Lato jeszcze się na dobre nie zaczęło, a termometr w moim pokoju już pokazuje 31 stopni Celsjusza. Otwarcie okna nie pomaga nic a nic. Od tygodnia na niebie nie pojawiła się ani jedna chmurka i powietrze nasycone słońcem, ciężkie i wilgotne, stoi w miejscu. Rozgrzane szyby buchają żarem, a przez otwarte okno słychać pianie koguta. Atmosfera iście wakacyjna, niczym u babci na wsi. Ale ja nie jestem na wakacjach! Mieszkam w samym centrum Chongqing, olbrzymiego chińskiego miasta, zwanego piecem. A wczoraj zepsuła się klimatyzacja.

Chongqing  w pełni zasługuje na swój gorący przydomek. Temperatura latem często przekracza czterdzieści stopni, a jeśli do tego trafi się bezchmurny, słoneczny dzień, życie staje się trudne do wytrzymania. Opuszczenie klimatyzowanego budynku porównać można  z wejściem do dobrze nagrzanego piekarnika. Posiadanie klimatyzacji to nie luksus, a konieczność.
Jednak ilość słonecznych dni w miesiącu można policzyć na palcach jednej ręki, przez większość roku niebo zasnuwa gruba warstwa chmur. Cieszę się z tego latem, lecz narzekam zimą – choć nie jestem pewna, czy wolno mi użyć tego określenia, bo temperatura rzadko spada tu poniżej 10 stopni – gdy ołowiane niebo, bure budynki i ciągły deszcz powodują, że moje myśli też stają się ponure. I nawet palmy, sadzone tu często w szpalerach przy drogach, są wtedy jakieś szare.

Chonqing - centrum

Choć wielkie, szare i brudne, jak większość chińskich kolosów, Chongqing  wyróżnia się wśród nich choćby topografią. Góry i strzelające wzwyż, coraz liczniejsze wieżowce potęgują jego trójwymiarowość. Niezliczone strome i kręte uliczki poprzecinane schodkami usprawiedliwiają prawie całkowity brak rowerów. Mieszkańcy Chongqing żartują sobie, że rowerami jeżdżą tu tylko trzy grupy ludzi: listonosze, kolarze i szaleńcy.
bang-bang
Ograniczona liczba miejsc dostępnych dla ruchu kołowego jest przyczyną jeszcze jednego fenomenu – Chongqing opanowała armia wszędobylskich tragarzy, zwanych tutaj bang bang. Nazwa pochodzi od chińskich słów oznaczających ramiona i kij. Nietrudno się domyślić, że to on stanowi narzędzie pracy chińskiego tragarza. Przy pomocy bambusowego drąga i kawałka sznurka bang bang pomoże przynieść zakupy – nieważne czy będą to warzywa z targu, czy lodówka. Kto dostarczy towar do sklepu? Kto zorganizuje przeprowadzkę? Bang bang. Wystarczy go zawołać. Tragarze to w większości rolnicy z okolicznych wiosek, którzy w ten sposób starają się powiększyć nieco swoje skromne dochody.

Chongqing zostało wyodrębnione z prowincji Syczuan i uzyskało status miasta wydzielonego, jaki oprócz niego mają obecnie tylko Pekin, Szanghaj i Tianjin. Podlega bezpośrednio pod rząd w Pekinie i cieszy się specjalnymi przywilejami ekonomicznymi – to stąd wynika jego szybki rozwój. Całe miasto wydzielone liczy sobie około 30 milionów mieszkańców, z czego w samej aglomeracji mieszka prawie 7 milionów. Jest ono znaczącym ośrodkiem przemysłowym, choć nie brak w jego okolicach terenów typowo rolniczych. Dolatując do Chongqing, gdy samolot przebije się już przez ciężkie, szare chmury, podziwiać można malownicze pola tarasowe we wszystkich odcieniach zieleni.

Jangcy Chaotianmen

Zapewne niewielu turystów pokusiłoby się o odwiedzenie tego miasta, gdyby nie fakt, że odpływają stąd wycieczkowe statki do Trzech Przełomów na rzece Jangcy. Ciekawe, że nazwą Yangzi Jiang w Chinach określa się tylko początkowy odcinek tej rzeki. Całość nosi nazwę Chang Jiang. Setki tysięcy turystów, nie tylko chińskich, przewijają się przez tutejszy port, by zdążyć zobaczyć słynne wąwozy zanim w 2009 roku całkowicie zaleją je wody sztucznego jeziora, powstającego już przy kontrowersyjnej Tamie Trzech Przełomów. Zanim wsiądą na statek turyści, przez dzień lub dwa, snują się po okolicy dostarczając nowych wrażeń tubylcom. Ciekawscy i bezpośredni mieszkańcy Chongqing uwielbiają bowiem spędzać czas wolny na obserwowaniu przechodniów podczas spacerów po Jiefangbei – głównym deptaku miasta – czy w czasie długich posiedzeń i plotek przy herbacie.

Jiefangbei-165   Jiefangbei swoją nazwę wzięło od wieży zegarowej – pomnika, zbudowanego dla upamiętnienia zwycięstwa komunistów nad nacjonalistami z Kuomintangu. Do niedawna żaden budynek w okolicy nie mógł być wyższy niż ta wieża, lecz cóż znaczą sentymenty wobec rosnących cen gruntu. Lśniące biurowce i centra handlowe z marmuru i szkła przytłaczają dziś wielkością i rozmachem tę skromną budowlę.

Ścisłe centrum jest raczej niewielkie i łatwo zwiedza się je na piechotę. Jego granice wyznacza sama natura, zlokalizowane jest bowiem na półwyspie Yuzhong wciśniętym między słynną Jangcy a jej dopływ Jialing Jiang. Obejście całości zajmuje zaledwie 2-3 godziny. Z drugiej strony – tyle samo czasu potrzebowałam niegdyś na przejście z jednego końca Olsztyna, w końcu miasta wojewódzkiego, na drugi. O tym, że odległość jest wielkością względną niech zaświadczy też wypowiedź mojej chińskiej znajomej. Zapytana, czy daleko ma z domu do pracy, odpowiedziała: – Nie! Tylko dwie godziny jazdy autobusem…

stara zabudowa Chongqing   Małe czy nie, łatwo stracić w nim orientację i zgubić się w plątaninie ulic. Ileż razy, zanim z pomocą mapy nauczyłam się okolicy na pamięć, zdarzało mi się iść, wydawałoby się, cały czas w linii prostej, by po godzinie wrócić do punktu wyjścia. Mimo wszystko warto zaryzykować nawet zabłądzenie, bo okolica wygląda bardzo interesująco. Obok nowoczesnych wieżowców, z których połowa jest dopiero w budowie, stoją sobie malownicze rudery, zasypane śmieciami. Małe zaułki tuż przy pięciogwiazdkowych hotelach zajęte są przez typowe azjatyckie bazary, na których kupić można wszystko – od warzyw i owoców, poprzez orchidee, drzewka bonsai, rybki akwariowe aż po żywe żółwie i drób. Ciekawe kiedy znajdzie się kupiec na koguta zakłócającego moją popołudniową sjestę?

W czasie takiej przechadzki, warto skierować się w bezpośrednie sąsiedztwo jednej z rzek i rzucić okiem na jaskinie, które – przerobione obecnie na sklepy, restauracje i garaże – w czasie II wojny światowej służyły miejscowej ludności za schronienie przed bombami zrzucanymi z japońskich samolotów. Jeszcze jeden interesujący widok tworzy żółta woda Jangcy i niebieska z rzeki Jialing, łączące się przy Chaotianmen, cyplu półwyspu Yuzhong.

Piekielny klimat, ciekawe ukształtowanie terenu, tragarze i brak rowerów to jeszcze nie wszystkie elementy mozaiki tworzącej unikalny charakter Chongqing. Wciskające się w miasto góry i przecinające je rzeki wymusiły wybudowanie niespotykanej gdzie indziej liczby mostów. W samym tylko centrum brzegi Jangcy spina pięć mostów, a kilka jest w budowie. Następnych kilkunastu można się doliczyć na Jialing, a co do tego, ile ich jest w całym mieście wydzielonym, nawet oficjalne źródła nie mogą się zgodzić. Gdzie jeszcze kolejki linowe służą jako środek transportu miejskiego? Ile miast na świecie posiada port, usytuowany w samym centrum? W ilu zabronione jest używanie klaksonów samochodowych? Jak to w Chinach bywa, przepis istnieje, a życie rządzi się własnymi prawami, szczególnie gdy  za kierownicą siedzą gorącokrwiści południowcy. Ale przyznać muszę, że poziom hałasu jest tu zdecydowanie niższy niż w innych chińskich metropoliach. A charakterystycznemu Hello, laowai!* towarzyszy tu zawsze bardzo szeroki uśmiech.

food street   schodki na jednej z uliczek
* Laowai – jedno ze słów oznaczających po chińsku obcokrajowca, najbardziej uprzejme, więc i najczęściej słyszane.

Zdjęcia autory