Środek tygodnia, godzina w najlepszym wypadku 18 z hakiem.
Wpadam głodna do domu, rozglądając się gorączkowo po kuchni. Ulubiony mężczyzna popatruje na mnie z nadzieją, że jednak uda mi się cudownym sposobem jakieś pożywienie wyprodukować…
Znacie taki obrazek? Myślę że tak, więc podzielę się doświadczeniem, jak w takiej sytuacji zrobić coś pysznego, nie przemęczając się i nie padając w międzyczasie z głodu.

Podstawową sprawą, od której należy zacząć, jest konieczność posiadania w domu pewnej bazy spożywczej, i temu chciałabym poświęcić ten krótki tekst. W następnych – propozycje szybkich dań, a także tych bardziej czasochłonnych i eleganckich, odpowiednich w razie niespodziewanych gości. Zaproponuję też kilka dań dla osób nie mających dużego doświadczenia w kuchni, a odpowiednich na elegancki obiad.
Oczywiście, mój wybór jest subiektywny i wynika z upodobania do dwóch rodzajów kuchni: śródziemnomorskiej (głównie włoskiej) i polskiej. Jednocześnie jest on tak skonstruowany, aby produkty były łatwo dostępne w Polsce i nie powodowały bankructwa, a przynajmniej nie tak od razu.

Należy zaopatrzyć się w zapasy produktów, które mają trzy podstawowe cechy: nie psują się w ciągu kilku dni, zaspokajają kubki smakowe (a więc mrożona pizza do tej kategorii się nie łapie!) i można z nich w krótkim czasie wyczarować coś pysznego.

No więc zaczynamy!

Po pierwsze cudowny wynalazek, czyli wszystko w słoikach i puszkach. Wynaleziono je dla wojska, ale w czasach 10-godzinnego dnia pracy sprawdzają się równie dobrze. Proponuję następujące produkty:

* puszka kukurydzy
* puszka groszku
* puszka fasoli (np. czerwonej)
* puszka tuńczyka w sosie własnym albo w dobrej oliwie
* słoiczek suszonych pomidorów
* słoiczek pesto
* po małym słoiku oliwek czarnych i zielonych
* słoiczek zielonego pieprzu
* słoiczek kaparów
* włoski przecier pomidorowy w kartoniku
* bałkańska pasta paprykowa ajwar
* marynowana czerwona papryka (w wersji idealnej tzw. „domowa”, ale wystarczy taka od sprawdzonego producenta)
* puszkę pomidorów bez skórki
* puszka owoców (np. ananas albo brzoskwinia) i do tego galaretka w proszku – w razie konieczności można wykombinować szybki deser

Po drugie, przyprawy i dodatki. Dodadzą charakteru potrawom i wydobędą niepowtarzalny aromat mięs, sosów czy zup:

* oliwa z oliwek
* olej z pestek winogron
* ocet winny (może być aromatyzowany, polecam te z czosnkiem lub z ziołami)
* ostre suszone papryczki (w Polsce raczej trudno dostępne, ale można przywieźć jako pamiątkę z wakacji – są do kupienia w praktycznie każdym kraju południowej Europy, od Grecji po Hiszpanię i zapewne Portugalię, ale tego jeszcze nie sprawdziłam)
* czosnek
* pieprz w ziarnach (i młynek, oczywiście)
* zioła – suszone, lub jeszcze lepiej rosnące sobie na parapecie w doniczkach (ostatnio w sklepach pojawiły się tez zioła mrożone, to dobra alternatywa dla suszonych) – wybór w zależności od upodobań, ale proponuję pietruszkę, bazylię, rozmaryn, tymianek i lubczyk
* sos sojowy – cudowny produkt, nadający się wbrew pozorom nie tylko do dań kuchni orientalnej
* orzechy i migdały lub szerzej bakalie – do wykorzystania zarówno w daniach słonych czy pikantnych, jak i w deserach.

Po trzecie, produkty fachowo zwane zbożowymi:

* mąka zwykła
* mąka ziemniaczana
* kilka rodzajów makaronu: polecam spaghetti, penne (krótkie, ukośnie cięte rurki) i świderki. W podstawowej wersji cenowej polecam polską Malmę, w wersji rozrzutnej makarony produkowane we Włoszech. Dobrym pomysłem są makarony razowe – zdrowsze, bo mają więcej błonnika.
* ryż – taki do gotowania tradycyjnego i taki w woreczkach, w tym wypadku dobrze jest mieć paczkę razowego (czyli nie oczyszczonego) i np. paczkę ryżu białego mieszanego z dzikim (który de facto ryżem nie jest, ale jako że wygląda jak ryż, to tak też jest nazywany)
* kasze – w zależności od upodobań jęczmienna, perłowa (jednak – pamiętając o wymogu szybkości – proponuję te w woreczkach), kuskus itp.

Dobrze też jest mieć jakieś alkohole, w celu wypicia oczywiście, ale też dla wzbogacenia smaku potraw. Proponuje piwo, wino białe i czerwone oraz czystą wódkę (świetnie nadaje się do marynowania mięsa, zwłaszcza wołowiny, można też dodać kropelkę do niektórych sosów). Powyższe produkty mają to do siebie, że wytrzymują długie przechowywanie, więc ich zapasy robię raz na ok. miesiąc – półtora. Oczywiście nie wspominam o standardach, jak np. pieprz i sól.

Druga grupa to produkty o krótkim okresie przechowywania, ale takie które dobrze znoszą zamrażanie. Dotyczy to w szczególności mięs. Oczywiście, jeżeli mamy ochotę zrobić super elegancką kolację, to lepiej kupić świeże mięso (jest to też pojęcie umowne, bo mięso dostępne w sprzedaży detalicznej to najczęściej mięso wcześniej mrożone). Natomiast gdy mamy do wyboru jakieś śmieciowe jedzenie typu fast-food i coś przygotowanego samodzielnie, nawet z mrożonego mięsa, to lepiej zdecydować się na to drugie – będzie o niebo lepsze i zdrowsze.

Mój żelazny zapas mrożonek zawiera:

* schab w kawałku, na pieczeń lub na kotleciki
* cielęcinę – tez spory, pieczeniowy kawałek
* nogi z kurczaka
* piersi z kurczaka lub pierś indyczą
* porcję kotlecików z karczku (dla tych którzy nie przepadają za tłustymi mięsami proponowałabym zamiast tego kotlety z szynki)
* piersi z kaczki (o ile uda mi się je kupić, co nie jest proste)
* porcję kotlecików jagnięcych (jak wyżej, niestety)
* kawałek wędzonego surowego boczku
* krewetki mrożone
* filety rybne mrożone (w zależności od ochoty kupuję dorsza, solę albo grenadiera)
* mrożone ciasto francuskie (polecam Bliklego)

Ponadto dobrze jest mieć zamrożoną kostkę masła (świetnie się przechowuje w takich warunkach), pieczywo i ewentualnie mrożonki warzywne. Dobrze mieć ze dwie mieszanki „ogólnowarzywne” (np. leczo Hortexu i Minestrone Bonduelle) oraz szpinak (polecam szpinak w kulkach Bonduelle).
Oczywiście, mozliwość robienia takich zapasów zależy od tego czy dysponujemy dużą, dobrze mrożącą zamrażarką. Jeżeli nie, to te produkty lepiej kupować częściej.

Trzecia grupa to produkty, które kupuję raz na kilka dni. Należy do nich przede wszystkim nabiał:

* jogurt naturalny (do sosów w wersji light)
* śmietana (18%, inna raczej nie nadaje się do podgrzewania)
* śmietanka (ok. 30-36%) – głównie do delikatnych mięs
* jajka
* ser żółty i ser pleśniowy (przeważnie Camembert i jakiś rodzaj sera z niebieską pleśnią, w wersji rozsądnej cenowo proponuję rokpol, w wersji rozpasanej gorgonzolę).

Oraz warzywa i owoce. Tych należy mieć w zapasie jak najwięcej, ponieważ są zdrowe i niskokaloryczne, dobierając je w zależności od upodobań. W moim przypadku, zależnie od pory roku są to:

* cebula
* ziemniaki
* kapusta kiszona
* kapusta pekińska lub sałata (np. lodowa)
* tzw. porcja rosołowa, czyli zestaw warzyw na podstawowy wywar warzywny lub warzywno-mięsny
* pory
* papryka
* pomidory
* rzodkiewki
* kiełki soi
* jabłka
* pomarańcze / mandarynki / brzoskwinie / banany
* cytryny
* grzyby (pieczarki, ale też czasem boczniaki)

Dobrze jest też mieć w domu wędlinę (np. suszoną albo salami), wędzoną rybę (łosoś lub inna, w zależności od upodobań) czy opakowanie śledzi w oleju. Nadają się do wielu potraw, od sosów do makaronu po sałatki.

I teraz wszystkie czytające osoby pukają się w głowę nad ilością tego co powyżej opisałam, więc spieszę wyjaśnić, że nie zawsze wszystkie te zapasy mam w domu – w zależności od inwencji podczas zakupów bywa różnie, ale faktycznie większość tych zapasów to mój żelazny zestaw. Przydają się, gdy trzeba szybko zrobić obiad, gdy wpadną niespodziewani goście albo gdy najdzie nas przemożna ochota na coś smakowitego, jest wieczór, pada, i wycieczka do sklepu czy restauracji raczej nie wchodzi w grę.
W następnych odcinkach proponować będę różne sposoby wykorzystania tych produktów w prostych przepisach, które zawsze się udają i można je zrobić nie mając kulinarnych talentów.