Wiatr od morza
Ja jem teraz obiady głównie w „Komuchu”, a Dzieć w kafei w szkole, niemniej są takie dni, kiedy to nie jest możliwe. Dni te to sobota i niedziela. W soboty i niedziele chodzi mi nie tylko o to, żeby zjeść, ale żeby się nie narobić. Ma być szybko i niekłopotliwie.
Dzisiaj – proszę bardzo – zrobiłam coś, co spełniło moje oczekiwania. Niektórzy twierdzą, że jest to makaron Casanovy, a inni znowu, że spaghetti à la putanesca. Mnie się putanesca podoba dużo bardziej, ale jako że kłótliwa nie jestem, mogę się zgodzić i na Casanovę.
Jedną cebulę i dwa ząbki czosnku się podsmaża na rozgrzanej oliwie. Jak się ma, to się daje jedną papryczkę chili drobno pokrojoną. Jak się nie ma, to się nie daje, no bo jak dać coś, czego się nie ma? Następnie wrzuca się puszkę koreczków helskich i smaży jakąś minutę. Na patelnię wrzuca się dwie łyżki pokrojonych czarnych oliwek i dwie łyżki kaparów, smaży się chwilę i dodaje puszkę pomidorów. Pomidorów, mówię, nie przecieru.
W międzyczasie tak zwanym gotuje się makaron. Może być spaghetti, ale mogą to być jakieś bardziej wyuzdane formy – muszelki, dajmy na to.
Kiedy makaron się zdąży ugotować, zdąży się też odparować ta bumelajza pomidorowa.
Odcedzony makaron dorzuca się na patelnię, chwilę miesza i pożera w okamgnieniu. Można na wydaniu dodać parmezanu i pietruszki.
Danie to ma w sobie jakąś śródziemnomorską lekkość. Wiatr od morza, po prostu.

Ilustrowała: spinelli/pinezka.pl