fot. asica/pinezka.pl

Moja żona zapragnęła bakłażanów. Warzywo to ostatnio przeżywa tzw. sezon – co oznacza, że jest go dużo i jest relatywnie tanie.
Ma tylko jedną wadę – wymaga przed zjedzeniem spreparowania do formy zjadliwej, a więc zawsze zaczynamy od tego, że po pokrojeniu posypujemy je solą, aby „puściło z siebie” gorzkie i niedobre soki, następnie myje się je i osusza. Dopiero tak przygotowany bakłażan nadaje się do dalszej obróbki.

W związku z niedawną olimpiadą postanowiłem wprowadzić mały akcent grecki – potrawę z tamtego regionu z wykorzystaniem wspomnianego warzywa.
Proces przygotowania zaczynamy od sporządzenia tzw. „glazurki”, która będzie w finale przykrywać całość, oraz puree z ziemniaków, a to dlatego że składniki te muszą nam trochę przestygnąć przed właściwym użyciem. Puree przygotowujemy w dowolny sposób – możemy użyć gotowego półproduktu ze sklepu albo po prostu ugotować ziemniaki, a następnie ubić je z masłem i ewentualnie łyżką śmietany na gładką masę.
Na miskę żaroodporną o średnicy 35 cm ja obrałem jakieś 0,5 kg.

„Glazurka” to po prostu rozbełtane żółtka (najlepiej dwa), które przyprawiamy do smaku, a następnie roztrzepujemy z mlekiem, po czym podgrzewamy na wolnym ogniu, ciągle mieszając, aż powstanie gęsta masa przypominająca ciasto, po czym odstawiamy do ostygnięcia. Mleka dolewamy na tak zwane wyczucie, tzn. trzeba mniej więcej przewidzieć, ile „glazurki” ma być – ja wlałem jakieś 0,5-0,8 litra.

Dwa bakłażany albo trzy, to zależy od ich wielkości i naszych upodobań, kroimy w plastry, preparujemy tak, jak opisano powyżej, a następnie smażymy na oleju do miękkości, po czym osączamy z nadmiaru tłuszczu. Tak samo czynimy z pokrojoną w plastry cebulą (2 sztuki) – smażymy i osączamy – najlepiej na papierze śniadaniowym.
Na patelni podsmażamy mięso mielone (tak z pół kilo – albo trochę więcej) z dodatkiem ziół, tak aby zrobiło się sypkie i pachnące.

Potrzebna będzie jeszcze zupa pomidorowa – w oryginalnym przepisie zaleca się użycie sosu pomidorowego i bulionu, ja połączyłem oba składniki robiąc nic innego tylko zupę – a więc do gotującej się wody wrzuciłem kostkę rosołową oraz słoik przecieru pomidorowego uzyskując normalną „pomidorówę” (było jej po ugotowaniu jakieś 0,7 litra) i wszystko wlałem do miski. Ale o tym później – dzięki temu wszystkie składniki wręcz pływały w sosie, a nadmiar cieczy spokojnie sobie wyparuje redukując się w czasie pieczenia.

Kiedy wszystkie półprodukty są już gotowe, przystępujemy do wykonania właściwej potrawy. W tym celu bierzemy duże naczynie żaroodporne albo blachę do pieczenia ciasta i układamy po kolei – najpierw warstwa bakłażanów, potem warstwa mięsa, potem przesmażonej na złoto cebuli… I tak aż do wyczerpania składników. Po ułożeniu wylewamy na wierzch naszą „pomidorówę”, a żeby to „pobojowisko” nie drażniło naszych oczu, czym prędzej przykrywamy je warstwą puree.
Oczywiście całość należy przyprawić solą, pieprzem i ziołami do smaku (i aromatu). Aby wszystko ładnie wyglądało i miało tzw. „glanz”, polewamy całość naszą „glazurką” i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy w temp. ok. 180 stopni, aż „glazurka” zrobi się złota.

Najlepiej smakuje na drugi dzień, kiedy jest przygrzewana… 😉

Smacznego!

hawajski  :-{}