Mamy ostatnio dużo tzw. okazji świątecznych. Z takich okazji w tradycyjnych krakowskich domach zwykle podaje się ciasto. Zawsze ładniej wygląda, jak poda się coś do herbaty zamiast przysłowiowych słonych paluszków.

Tym razem zmierzymy się z czymś takim, jak ciasto.

Święta,
ciasto do kawy,
cytryny,
beza,
placek cytrynowy!

Będzie to oczywiście ciasto z gatunku „ciasto kruche”, które ma to do siebie, że bardzo rzadko może się nie udać i jest w dużym stopniu odporne na pomylenie składników. Ponadto – z własnego doświadczenia wiem, że… nic nie robi takiego wrażenia na płci przeciwnej, jak zrobione własnoręcznie ciasto. I dotyczy to – co ciekawe – obu płci.

Potrzebujemy półtora szklanki zwykłej białej mąki (czyli ok. 30 dag),  pół szklanki cukru (jakieś 12 dag), 4 żółtka (same…powtarzam… same żółtka – a nie całe jajka), dwie łyżeczki proszku do pieczenia, wyciśnięty sok oraz starta na tarce skórka z jednej dużej cytryny. Do tego posiekana nożem kostka margaryny (250 g).
Wszystkie składniki pakujemy do dużej miski – lub małej miednicy (jak komu wygodnie) i wyrabiamy z nich ciasto, mieszając ręką, aż składniki się połączą, a ciasto przestanie się nam lepić do palców. Po wyrobieniu całość – może być razem z miską – pakujemy do lodówki na minimum 40 minut, żeby „skruszało”. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby zrobić ciasto dzień wcześniej – wtedy będzie nam ono „kruszeć” w lodówce całą noc i po wyjęciu z chłodziarki będzie jeszcze ładniejsze.

W czasie, kiedy ciasto kruszeje, niestety nie odpoczywamy, ale ubijamy na sztywno pianę z naszych 4 jajek, tych samych, których żółtka zużyliśmy do ciasta. Ubijamy więc pianę na „sztywno” – czyli aż do momentu, kiedy przywrze nam do dna naczynia w taki sposób, że po jego odwróceniu o 180 stopni, czyli do góry dnem, nie wypadnie nam ona na podłogę. Dzisiaj robi się to najczęściej mikserem, ale ja polecam – szczególnie facetom, którzy chcieliby się zmierzyć z tym zadaniem – zwykłą, drucianą trzepaczkę sprężynową. Działa lepiej na bicepsy, niż siłownia.

Po ubiciu piany i sprawdzeniu, czy się „trzyma”, dodajemy do niej ok. 30 dag cukru pudru – na oko jest to „kopiasta szklanka”, czyli szklanka z naddatkiem, oraz dwie łyżki suchego, prosto z torebki, budyniu albo kisielu (ideałem by było, gdyby był cytrynowy, ale waniliowy, śmietankowy czy jakikolwiek inny też może być). Następnie jeszcze chwilę ubijamy dla dokładnego zmieszania składników. W ten sposób przygotowaliśmy sobie tzw. „bezę” – czyli piankę, która upiększy nam nasze dzieło i wzbudzi zachwyt u częstowanych kobiet (nie wiem, czemu tak reagują, ale ważne, że reagują…).

Skruszałe ciasto wyjmujemy z lodówki i dzielimy na 4 części. Trzy ćwiartki rozwałkowujemy na płasko i układamy na dnie blachy do pieczenia ciasta. Ciasto powinno mieć grubość ok. 4 – 5 mm, dlatego proszę uważać, żeby się nam nie potargało przy przenoszeniu do blachy. Proponuję wykorzystać stary patent babci ze ściereczką. Rozkładamy na stolnicy ściereczkę, posypujemy mąką, żeby ciasto się do niej nie przylepiało, rozwałkowujemy na niej ciasto na żądaną grubość i przenosimy delikatnie, trzymając za rogi ścierki, na blachę.

Po ułożeniu na blasze ciasto należy osłodzić, smarując je powidłami. Najlepsze do tego celu są powidła śliwkowe, ale może to być też dżem cytrynowy, albo zwykła marmolada owocowa. Jadałem też wersję z wykorzystaniem powideł jabłkowych, posypanych lekko mielonym cynamonem. Zalecam tutaj pełną dowolność, zgodnie ze starą zasadą: „co nas nie zabije, to nas wzmocni”.

Z pozostałej ćwiartki ciasta zwijamy cienkie i długie wałeczki, układając je następnie na wierzchu, w kratkę. Po ułożeniu kratki na całej powierzchni ciasta w każdym jej oczku przy pomocy dużej łyżki układamy pokaźną porcję „bezy”. Czynimy tak, aż wypełnimy dokładnie wszystkie oczka kratki.

Kiedy to już zrobimy, wsadzamy ciasto do nagrzanego piekarnika i pieczemy, aż beza na wierzchu osiągnie śliczny, złoty kolor.
Co do czasu pieczenia – z tym jest różnie. W piecyku gazowym powinno wystarczyć jakieś 40 minut w temperaturze nieco powyżej 150°C. Ja wykonywałem ten przepis w piekarniku elektrycznym i było to jakieś 50 minut w temp. 180°C.

Placek ten idealnie smakuje z dobrą kawą.

No i pozostaje na końcu do ustalenia jeszcze jedna poważna kwestia, a mianowicie: KTO POSPRZĄTA W KUCHNI?

SMACZNEGO.