Zawsze mówiłam, że niektóre rzeczy wymagają stosownego oprzyrządowania, czyli parku maszynowego. Taki – dajmy na to – mazurek cytrynowy nie wyjdzie, jeśli nie mamy porządnego rozdrabniacza. Chyba że my sami będziemy robić za rozdrabniacz, na co szkoda młodego życia.

Albo sos pesto. Do niego też jest potrzebny porządny mikser. Wyobrażam sobie, że wystarczy również moździerz oraz nadludzka krzepa w ręcach. Krzepy nie mam, a sos zrobiłam, co zajęło mi jakieś 10 minut razem z myciem miksera.

Utarłam razem: dwa pęczki pietruszki (wczoraj tylko jeden, ale to był pęczek od pani Bożenki z budki, wyjątkowo hojny i dorodny), jakieś dwie łyżki orzechów włoskich, trzy ząbki czosnku, szczyptę soli morskiej, dwie łyżki parmezanu i z pół szklanki oliwy.
Oczywiście, mogłam dać bazylię, ale pietruszka dla nas jest w gruncie rzeczy dużo bardziej egzotyczna. Tak to się porobiło.

W nowym roku życzę jak najlepszego oprzyrządowania i takiego nawitaminizowania, jak w moim sosie pesto.


Ilustrowała: Joanna Titeux/pinezka.pl

Nienawidzę gotować