czyli kuchnia pełna ziół

Było już o  ziołach na grillu autorstwa Sabby – pora wrócić do kuchni. Zioła i ziółka wielu osobom kojarzą się z babcinymi naparami na kaszel lub bóle żołądka. Dla mnie te małe zielone cuda natury to połowa kulinarnego sukcesu. Nie wyobrażam sobie kucharzenia bez dodania paru aromatycznych listków zarówno do słonych, ostrych jak i słodkich potraw.
Lubię eksperymentować, korzystając z mojego pachnącego ogródka. Zioła w doniczkach pysznią się u mnie na parapetach cały rok. Mam różne swoje małe tricki, szczególnie ważne dla mam niejadków, dla których wszystko, co zielone, to be.

Większość maluchów uwielbia frytki lub spaghetti z czerwonym sosem. Dzięki dodaniu do niego garści drobno posiekanych świeżych ziół, z popularnego fast foodu robimy zdrowsze danie. Również wszelkie zupy lubiane przez dzieci (ziemniaczana, pomidorowa, ogórkowa) są świetne do „ukrycia” naszych zdrowych roślinek. Oprócz smakowo-aromatycznych walorów, zioła mają również tę zaletę, że pomagają naszemu organizmowi w lepszym trawieniu, oczyszczają z toksyn, działają odkażająco.

Moi zieloni ulubieńcy, to mniszek lekarski – czyli popularny mlecz (jadalny od korzenia po kwiatek – pod warunkiem, że się nie jest na niego uczulonym), rozmaryn, bazylia, szałwia, lubczyk, melisa cytrynowa, mięta, majeranek, tymianek. 
Rozmaryn – zwany też „radosnym ziółkiem” – rozluźnia, przepędza depresje i smuteczki, poprawia humor, działa bakteriobójczo. Ale uwaga – powinny unikać go kobiety w ciąży (może wywołać skurcze). Majeranek – działa przeciwzapalnie, przeciwbólowo, przeciwbakteryjnie, lekko uspokaja. Szałwia zawiera mnóstwo soli mineralnych, witamin, kwasy organiczne, łagodzi stany zapalne, wspomaga wątrobę i trawienie. Oregano, zwane lebiodką lub dzikim majerankiem, to sprzymierzeniec lepszego trawienia, pobudza apetyt, reguluje pracę jelit, działa rozkurczowo. Mniszek jest kopalnią minerałów i witamin (A, C, cynk, miedź, żelazo, fosfor).
Korzystajmy garściami z tego dobrodziejstwa natury, a gwarantuję (przetestowałam), że nasz organizm odwdzięczy się dobrym zdrowiem i świetnym nastrojem.
Aby nie być gołosłownym, wprowadzimy słowa w czyn – czyli podaję praktyczne zastosowanie ziół.

Fettiniowa kartoflanka ziołowa:

Kilogram ziemniaków kroimy w kostkę, gotujemy w bulionie do miękkości. W tym czasie smażymy na oliwie z oliwek dużą cebulę, również pokrojoną w kostkę, dodajemy parę ząbków czosnku. Świeże ziółka – tymianek, majeranek, szałwia, rozmaryn, oregano – siekamy drobno i wrzucamy do gotujących się ziemniaków.
Zupa powinna gotować się powoli. Jeśli nie mamy świeżych ziół, można dodać suszone – ale uwaga – mają intensywniejszy aromat, nie należy więc przesadzać.
Usmażoną cebulę z czosnkiem wrzucamy do zupy, doprawiamy sokiem z cytryny, pieprzem, ewentualnie maggi w płynie. Jeśli ktoś lubi, może w trakcie gotowania dodać suszone grzybki.
Gdy pod koniec gotowania dodamy garść kiszonej kapusty, będzie pyszny ziołowy kapuśniaczek. To oczywiście wersja wegetariańska…
Dla mięsożernych stworzeń do zupy dodajemy np. resztki pieczeni wraz z sosem, gulasz lub nawet pieczonego kurczaka z piekarnika, w sosie własnym.
Najlepiej smakuje odgrzewana, po „przegryzieniu się” składników.

Sos czerwony, przez dzieciaki ulubionybazylia

słoik pasteryzowanych pomidorów – najlepiej „bio”
cebula
czosnek
oliwa z oliwek
sól, pieprz, maggi lub sos sojowy
zioła – tymianek, oregano, szałwia, bazylia, rozmaryn, melisa cytrynowa
sok z cytryny
pół kubeczka śmietany słodkiej, lecz niekoniecznie

Na oliwie smażymy cebulę, czosnek, dodajemy przetarte pomidory, sól, pieprz, maggi lub sos sojowy.
Teraz czas na zioła.
Najwygodniej posiekać garść naszych ziółek specjalnym nożem. Jest do kupienia przeważnie w komplecie z deseczką z wgłębieniem w środku. Nóż ma kształt łódki, dwa ostrza i dwa trzonki. Naprawdę polecam.
Posiekane zioła wrzucamy do sosu, doprawiamy sokiem cytrynowym i ewentualnie śmietaną. Jeśli ktoś nie lubi kawałków cebuli, można wszystko zmiksować.

Sos smakuje świetnie z gnocchi (włoskie kluseczki), spaghetti, tortellini.
Dla mnie jest również bazą do lasagne.

Lasagne à la Jola – czyli szybko, zdrowo i ziołowo.

Właściwie to prawie klasyczny przepis nieco tylko zmodyfikowany.
Kupujemy lasagne, najlepiej „Barilla”. Produkujemy wyżej wymieniony sosik (dla wzmocnienia smaku dodajemy suszony tymianek, oregano i majeranek).
Na patelni podsmażamy mięso mielone (pół kilograma) i zalewamy sosem. W wersji wegetariańskiej mięso zastępujemy granulatem sojowym.
Na dno żaroodpornego naczynia nalewamy nieco sosu, układamy płaty lasagne, na to 3/4 sosu. A teraz, co zasobność lodówki i fantazja podpowie – np. szynka pokrojona w paski, kawałki boczku, resztki pieczeni, kawałki suchej kiełbasy, plastry pomidorów, pieczarek, papryki.
Posypujemy wszystko startym serem, przykrywamy kolejnymi płatami lasagne i zalewamy resztą sosu. Aha – ważne – płaty należy układać surowe.
Całość traktujemy jeszcze beszamelem lub, w prostej wersji, jajkiem roztrzepanym w połowie kubka słodkiej śmietany. Posypujemy czerwoną papryką i hop do piekarnika nagrzanego do 200°C, na około 40 minut.

Smacznego!