Mieszkać w Naddniestrzu
Jestem obywatelem Republiki Naddniestrzańskiej. Mieszkam w państwie, którego żadne inne nie uznaje, stolicy, która dla świata nie jest stolicą. Ale tutaj też żyją ludzie, kochają się, chodzą do pracy, wieczorami spacerują bulwarami miasta…
Czytelnik tego artykułu może zapytać: co to takiego – Naddniestrze? To wąski pas ziemi, o długości ok. 200 km, szerokości do 15 km, leżący na lewym brzegu Dniestru, pomiędzy Mołdawią a Ukrainą. Stolicą jest to samo miasto, Tyraspol, którego jestem mieszkańcem.
Przyjezdni mówią, że tutaj czas się zatrzymał. Na budynku Parlamentu widnieje stare radzieckie godło, w mieście są dwa pomniki Lenina, ulice mają dziwne nazwy – Karola Liebknechta, Róży Luksemburg, Dzierżyńskiego, Engelsa, Kotowskiego, Łunaczarskiego. Ale to tylko pozory – młodzież słucha Guano Apes i Benny Benasi, pije piwo i nie chodzi w czerwonych krawatach.

W Tyraspolu budują się cerkwie prawosławne, kościół. Nad miastem codziennie o 17 rozlega się dzwon nowego soboru Bożego Narodzenia, zbudowanego z okazji jubileuszu 2000 lat chrześcijaństwa. Jest też synagoga. Już dawno minęły radzieckie czasy, ale nikomu po prostu nie spieszy się, aby niszczyć to, co pozostało po ZSRR, oznaki przeszłości i teraźniejszości spokojnie egzystują razem. Ludzie śmieją się, że na tym polega demokracja… Także i na tym, że przed biurem OSCE (OBWE) demonstrują młodzi z żółtymi flagami z wizerunkiem Che Guevary.

Nowe czasy wiele zmieniły w naszym kraju. Wcześniej, 20 lat temu, nikt nie zastanawiał się, gdzie mieszkać: czy w Odessie, czy w Tyraspolu, czy w Kiszyniowie. Ale mamy rok 2007 i już ten sam Kiszyniów w Mołdawii (Mołdowie) nawet po rosyjsku nazywają Kiszyneu. Nowe państwa postawiły swoje granice, komory celne. Żeby odwiedzić np. wujka w Ukrainie, 50 km od Tyraspola, trzeba już mieć paszport zagraniczny… Z tej gry w państwa zwykli obywatele mają niewiele korzyści.
Tylko jedno państwo zostało dla Naddniestrza ratunkiem i nadzieją – Rosja. Tysiące ludzi ma tu obywatelstwo rosyjskie, otrzymują je nowi mieszkańcy, w szkołach i na uniwersytetach wykłady odbywają się według programów rosyjskich, prawie wszyscy rozmawiają tu po rosyjsku. Dla Polaka może się wydawać niezwykłe, że tysiące kilometrów od Rosji ludzie rozmawiają po rosyjsku i lubią Rosję. Ale nie ma w tym nic dziwnego. Od 1792 roku, gdy w okresie rządów Katarzyny II ten kraj przyłączono do Imperium Rosyjskiego, mieszka tu wiele narodowości – Ukraińcy, Rosjanie, Żydzi, Mołdawianie, Niemcy, Bułgarzy, Polacy, Cyganie – i ich wspólnym językiem stał się język rosyjski. W Naddniestrzu także szanują główne narodowości, a oficjalnymi językami są: rosyjski, ukraiński i mołdawski.
Co do mnie, jestem Ukraińcem, ale jak prawie wszyscy tu mieszkający mam przodków różnych narodowości – np. mój prapradziadek był szlachcicem, Polakiem, w guberni Smoleńskiej. Przykro mi, że nie znam nawet jego nazwiska – w Związku Radzieckim niebezpiecznie było się przyznawać do takiego pochodzenia. Inny prapradziadek, Ukrainiec, pracował w fabryce w Tyraspolu jako księgowy. Jeszcze inny był Mołdawianinem i jako wolny osiedleniec przyjechał z rodziną do powiatu tyraspolskiego z Besarabii. Rodzimym językiem jest dla mnie rosyjski, ale dobrze znam też ukraiński, rozumiem polski.

Jak przystało na wielonarodowy kraj, obchodzi się u nas różne święta. Np. mołdawski Merciszor – powitanie wiosny – wypadające na początku marca (marzec to po mołdawsku Martie). Odbywa się wtedy wiele imprez, występują zespoły ludowe (nie tylko z Naddniestrza, także z Ukrainy czy Rosji), a wszyscy przypinają do ubrania znak tego święta – dwa kwiaty, biały i czerwony, zawieszone na sznureczkach. Święto ukraińskie to Dni Pamięci Tarasa Szewczenki, które przypadają 9 i 10 marca (9 marca to rocznica urodzin, 10 marca – rocznica śmierci ukraińskiego poety) – odbywają się wtedy spotkania literackie, utwory poety czyta się w bibliotekach, szkołach i na uniwersytecie (który zresztą nosi imię Szewczenki). 24 maja rozpoczynają się z kolei Dni Słowiańskiego Piśmiennictwa i Kultury na cześć świętych Cyryla i Metodego, którzy wprowadzili cyrylicę. Również wtedy odbywa się wiele imprez kulturalnych.
Oczywiście wszyscy prawosławni, których w naszym kraju jest większość, obchodzą wielkie święta religijne: Boże Narodzenie (Rożdiestwo – wg kalendarza prawosławnego przypada 7-8 stycznia), Wielkanoc (Woskriesienie Christowo) i przypadającą przed Wielkim Postem Maslennicę. Maslennica to prawosławne ostatki, obchodzone przez tydzień – wszyscy się wtedy bawią, jedzą mnóstwo blinów; topi się też Marzannę, czyli właśnie Maslennicę.
Mamy również swoje święta państwowe – 2 września to nasz Dzień Niepodległości, 24 grudnia to z kolei Dzień Konstytucji Naddniestrza – w tym dniu odbywało się referendum konstytucyjne. W Dniu Niepodległości odbywa się w mieście wielka parada, są jarmarki i wystawy przedsiębiorstw. Parada wojskowa odbywa się z kolei w Dzień Zwycięstwa, 9 maja.

Ziemie naddniestrzańskie w swojej historii przechodziły różne koleje losu. W XVII wieku północna ich część należała do Rzeczpospolitej, do województwa Bracławskiego (z tamtego okresu pochodzi kościół, stojący do dziś we wspominanej w Panu Wołodyjowskim wsi Raszków). Pozostałą część zamieszkiwali wolni Kozacy. Po wojnach Rosji z Imperium Otomańskim pod koniec XVIII wieku terytoria te przyłączono do Imperium Rosyjskiego. Wtedy też powstało miasto-twierdza Tyraspol, które miało stanowić przeciwwagę dla tureckiej twierdzy w Benderach.
Przez cały wiek XIX Naddniestrze było częścią Imperium Rosyjskiego. Jego ziemie wchodziły w skład różnych guberni – część północna była w guberni Podolskiej, pozostała część kraju, w tym Tyraspol (wówczas miasto powiatowe) – w guberni Chersońskiej. Tylko miasto Bendery wraz z przedmieściami znajdowało się w guberni Besarabskiej – te tereny w 1918 roku zajęła Rumunia.

Po powstaniu ZSRR Naddniestrze znajdowało się najpierw w Ukraińskiej SRR. W 1924 r. decyzją Stalina weszło w skład nowoutworzonej Mołdawskiej Republiki Socjalistycznej, która w 1940 powiększyła się o obszar Besarabii, zaanektowanej przez ZSRR Rumunii.
W tamtych czasach wszystkie granice między radzieckimi republikami były „przezroczyste”, dlatego fakt przejścia naddniestrzańskiej ziemi z Republiki Ukraińskiej do Mołdawskiej niewiele zmienił w życiu obywateli. Ale w 1990 roku, po uzyskaniu niepodległości przez Mołdawię, językiem urzędowym miał być wszędzie mołdawski, pisany latynicą, jak w Rumunii. Zaczęto mówić o powrocie do Rumunii (której Mołdawia była kiedyś częścią, Naddniestrze nie) i o wypędzaniu z kraju tych, którzy nie mówią po mołdawsku. Russkich – za Dniestr, Jewriejew – w Dniestr!*

Także w Kiszyniowie zaczęto mówić, że język mołdawski nie istnieje i „czystym” językiem może być tylko rumuński. Różnica istnieje, ale nie tak duża jak np. między rosyjskim i ukraińskim. W Naddniestrzu większość mieszkańców to rosyjskojęzyczni Ukraińcy i Rosjanie. Nie chcieli oni pogodzić się z taką polityką – zaczęły się protesty, w zakładach powstały komitety strajkowe, aż w 1990 roku nasza republika ogłosiła niepodległość. Nie podobało się to Mołdawii, która w 1992 roku próbowała „nawrócić” Naddniestrze siłą i wywiązała się wojna. Ale kiszyniowskie władze nawet z rumuńską bronią nie potrafiły dostać tego, co im się nie należało. W naddniestrzańskich miastach powstały oddziały samoobrony, włączyli się Kozacy, którzy tworzą tutaj swoje oddziały wojskowe (Czernomorskie Kozackie Wojsko), przyjeżdżali też ochotnicy (Kozacy z Kubania i znad Donu, a także ludzie z Ukrainy i Rosji), aby nas wspierać. Pomógł nam rosyjski generał Aleksander Lebiedź, obroniliśmy naszą niepodległość.

Od czasu tych wydarzeń rozpoczęło się budowanie własnego państwa. Nasz kraj nie jest uznawany w świecie, ale mamy swój parlament, prezydenta, konstytucję. Mamy swoje wojsko, walutę, flagę, hymn… Ale mamy też blokadę ze strony Mołdawii – ekonomiczną, transportową, informacyjną. Mimo że mamy kilka kanałów własnej telewizji i radia, wszystkie informacje o naszym kraju idą w świat z Kiszyniowa, który jest zainteresowany tym, żeby mówiono o nas jak o bazie terrorystów czy producentów nielegalnej broni. Ale tu mieszkają zwykli ludzie, którzy po prostu nie chcą rozmawiać po rumuńsku, nie chcą, żeby ich bronili żołnierze z NATO.

W moim codziennym życiu nie ma nic niezwykłego. Codziennie o 7 rano budzi mnie mój telefon komórkowy produkcji ukraińskiej, standartu GSM – bardzo się przydaje także wtedy, gdy wyjeżdżam na teren rodzinnej Ukrainy. Obecnie mam zamiar kupić również telefon naddniestrzańskiej firmy Interdniestrcom (czyli IDC). Telefony te mają standard CDMA. Jest trochę droższy niż GSM, ale w Naddniestrzu mają już 100 tys. abonentów, czyli 1/5 wszystkich mieszkańców.
Do pracy jadę trolejbusem. Jestem inżynierem, konstruktorem silników elektrycznych w zakładzie Elektromasz produkującym maszyny elektryczne. Nasze wyroby wysyłamy za granicę – do Rosji, Ukrainy, Kazachstanu, Armenii, Litwy, również do Polski (m.in. trzy generatory, przy konstrukcji których pracowałem, mają obsługiwać siłownię wodną koło Torunia). Zakład jest nowoczesny – wszędzie komputery, nikt oczywiście już nie rysuje ołówkiem. Pracuje tu dużo młodych ludzi, zwłaszcza w dziale ekonomicznym, księgowości i reklamie.
W eksporcie bardzo przeszkadza nam blokada celna ze strony Mołdawii. Od wiosny 2006 roku nie uznaje się naszych pieczątek celnych (Kiszyniów zmienił wzory swoich, a nasze uznał za nieaktualne) i wszelki handel jest traktowany jako nielegalna kontrabanda. Zresztą, kontrabanda według Mołdawii to cały handel pochodzący z Naddniestrza, za który podatki wpływają do kasy naddniestrzańskiej, a nie mołdawskiej.
Blokada ta bardzo dała się nam we znaki, np. mój zakład nie pracował w zeszłym roku przez 1,5 miesiąca, a ludzie byli na przymusowych urlopach. Po kilku miesiącach, dzięki rozmowom z Rosją i Ukrainą, jest trochę lepiej. Ale i tak wszystkie towary mają podwójne opodatkowanie – w Naddniestrzu i sąsiedniej Mołdawii. Z tego też powodu nie możemy oczywiście mieć dużych zarobków. Miesięczne zarobki rzędu 250 dolarów to w Tyraspolu dość sporo. Średnie opłaty za mieszkanie (za gaz, prąd, ciepłą wodę) na osobę to ok. 10 dolarów. Emeryci dostają miesięcznie około 50 dolarów.

W Naddniestrzu istnieje także blokada transportowa – przez kraj nie jeżdżą pociągi pasażerskie (wszystkie linie prowadziły z Kiszyniowa, teraz są zablokowane), a dopiero od listopada ub. roku ruszyły pociągi towarowe. Na Ukrainę czy do Mołdawii można pojechać tylko samochodem lub autobusem. Przez granicę Naddniestrza z Mołdawią przejeżdża się dość szybko, bo Mołdawia nie uważa jej za granicę, ale pokonanie autobusem granicy z Ukrainą może trwać 1,5-2 godzin. Aby dojechać do morza, czyli do Odessy, trzeba jechać 2 godziny, ale podróż łącznie z postojem na granicy – to całe 4 godziny!

Mimo tych ciężkich warunków życia Naddniestrzańcy nie upadają jednak na duchu i wierzą w uznanie niepodległości swojego państwa. Po raz kolejny swoje życzenie, aby mieszkać w niepodległym państwie, potwierdzili w referendum we wrześniu ubiegłego roku, gdy za niepodległością opowiedziało się 97% ludzi, którzy przyszli oddać swój głos.



Linki:
Galeria – Tyraspol oczami gościa
—-
*Rosjan – za Dniestr, Żydów – do Dniestru!