Co w kremach piszczy – cz. 3
Część 3
W poprzednich dwóch częściach zostały omówione składniki tworzące emulsję jak i składniki aktywne, odpowiedzialne za efektywność kremów pielęgnacyjnych. W obliczu wymienionej litanii składników należałoby się spodziewać wreszcie – tak jak w kinie – planszy z napisem THE END. Niestety, podane do tej pory informacje nadal określić można „czubkiem góry lodowej”. Prócz składników bazowych i aktywnych mamy bowiem jeszcze sporą grupę ingrediencji, które w emulsjach są odpowiedzialne za raczej drugorzędne aspekty – jak rozprowadzanie się po skórze, kolor, zapach, gęstość. Przyjrzyjmy się więc dokładniej owym substancjom, które tylko kremom urody dodają, a naszej skórze – niekoniecznie.
Konserwanty
Zadaniem środków konserwujących jest zapewnienie kosmetykowi trwałości. Środki konserwujące chronią przed kontaminacją mikroorganizmami, przed jełczeniem tłuszczów, i co za tym idzie – psuciem się kremu.
Przed jełczeniem chroni opisana w poprzedniej części witamina E (INCI Tocopherol). Ochrona przed mikroorganizmami zaś gwarantowana jest głównie przez środki bakterio- i grzybobójcze. Oczywiście, są formuły, które nie wymagają konserwacji – bezwodne maści muszą być jedynie chronione przed jełczeniem (o ile zawierają łatwo psujące się oleje, co ma miejsce raczej rzadko), kosmetyki zawierające więcej niż 15% alkoholu (INCI Alcohol, Alcohol Denat.) są automatycznie zakonserwowane tymże. Te kosmetyki, które zostały wyprodukowane w skrajnie sterylnych warunkach i są zapakowane beztlenowo (opakowanie airless lub jeszcze lepiej jednorazowe porcje typu kapsułki) również obchodzą się bez dodatku konserwantów. Wszystkie pozostałe kosmetyki muszą być potraktowane środkiem konserwującym.
Konserwanty jednak mogą być problemem dla wielu osób o wrażliwej skórze. Niestety, rezygnacja z nich nie jest możliwa, jako że użycie kremu zakażonego może prowadzić do dużo poważniejszych komplikacji, niż te wywołane negatywną reakcją na konserwant. Najczęściej używanymi środkami konserwującymi są:
– parabeny (INCI Phenylparaben, Propylparaben, Metylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Isobutylparaben),
– fenoksyetanol (INCI Phenoxyethanol),
– kwas sorbowy oraz jego sole (INCI Sorbic acid, Potassium Sorbate, Sodium Sorbate, Calcium Sorbate).
Wyżej wymienione konserwanty są używane chętnie nie tylko ze względu na ich dostępność, ale także dlatego, że należą do najlepiej tolerowanych. Kwas sorbowy i jego sole są stosowane także w przemyśle spożywczym i zostały uznane przez EU za bezpieczne. Kosmetyki konserwowane kwasem sorbowym i jego solami można deklarować jako „niezawierające konserwantów”.
Do środków konserwujących zaliczamy też dużo mniej łagodne pochodne fenolu, związki chloru i bromu (np. INCI Potassium Benzoate, Propionic Acid, Sodium Benzoate, Triclosan, Behentrimonium Chloride, Benzoic Acid, 5-Bromo-5-Nitro-1,3-Dioxane, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Cetrimonium Bromide, Cetrimonium Chloride, Dehydroacetic Acid, Diazolidynyl Urea, Imidiazolidynyl Urea, Alpha-Polyphenol, Phenyl Benzoate, Phenyl Dimethicone, Formaldehyde, Methylchloroisothiazolinone). Osoby ze skłonnością do alergii i o wrażliwej skórze powinny się strzec substancji wymienionych w powyższym nawiasie oraz sięgać po kosmetyki o ograniczonym czasie przydatności do użycia, które siłą rzeczy zawierają mniej środków konserwujących.
Składniki zapachowe
Wg INCI określane zbiorczo jako Parfum/Fragrance, czasem uzupełniane informacją from natural essential oils (oznacza to, że zapach nie jest syntetyczny, tylko uzyskany przez użycie naturalnych olejków eterycznych). Nadają kosmetykowi zapach, mogą jednak mieć też działanie drażniące, niezależnie od tego czy są naturalne, czy też pochodzą z probówki. Od dwóch lat istnieje obowiązek deklaracji 26 środków zapachowych uznanych przez Komisję EU za najbardziej szkodliwe (np. INCI Limonene, Linalool, Citronellol, Geraniol, Coumarin, Citral, Benzyl Benzoate, Eugenol). Deklaracja środków zapachowych znajduje się z reguły na końcu listy składników, jako że używa się ich w bardzo znikomej ilości.
Pigmenty
Czyli inaczej środki barwiące. Głównie używane są oczywiście w kosmetykach kolorowych i farbach do włosów, ale czasem też nadają naszemu ulubionemu mazidłu różowy czy zielonkawy odcień (nawiasem mówiąc, owe kolory kremów, szczególnie tych do twarzy, podyktowane są marketingiem – ponoć klientce łatwiej uwierzyć w kojące własności kremu, gdy ten ma kolor niebieskawy lub zielonkawy, w odżywcze – gdy odcień jest różowawy czy brzoskwiniowy).
Pigmenty dzieli się na organiczne i nieorganiczne. Organiczne (zwane są też syntetycznymi) powstają drogą syntezy chemicznej, są z reguły rozpuszczalne w wodzie i mają praktycznie nieograniczone spektrum barw. Niektóre pigmenty organiczne nie są obojętne dla skóry, mogą one wywoływać reakcje alergiczne, drażnić śluzówki itp. Pigmenty organiczne na liście składników są oznaczane angielską nazwą koloru i numerem (INCI Acid Red 195, Yellow 5 Lake) lub za pomocą indeksu CI (Colour Index) o początkowych cyfrach innych niż 77.
Indeksem CI oznacza się również pigmenty nieorganiczne, zwane też mineralnymi. Są to naturalne pigmenty występujące w przyrodzie, w większości obojętne dla skóry, nie powodujące więc podrażnień. Grupa ta obejmuje ultramaryny, tlenki glinu, tlenki żelaza, chromu etc. Pigmenty nieorganiczne oznaczane są angielską nazwą chemiczną lub CI o początkowych cyfrach 77 (INCI Ultramarines, CI 77007; Titanium Dioxide, CI 77891; Silver, CI 77820). Do pigmentów zaliczyć można też i mikę (INCI Mica), która nie tylko nadaje emulsji jasny odcień, ale też perłowy połysk. Ponadto mika (która się nie wchłania, więc po aplikacji kremu pozostaje na powierzchni skóry) działa jak optyczny filtr zmiękczający i może niwelować widoczność zmarszczek oraz nadawać skórze promienny wygląd.
Inne składniki spotykane w kremach pielęgnacyjnych
Składniki chelatujące – ich zadaniem jest wyłapywanie wolnych jonów metali, które to jony mogą stanowić ognisko reakcji utleniającej. Składniki chelatujące przede wszystkim chronią krem przed utlenianiem, mogą jednak pełnić też zbawienną rolę w ochronie antyrodnikowej. Do składników chelatujących zalicza się kwas liponowy (INCI Alpha Lipoic Acid), etylenodiaminotetraoctan i jego pochodne (np. INCI EDTA, Tetrasodium EDTA, Trisodium EDTA).
Składniki antykorozyjne zapobiegają… korozji opakowań (np. INCI Cyclohexylamine, Dimethylaminomethylpropanol, Sodium Silicate).
Środki buforujące pozwalają uzyskać odpowiednie pH, najczęściej w okolicach 5.5 (np. INCI Citric Acid, Sodium Hydroxide, Potassium Hydroxide, Sodium Lactate).
Składniki wiążące poprawiają konsystencję emulsji,mogą jej nadawać konsystencję żelu lub po prostu zagęszczać (np. INCI * Acrylates *, Agar, Alginates, Galactomannan, * Celulose Gum, * Guar, * Starch, Pectin, Ozokerite, Cera Microcristallina, Polyethylacrylate, PVP, Xanthan Gum).
Składniki błonotwórcze tworząc błonę na powierzchni skóry pozwalają osiągnąć m.in. efekt napięcia i wygładzenia, zwany też „efektem liftingu” (np. INCI * Acrylates *, Galactomannan, * Celulose Gum, Chitosan, Gelatin, Glycosaminoglycans, Hydrogenated Collagen, Polyacrylic Acid, Polymethyl Acrylate).
Na tym można zakończyć krótkie tłumaczenie piszczenia kremów na nasze. Choć temat jest jak rzeka (w domyśle – Amazonka) i nie sposób go wyczerpać. Do tego co i rusz pojawiają się nowe ingrediencje, dawno znane składniki wracają do łask, jeszcze inne na fali nowych badań naukowych – lub też znakomitej PR niektórych firm – wchodzą w modę. Ostatnio na wokandzie mamy np. kwas foliowy, peptydy, ceramidy, nieco dłużej już liposomy czy też, po raz enty – kolagen. W większości przypadków trudno uzyskać obiektywne informacje od producenta czy też z prasy, stąd osobom zainteresowanym co dany składnik sobą reprezentuje (poza obiecującą nazwą), polecam amerykański serwis PubMed.com. Również biotechnologia.com.pl może być pomocna, aczkolwiek na pubmedzie ilość informacji jest nieporównanie większa.

Równie ważna jak lista składników jest też technologia produkcji. Według tej samej listy składników można sporządzić kilka różnie wyglądających kremów o zupełnie innych własnościach, nawet zakładając, że znamy procentowe ilości wszystkich składników. To co, z czym i w jaki sposób się miesza ma znaczący wpływ na efekt końcowy – tak samo, jak w kuchni. I tak np. odpowiednie wymieszanie lecytyny z wodą może wzbogacić emulsję o liposomy (liposomy są mikroskopijnymi kuleczkami, mającymi możliwość przenikania w głąb skóry, dzięki czemu służą one jako środek transportu dla substancji aktywnych). Z kolei zastosowanie emulgatorów może doprowadzić do rozpadu tychże liposomów. Podobnie niektóre ekstrakty roślinne mogą ulegać degradacji w wysokich temperaturach, etc, etc. Łączenie poszczególnych faz emulsji (tzn tłuszczu i wody) można osiągnąć w wysokiej temperaturze poprzez stopienie wszystkich składników i ich wymieszanie, ale też i w niskiej temperaturze, tylko przy pomocy samego mieszania, choć tu oczywiście ilość obrotów musi być zdecydowanie wyższa. Również odziaływanie fal ultradźwiękowych ma wpływ na łączenie się składników czy powstawanie liposomów.
Oczywiście żadna firma nie jest zainteresowana publikowaniem przepisu na krem i podawania go do ogólnej wiadomości. Technologia jest więc pieczołowicie skrywaną tajemnicą i zdaniem wielu stanowi znaczący procent ceny danego produktu. Niemniej – technologię produkcji można też kupić. Poza tym produkty szczególnie udane próbuje się skopiować i często bywa tak, że początkowo droga i owiana mgłą tajemnicy metoda wytwarzania jednak znajduje drogę pod strzechy. Przykładem może być krem firmy Guerlain Happylogy, reklamowany jako „uszczęśliwiający skórę”. Pojawił się na rynku kilka ładnych lat temu jako jedyny w swoim rodzaju. W tej chwili mamy całkiem sporo kremów stosujących dokładnie tę samą technologię, choćby Happyderm L’Oreala. Podobne cykle przeżywają też inne produkty i receptury – najpierw pojawiają się albo na tzw. wysokich półkach, czyli w ofercie firm ekskluzywnych lub też w aptekach, by po kilku latach wylądować w bardzo podobnej formie na pólkach drogeryjnych, a często jedyną zmianą jest opakowanie, zapach i cena. Tego typu „wędrówki” kosmetyków najłatwiej jest obserwować właśnie w ofercie dużych koncernów, jak np wspomniany L’Oreal.
Skoro już jesteśmy przy zabawie w zmianę etykiet (w niemieckim to etikettenschwindel) nie sposób nie zwrócić uwagi na relację: skład kosmetyku do ceny. A raczej brak tej relacji. Ceny kosmetyków – oczywiście mam tu na myśli kosmetyki z tej samej półki cenowej – są zależne w zasadzie tylko od potencjalnej klientki. To znaczy, że krem przeznaczony dla nastolatki kosztował będzie mniej, niż krem przeznaczony dla jej mamy, ten zaś z kolei będzie tańszy od kremu, który wyprodukowany został z myślą o babci. Cena jest więc raczej proporcjonalna do teoretycznych zasobów portfela i do – znowuż teoretycznej – gotowości klientki do wydania pieniędzy, by zachować młody wygląd. Do składników ma się to nijak. Moim ulubionym przykładem jest tu należąca do koncenu Pierre Fabre apteczna firma Avene i jej produkty z retinaldehydem. Mamy tu do czynienia z trzema grupami produktów – najtańszy produkt jest przeznaczony dla nastolatek walczących z trądzikiem, produkt dla kobiet po trzydziestce jest sporo droższy, a najdroższy jest ten dla pań po 45. roku życia, mający walczyć ze zmarszczkami. Paradoksalnie to właśnie w najtańszym jest najwięcej retinaldehydu. Pozostałe składniki zaś nijak nie tłumaczą dużej różnicy cen.
Innym przykładem na brak relacji między składnikami a ceną produktu może być modny ostatnio Matrixyl czyli wg INCI palmitoyl pentapeptide-3 – zawarty jest w słono kosztującym (i szalenie modnym) Strivectinie, jak i w dużo tańszych, raczej przaśnych produktach Olay z serii Regenerist.
A jak wygląda sprawa zalecanych przedziałów wiekowych? Czy naprawdę kremy dla „skóry dojrzałej”, cokolwiek by to określenie nie miało znaczyć, nie nadają się dla cery młodej, czy zawarte w nich składniki „rozleniwią” zdrową skórę, jak często twierdzą sprzedawcy czy też prasa zwana kobiecą?
O rozleniwieniu skóry raczej mowy być nie może, dobrze skomponowany krem będzie służył i skórze młodej, i starszej. Jedyną przyczyną, dla której osoby młode powinny uważać na kremy przeciwzmarszczkowe, są zastosowane w tych ostatnich duże ilości emolientów, mogących zapchać pory skórne i doprowadzić do powstania zaskórników. Kremy bowiem dla osób starszych są z reguły formułowane na bazie założenia, że cera ze zmarszczkami jest jednocześnie cerą suchą (co oczywiście często ma miejsce, ale nie zawsze). Podobnie preparaty dla osób młodych niezmiernie często są bardzo lekkimi emulsjami typu olej w wodzie lub wręcz żelami, tak jakby poniżej 25 roku życia niemożliwością było mieć skórę suchą.
Pozostaje tylko konkluzja, że rynkiem kosmetycznym od dawna już nie rządzi potrzeba, a moda.
Dziewczynom z Femineus.pl
których wiedza przyczyniła się do powstania tego artykułu
Autora artykułu jest samoukiem. Wszystkie podane powyżej informacje bazują na mojej aktualnej wiedzy. Niestety, nie mogę wykluczyć, że nie jest ona zgodna z najnowszym stanem nauki.
Ilustracje autory