mc_diety_zajawka.jp
Konstanty Ildefons Gałczyński to był taki Ludwik Jerzy Kern, tylko że go muza pocałowała w czółko.
Ale Kern też parę razy fajnie napisał. O, na przykład:
Najpierw jeta, jeta, jeta
Potem – koniec. Kropka. Dieta.

Jak już wspominałam, diety są nieskuteczne. I można je psu o kant ogona rozbić. Gdyby jedzenie było odpowiedzialne za to, że ludzie tyją, to diety musiałyby przynieść rezultaty. A tu figa, a nawet odwrotnie.

Jakiś czas temu czytałam wywiad z Udo Pollmerem, dyrektorem ds. naukowych Europejskiego Instytutu Żywności i Żywienia w Monachium. Pollmer twierdzi, że diety nie działają m.in. dlatego, że organizm postrzega je jako klęskę głodu. Więc po pierwsze, wykorzystuje to, co dostaje w sposób maksymalny. A po zakończeniu diety roztropnie tworzy sobie nową rezerwę tłuszczu. To jest strategia przetrwania organizmu. Dzięki niej człowiek przeżył, a dinozaury szlag trafił. Wobec tej strategii jesteśmy bezsilni.

Pollmer mówi jeszcze mnóstwo innych mądrych rzeczy.
Gdyby – powiada – eksperci ogłosili, że najzdrowszy jest numer buta 37, ludzie popukaliby się w czoło. Ale gdy ogłaszają jakiś sposób żywienia jako zdrowy, masy chętnie w to wierzą i ich naśladują.
Prawidłową wagę ustalano mierząc człowieka i odejmując od wzrostu sto. Potem odejmowało się 110. Następnie 120. Teraz mnoży się i dzieli mnóstwo innych wskaźników, a wniosek z tego, że mamy być coraz chudsi.
Diety u dorosłych mogą powodować powstawanie kamieni żółciowych, cukrzycę, osteoporozę, zawał serca. Natomiast akcja „Warzywa i owoce pięć razy dziennie” przyniosła taki efekt, że pół roku po jej rozpoczęciu do szpitala zaczęły trafiać cztero- i pięciolatki z anoreksją i bulimią.
Wywiad z Pollmerem jest bardzo obszerny i właściwie godny umieszczenia tutaj w całości, ale nie będę Was katować, o czytelnicy moi ukochani. Niemniej jeszcze chwilę się nad nim popochylam, bo jest tego godzien i w ogóle mnie zachwycił.
Pollmer mówi tam rzeczy, które intuicyjnie przeczuwałam i stosowałam. Na przykład: każdy organizm reaguje inaczej na określone pokarmy. Jednemu robią cudownie, drugiemu szkodzą.
Tryndy w dietetyce ulegają przemianom, jakby i przewód pokarmowy człowieka ewoluował co kilkanaście lat. Dwadzieścia lat temu zalecano spożywanie dużych ilości mięsa i mało warzyw – człowiek miał więc przewód pokarmowy taki jak kuna. Potem nastąpiła faza żołądka kurzego: najzdrowsze dlań były ziarenka. Dzisiaj właściwa dieta ma się składać z warzyw i owoców jedzonych na surowo. Ludzki układ pokarmowy upodobnił się zatem do owczego. Meeeee!
A chleb z pełnego ziarna zawiera substancje, których tylko połowę jesteśmy w stanie przetrawić. Reszta zalega w jelitach jako wylęgarnia bakterii i fabryka cukru, który przenika przez ścianki jelit i atakuje trzustkę. Ludzie usuwali już dawno temu tę lektynę, mieląc pszenicę na mąkę. Aż tu przyszli dietetycy i powiedzieli: źle się, ludzie, bawicie, bo te odpady są zdrowe a nawet niezbędne.
Ostatni akapit wywiadu brzmi tak:
– Czy istnieje produkt, przed którym wyraźnie by pan ostrzegał?
– Tak. Ostrzegam przed wszystkimi artykułami spożywczymi, z których rzekomo usunięto coś strasznie szkodliwego i do których dodano coś niesamowicie zdrowego.

Tyle Pollmer. Ja jem mięso i warzywa – owoce niezbyt lubię, bo są słodkie i najlepsze latem, a na co mnie latem słodycze, się pytam? Potrzebuję sporo tłuszczu, i go jem. Kolacja, która nie zawierała chleba, to nie kolacja – nie mogę usnąć, albo się budzę w środku nocy głodna. Nie umiem jeść między posiłkami. Nie jem tylko dlatego, że coś jest. Ale muszę mieć obiad, i to ciepły – zwłaszcza zimą żadne sałatki pierdziatki nie wchodzą w rachubę.

Dzisiaj była u nas kasza gryczana, gulasz z polędwicy wołowej, kiszona kapustka. Na podwieczorek budyń z polewą z żurawin. A wczoraj piure z dużą ilością masła i śmietany, marchewka z chrzanem i do wyboru: polędwiczka wieprzowa duszona i duszone żeberka. Dietetycy pewnie zesłaliby mnie za to do jakiegoś łagru dla obżartuchów. Ale może chociaż te żurawiny byłyby okolicznością łagodzącą?

 

Ilustrowała: Joanna Titeux

Nienawidzę gotować