ilustr. Joanna Titeux/pinezka.pl

Jak już kilkakrotnie pisałam w moich poprzednich artykułach, nie jestem zwolenniczką ściśle wytyczonych reguł w makijażu – rygorystyczne zakazy i nakazy  bardzo rzadko się w życiu sprawdzają, również w dziedzinie estetyki.
Mimo to chciałabym przekazać kilka, wydaje mi się, pomocnych wskazówek i zwrócić uwagę na często spotykane niedopatrzenia (bo nie są to błędy per se), które przydarzają się często, gdy makijaż staje się monotonną rutyną.

Czasami po prostu trudniej jest samej obiektywnie ocenić efekt makijażu, a rezultaty eksperymentów z kosmetykami kolorowymi mogą okazać się przeciwne do zamierzonych.

Kreska na oku – zazwyczaj dosyć gruba i naprędce machnięta kredką lub eyelinerem na górnej powiece; istnieją również wersje z maźnięciem wszystkich dostępnych powiek.
Nie ma nic złego w robieniu kreski kredką, ani też eyelinerem, jeśli mamy wprawę w posługiwaniu się wyżej wymienionymi akcesoriami i potrafimy namalować zgrabną, w miarę cienką linię – jednak na codzień mało kto ma czas lub ochotę ślęczeć nad misternym rysunkiem. Poza tym, kreska zrobiona kredką ma to do siebie, że rzadko pozostaje na swoim miejscu i lubi się rozmazywać. Warto więc spróbować zrobić kredką linię i delikatnie przesunąć po niej pędzelkiem (najlepiej dosyć małym, ukośnie ściętym, koniecznie miękkim i najlepiej z naturalnego włosia) z odrobiną podobnego w odcieniu lub zbliżonego kolorem cienia – bez przesadnego rozmazywania linii, tak aby widać było jej kształt. Utrwali to kolor, zapobiegając rozmazywaniu i złagodzi kontur kreski.
Można również linię kredki rozetrzeć całkowicie (pędzelkiem, lub w razie jego braku, patyczkiem higienicznym) i dodać więcej cienia, nakładając go miękko na ruchomą część górnej powieki oraz tuż przy linii rzęs na dolnej powiece. Uzyskamy tym tzw. efekt „smoky eye„.

Brwi – wystarczy przyjrzeć się bliżej jakiejś kobiecie, uważanej przez nas za wyjątkowo atrakcyjną, i zwrócić uwagę na jej brwi – na 99,9 proc. będą to brwi piękne i zadbane.
Jest to jedna z najczęściej zaniedbywanych części twarzy – całkiem niezasłużenie, jako że dobrze dobrany kształt brwi potrafi zdziałać cuda z całą twarzą.
Uważam się za bardzo tolerancyjną osobę, ale nieraz widząc kolejną delikwentkę z wyskubanymi do granic widoczności brwiami mam ochotę odwołać się do metod mojej nauczycielki nauczania początkowego: precyzyjne ciosy po łapach (i nie tylko) wymierzone wielką, drewnianą linijką, tudzież zarekwirowanie winowajczyni wszystkich pęset i oddanie dopiero po odhodowaniu brwi (o ile to możliwe! – część raz wyskubanych brwi nigdy nie odrasta).
Nie znaczy to bynajmniej, że wskazany jest efekt brwi à la Breżniew. Włoski powinny być wyregulowane, starannie wyczesane, o odpowiednim kształcie, pasującym do twarzy.

Źle dobrany kolor podkładu – zazwyczaj za jasny lub za ciemny. O ile za jasny podkład nie razi aż tak bardzo (jeśli nie jest skrajnie biały, vide efekt à la gejsza), to ciemny stwarza nieodmiennie efekt maski, zwłaszcza u osób z jasną karnacją. Wbrew potocznej opinii, kolor podkładu dobieramy do ogólnego kolorytu skóry, nie tylko twarzy – twarz nie powinna być w tonacji radykalnie kontrastującej z resztą ciała. Kupując podkład warto dopasować jego kolor do szyi, a nie do twarzy.

Koncentracja na jednym elemencie makijażu i całkowite pominięcie innego – na przykład misternie umalowane oczy, ale nietknięta reszta twarzy. Albo usta. Albo o wiele gorsze przewinienie (w rankingu łeb w łeb z przeskubanymi brwiami):

Brak korektora – często widzę kobiety, z makijażem na twarzy i jednocześnie niezbyt apetycznymi przebarwieniami pod oczami, zniekształcającymi nawet najładniejszą buzię. Naprawdę ŻADEN inny kosmetyk tu nie pomoże – tylko korektor lub mocno kryjący podkład.
W tym momencie odsyłam do mojego poprzedniego  artykułu, szczegółowo poświęconego temu właśnie problemowi.

Za jasny kolor korektora – czyli efekt pandy w negatywie. Efekt przeciwny od opisanego powyżej, ale niewiele bardziej od niego korzystny. Często podobny efekt występuje przy cerze wrażliwej, z tendencją do rozszerzonych naczynek, gdzie zaczerwieniona skóra twarzy i policzków kontrastuje z normalną skórą wokół oczu. Oprócz kremów i zabiegów kosmetycznych łagodzących problem, można tu stosować specjalne, korygujące podkłady, optycznie gaszące czerwień (o nich również wspominałam w moim poprzednim artykule).

Nieodpowiedni kolor szminki – jasnoperłowe, jak i matowe szminki w odcieniu różu i śliwki uwydatniają żółty odcień kości zęba. Jeśli czyjeś zęby mają taki właśnie odcień, wskazane jest użycie ciepłych  odcieni czerwieni (unikając raczej tych o chłodnym, niebieskawym odcieniu) – lub wizyta u dentysty i wybielenie zębów.

Źle nałożony róż – zazwyczaj w formie źle rozprowadzonego placka, nieskoordynowanego z kształtem twarzy, często umiejscowionego tuż koło oczu i skroni. Częstym problemem jest również odcień tego kosmetyku – warto pamiętać, że jeśli mamy problem z dobraniem koloru różu, zawsze bezpieczniej jest użyć pudru brązującego o kolorze imitujacym naszą własną opaleniznę. Zarówno sposób doboru różu, jak i metoda aplikacji były szczegółowo omówione w moich jednym z poprzednich artykułów.

Błyszczyk ponad wszystko – czyli efekt „właśnie zjadłam golonkę”. Błyszczyk jest jednym z moich ulubionych kosmetyków – ale nie zawsze, wszędzie i za wszelką cenę. Zwłaszcza wszelkie odmiany brokatowo-drobinkowe powinny być oszczędnie dawkowane. Nagminne jest jednoczesne używanie błyszczyka, perłowych lub opalizujących cieni do oczu i tzw. rozświetlających pudrów – wszystko jednocześnie, co, moim skromnym zdaniem, daje iście kuriozalny efekt…
Kosmetyki nabłyszczające, zwłaszcza w makijażu (co)dziennym warto ostrożnie dobierać, mając na uwadze resztę makijażu, wybierając nie więcej, niż 1-2 z nich naraz.

Rzęsy à la pajęcze łapki, niemal kapiące od tuszu – warto po odkręceniu końcówki ze spiralną szczoteczką zebrać nadmiar tuszu rogiem zgiętego na pół papierka i pod żadnym pozorem nie szorować szczoteczką w pojemniku z tuszem w te i wewte w celu nabrania jak największej ilości kosmetyku. Jest to całkowicie zbyteczne, a w dodatku powoduje wtłaczanie powietrza do pojemniczka i szybsze wysychanie tuszu.
Jeśli zawartość opakowania jest wyschnięta i na szczoteczce nie zbierze się wystarczająca ilość tuszu, zawsze można spróbować go odświeżyć kilkoma kropelkami beztłuszczowego płynu do demakijażu oka (nie mleczkiem i nie dwufazowym płynem). Zawsze pozostaje też możliwość zakupu nowego tuszu.


Grafika: Joanna Titeux/pinezka.pl

Więcej porad na temat makijażu oka znajdziesz w artykule Makijaż oka oraz Rysowanie kreski oka