasyka zawsze modna.

9. Nie dajemy się zwariować!

Na koniec jeszcze jedna sprawa, tym razem dotycząca już bardziej zapełniania szafy nowymi rzeczami: pamiętajmy, że nie ma jednego, obowiązującego wszystkich stylu. Co sezon kreatorzy pokazują nam, co możemy nosić – pewne elementy się powtarzają, inne są charakterystyczne tylko dla jednego domu mody. Jest więc z czego wybierać. Niech wyrocznią będzie dla nas nie ulica, pełna sklonowanych fashion victims w takich samych balerinach i trenczach, a własny styl, wygoda i dobre samopoczucie. Tak naprawdę, moda to zabawa!

 

* w artykule wykorzystałam „sposoby na szafę” specjalistek z zaprzyjaźnionego Forum. Podziękowania szczególne dla:  aluc, doris-ek, agunia38.