Szybkie potrawy dla głodomorów
Potrawy tutaj zaprezentowane na pewno zasługują na miano „potraw dla głodomorów”. Będąc za granicą, „zmuszona” byłam gotować i wyobraźcie sobie, że to, co normalnie w domu przygotowuję dla pięciu osób, tam było zjadane przez dwie. Często jeszcze pan domu „dopychał się” sałatą lub bagietką.
Po tym krótkim wstępie przystąpmy może do gotowania – wszak czas to pieniądz. Na początek pójdzie ryba.
Dwukolorowa ryba
Składniki:
2 kawałki łososia
2 kawałki białej ryby (np. mintaj, morszczuk czy panga)
por
białe wino (opcjonalnie)
sól, pieprz, sok z cytryny do przyprawienia
Sałatka:
kilka rodzajów sałat
ogórek
pomidory
papryka
Dressing do sałaty:
2 porcje oliwy
1 porcja octu balsamicznego (ewentualnie sok z cytryny)
1 łyżeczka musztardy Dijon
1 łyżka miodu
1 ząbek czosnku, przeciśnięty przez praskę
sól, pieprz
Podane ilości wystarczą na trzy dorosłe osoby i jedno dziecko.
Filety rybne myjemy, sprawdzamy czy nie zostały gdzieś ości i kroimy na mniejsze porcje. Teraz czas na przyprawy – można pójść na łatwiznę i posypać rybę przyprawą do ryb, ale aż takiego lenia to chyba nie mamy? Bierzemy więc sól i pieprz (biały byłby super, ale jak nie ma, może być czarny albo kolorowy), nacieramy rybę i skrapiamy sokiem z cytryny.
W naczyniu do zapiekania pokrojone filety układamy w biało-różową szachownicę. Wierzch przykrywamy porem pociętym w półcentymetrowej grubości skośne plastry i przykrywamy folią (matową stroną na zewnątrz). Możemy też rybę podlać białym winem – wtedy będzie bardziej uparowana niż upieczona, ale równie dobra.
Wstawiamy do piekarnika (temperatura zbliżona do 180°C) i pieczemy do chwili, kiedy do naszego nosa zaczną dochodzić bardzo przyjemne aromaty, czyli coś około pół godziny. Oczywiście sprawdzamy czy ryba już doszła, bo czas pieczenia zależy tu w dużej mierze od grubości filetów.
To danie możemy podawać z przygotowaną w międzyczasie sałatą. Czyli: kilka rodzajów sałat (albo sałata, którą akurat mamy), pomidor w kostkę, może być również pokostkowany ogórek, papryka, no i dressing. We Francji najczęściej spotykałam się z robionym z podanych powyżej składników. Ilości są na oko, bez dokładnych proporcji. Wszystko mieszamy widelcem lub małą trzepaczką rózgową na gładką emulsję. W warunkach polowych, zamiast octu balsamicznego, dodajemy sok z cytryny – smak nie będzie dokładnie taki sam, ale ujdzie. Musztarda Dijon jest miałka, tzn. bez całych ziarenek gorczycowych. Sosem każdy polewa sobie sałatę sam na własnym talerzu.
Jagnięce kotleciki
Składniki:
8 kotlecików z kostką (na dwóch głodomorów)
ziemniaki na purée (ilość zależna od apetytu) lub bagietka
sól, pieprz, ewentualnie mleko, masło i gałka muszkatołowa
Najpierw, jeżeli mamy czas i ochotę, robimy purée: gotujemy ziemniaki, gorące miksujemy dodając po kawałku masła i dolewając mleka albo słodkiej śmietanki. Doprawiamy solą i pieprzem, nie zapominając o gałce muszkatołowej.
Jeżeli nie mamy na to ochoty, obywamy się bagietką.
Kotleciki jagnięce tradycyjnie solimy, pieprzymy i wkładamy na mocno rozgrzane masło. Smażymy na rumiano z jednej strony na dość mocnym ogniu. Przekręcamy na drugą stronę, chwilkę smażymy i zmniejszamy ogień pod patelnią (w tym czasie kotleciki dojdą, chyba że ktoś woli krwiste, to może już ściągać z patelni).
Do tego dania proponuję sałatkę z pomidorów z oliwą i bazylią, i obowiązkowo czerwone wino.
Super szybkim pomysłem na gości stojących już w progu są ravioli „rapido” – nie mam pojęcia czy w Polsce dostępne, ale to naprawdę świetna sprawa.
Gotowe ravioli wrzucamy na gotującą wodę – gotujemy 2 albo 3 minuty, i tyle. Można wymieszać je z pesto bazyliowym lub pomidorowym, do tego sałata – na przykład z fetą z ziołami, ogórkiem i obowiązkowo z dressingiem (tego robi się zawsze za dużo, ale spokojnie – można go przechowywać w lodówce, nic nie traci na wartości). Aha! Zapomniałam dodać, że dressing powinien mieć smak kwaskowato-słodko-ostry.
Zaproponuję jeszcze danie, które znajomi chłopcy nazwali „Wiesz, to smakuje zupełnie jak to, co jedliśmy w tym indyjskim barze”. Nazwijmy je zatem:
Klopsiki niby-hinduskie
Składniki:
½ kg mięsa mielonego
5-6 garści makaronu kokardki lub filiżanka ryżu
puszka (duża) drobnej białej fasolki w zalewie pomidorowej (lub zwykłej, wtedy dodatkowo koncentrat pomidorowy)
cebula
przyprawy wedle gustu: ostre curry, sól, pieprz, ostra papryka, zioła, czosnek, kolendra itp.
Mięso przygotowujemy jak na zwykłe mielone: cebulkę siekamy, przyprawiamy dość mocno, szczególnie ostrą papryką, toczymy kuleczki z mięsa, wielkości, hmm… takie trochę większe od orzechów włoskich, no powiedzmy – jak dwa standardowe orzechy, i smażymy. Gotujemy makaron lub ryż.
Na patelni podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę, dodajemy fasolkę z puszki (albo gotujemy fasolkę osobno i później dodajemy przecieru pomidorowego), podgrzewamy.
Odcedzamy makaron.
Doprawiamy fasolę, tradycyjnie tym co wpadnie nam w ręce, ale na pewno musi to być ostre curry, sól, pieprz,jakieś zioła, trochę cukru. Sami musicie popróbować, czego jeszcze brakuje wam w tym daniu – może czosnku, albo kolendry, albo gałki muszkatołowej.
Teraz dodajemy makaron i klopsiki i jeszcze raz próbujemy, czy wszystkie smaki są na swoim miejscu. Serwujemy i możemy iść przewalać kamienie!
Życzę Wam smacznego i nie bójcie się eksperymentować w kuchni.
Zdjęcia i kolaż: summa/pinezka.pl