Dziewicze wianki, ognie świętojańskie
…czyli Kraków się bawi
Jest taka noc czerwcowa, kiedy uwaga całego Krakowa skupia się na zakolu Wisły u stóp Wawelu. W tej nastrojowej scenerii odbywa się rokrocznie jedna z największych krakowskich imprez plenerowych – Wianki.
Sama tradycja nocy przesilenia letniego, zwanej z pogańska Sobótką, z chrześcijańska Nocą Świętojańską, jest tak stara, że aby wyjaśnić jej znaczenie, sięgam po Słownik mitów i tradycji kultury Władysława Kopalińskiego. Zgodnie z zawartym w nim zapisem, Sobótka to prastare, przedchrześcijańskie tradycje ludowe, wywodzące się prawdopodobnie z kultu Słońca (ognia) i wody. Śladem pierwszego były ogniska świętojańskie na widocznych z dala wzgórzach, wokół których tańczono, śpiewano, skakano przez nie, rzucano w nie lecznicze zioła. Ślady drugiego zachowały się w postaci rzucania wianków na wodę, aby usposobić ją przychylnie (co później stało się wróżbą zamążpójścia). Obrzędy te tępione były przez Kościół ze względu na pozostałość cech pogańskich i orgiastycznych. Lud jednak, przywiązany do tego święta, wierząc w jego magiczne właściwości, zapewniające dobre plony i zdrowie uczestnikom, starał się je chrystianizować, łącząc z letnimi świętami kościelnymi, takimi jak święto Jana Chrzciciela albo Zielone Świątki.
W Krakowie dodatkową motywacją dla świętowania tego dnia była legenda o Wandzie, córce Kraka, która nie chcąc zostać żoną niemieckiego księcia, a pragnąc za to uchronić kraj przed wojną, rzuciła się w wody Wisły. Tak więc obchodzona nad Wisłą Sobótka stała się zarazem świętem pamięci bohaterskiej królewny-dziewicy, której mogiła znajduje się w nieodległej Nowej Hucie, na terenie dawnej wsi Mogiła, w postaci, jak to w Krakowie bywa, kopca.

Tyle splotło się w tym święcie symboli narodowych, patriotycznych, pogańskich i chrześcijańskich, że pasuje ono do słynnego krakowskiego tradycjonalizmu jak ulał i nie było innego wyjścia, jak uczynić je świąteczną wizytówką miasta. Już od wieków na okolicznych wzgórzach palono ognie sobótkowe, a na wody Wisły, Rudawy, Dłubni, Prądnika i Wilgi puszczano wianki, jednakże po aneksji Wolnego Miasta Krakowa przez Austrię w 1846 r. zabawy te nabrały nowego, patriotycznego charakteru. Gdy po wielkim pożarze miasta w 1950 r. zakazano palenia ognisk świętojańskich, impreza ograniczyła się do brzegów rzek, zwłaszcza Wisły pod Wawelem. Z roku na rok wianki skupiały coraz większą liczbę uczestników, stając się sposobem, aby pod płaszczykiem ludowej zabawy zamanifestować przywiązanie do narodowej tradycji, także tej niepodległościowej, uosabianej przez niezłomną królewnę Wandę.
Współcześnie jest to impreza organizowana przez władze miasta w postaci widowiska „światło i dźwięk”, na które składają się koncerty, inscenizacje teatralne oraz obowiązkowe, najbardziej przez wszystkich oczekiwane, fajerwerki, w blasku których cienie minionych epok wydają się wypełniać Wawel i brzegi Wisły.
Stało się tradycją, że w Dzień Wianków pada. Albo leje. Albo przechodzi burza, czasem w postaci nawałnicy uniemożliwiającej odbycie imprezy, jak to miało miejsce kilka lat temu. W każdym razie Wianki, które odbyłyby się bez atrakcji atmosferycznych są prawie że nieważne – bo i cóż to za wigilia św. Jana Chrzciciela, jeżeli patron wody nie ochrzci, aby się w niej bezpiecznie kąpać można było?
Niezależnie jednak od pogody już od godzin popołudniowych na nabrzeże Wisły pod Wawelem ciągną tłumy krakowian, zarówno młodych, jak i starszych. Ulubione miejsce spacerów pomiędzy dwoma mostami: Dębnickim i Grunwaldzkim zapełniają tego dnia tłumy spragnione widowiska. A może w większym jeszcze stopniu, choć nieświadomie, tli się w nich prastara potrzeba wspólnego przeżycia tej nocy, gdy formalnie zaczyna się lato, czas zabaw, kąpieli, odpoczynku w plenerze, niespiesznych rozmów, wolno lejącego się piwka, wianków spływających z prądem rzek…
Bo kto wie, co wydarzyć się może w tę magiczną noc, gdy u stóp Wisła, za plecami Wawel, a nad głową strzelają w niebo fajerwerki niczym dawne ognie świętojańskie?
Ilustracja: spinelli/pinezka.pl