Stary dowcip mówi, że jeśli się chce, by z nieba zamiast deszczu padały frytki, należy spuścić bombę atomową na Wielkopolskę. Przetłumaczony na niemiecki, dowcip nadal śmieszy – pod warunkiem, że Wielkopolskę zamienimy na kraj Saary. Tutaj też trudno wyobrazić sobie obiad bez ziemnego jabłka, zresztą – narodową potrawą tubylców jest Dibbelabbes, rodzaj gigantycznego placka ziemniaczanego.

Określenie „potrawa narodowa” jest w kategoriach naukowych całkowitym nieporozumieniem, jako że kraj Saary zupełnie nie ma pokrycia ani etnicznego, ani historycznego, ani też geograficznego. Jest dokładnie tak samo sztuczny, jak świętej pamięci ZSRR czy Jugosławia. Tylko mniejszy.

Hm, nie tylko …

Przyznam że bywając nad Saarą nie mogę oprzeć się wrażeniu niezwykłego podobieństwa między najmniejszym landem republiki federalnej (nie uwzględniając landów-miast oczywiście) a pewną wioską położoną gdzieś we Francji, pardon, w Cesarstwie Rzymskim, opisaną przez Gościnnego i Uderzo. Asterix, a jeszcze bardziej Obelix pasowaliby tutaj jak ulał. Nie tylko ze względu na menhiry, których nad Saarą całkiem sporo, nie tylko na ślady pozostawione przez celtyckich krewniaków Paranoixa. Także ze względu na charakter mieszkańców.
Burze historii, szczególnie brutalne w rejonach granicznych, miotały tym skrawkiem ziemi, niejako grając nim we francusko-niemieckiego pingponga. Częściowa przynależność do Francji, czas rozkwitu za Ludwika XIV, który wspierał m.in. rozwój hutnictwa stali i założył fort obronny nad Saarą – Saarlouis. Tenże sam fort został rozbudowany przez Bonapartego, by po jego klęsce mocą postanowień kongresu wiedeńskiego zostać sprezentowanym Prusom. Tradycja głosi, że garnizonu w Saarlouis nie poinformowano o tej decyzji i żołnierze francuscy pod wodzą oficera Lacroix przez kilka tygodni nadal pełnili wartę.


Saarlouis, po lewej umocnienia napoleońskie

    Po I wojnie światowej Saarland uzyskał niezależność, by w 1935 roku dołączyć do III Rzeszy. Koniec II wojny światowej to zarazem początek kolejnego okresu niezależności (pod okiem francuskim jednak) który zakończyło w 1959 referendum decydujące o przyłączeniu do republiki federalnej.

   Ta huśtawka dziejów zaowocowała stoicyzmem mieszkańców. Mało co jest w stanie wytrącić ich z równowagi. Zdają się też żyć inaczej niż w pozostałych dziewięciu landach (tym razem z uwzględnieniem landów-miast). Być może moje oko emigranta wykrzywia nieco obraz, jednak mam wrażenie że w kraju Saary jest… bardziej swojsko. Wiele osób, które przekraczały bądź to granicę francusko-niemiecką, bądź też polsko-niemiecką, potwierdzają moje spostrzeżenia. W Niemczech jest – oczywiście generalizuję – porządniej, czyściej, gospodarniej, bardziej od linijki, niż we Francji czy w Polsce. Kraj Saary jest, podobnie jak oba uprzednio wymienione, stosunkowo mało porządnicki, tubylcy mają inny system wartości. Nauczeni przez Historię, że dobro doczesne niekoniecznie jest trwałe, za motto obrali porzekadło hauptsach gudd gess (unn nix geschafft), co można przetłumaczyć jako „najważniejsze to dobrze zjeść (i się nie narobić)”. Wikipedia.de twierdzi, że właśnie w kraju Saary ilość gwiazdek Michellina w przeliczeniu na głowę jest najwyższa. A nawet, jeśli nie – niedaleko stąd do słynącej z dobrej kuchni Alzacji, zaś jeszcze bliżej do Frisange w Luxemburgu, gdzie rezyduje najlepsza kucharka Europy – Lea Linster.

Co jeszcze cechuje ludzi znad Saary, to niezwykła solidarność, można ją też nazwać lokalnym patriotyzmem. I tak, najczęściej spotykanym w tej okolicy samochodem jest produkowany w Dillingen Ford. Z piw najchętniej pije się lokalnego Karlsberga, je się – oczywiście – dibbelabbes i kiełbasę zwaną „lyoner”. Saarlandczycy mieszkający poza granicami tego landu darzą się nawzajem sporą estymą, czasem mam wręcz wrażenie, że sam fakt pochodzenia znad Saary wystarcza, by obdarzyć nowo poznaną osobę zaufaniem. Co zresztą mało dziwi, gdyż mieszkańcy tego regionu są bardzo gościnni i serdeczni. Stąd aż się prosi, by ten mało znany kawałek ziemi zareklamować także turystycznie.


Zamek Malbrouck w Lotaryngii

   Z lekcji geografii zapamiętałam jedynie zagłębie węglowe, huty stali i książkowy, do znudzenia wzorcowy i do znudzenia obfotografowany meander Saary niedaleko Mettlach. A jednak w chwili, gdy spoglądałam na ten oklepany widoczek z punktu widokowego Cloef w Orscholz pojęłam, że urody tego miejsca nie jest w stanie oddać żadna fotografia. Po prostu trzeba zobaczyć. Tym bardziej, że okolica jest lesista (Saarland dysponuje w przeliczeniu na km2 największą zadrzewioną powierzchnią w BRD), pokryta wzgórzami, kryjąca za zakrętem niejedną niespodziankę – czy to w postaci celtyckich pozostałości, czy to malowniczych zameczków, winnic lub pięknych widoków, jak i zabytków przemysłowych – takich jak słynna huta w Völklingen i niemniej warta obejrzenia, nadal czynna huta stali w Dillingen, produkująca blachy dla pobliskiej fabryki wspomnianego już Forda. Ponadto zakłady ceramiczne Villeroy & Boch w Mettlach i okolicy.
Rodzina Boch jest też świetnym mecenasem sztuki, stąd przy odrobinie szczęścia, będąc w Mettlach można trafić na ciekawą wystawę, a jeśli szczęścia ma się mniej, to choćby obejrzeć piękny park wokół opactwa (Park der Alten Abtei). W Nennig obejrzeć można pozostałości rzymskiej willi z pięknymi mozaikami, lub – jak kto woli – pobawić się kołem fortuny w stylowym kasynie Schloss Berg. W pobliskim Perl zwiedzić barokowe posiadłości Palais von Nell oraz dzielnicę Sehndorf zbudowaną na obraz starej winnicy, w równie bliskim Borg zaś rekonstrukcję kolejnej rzymskiej willi. Poza tym z kraju Saary jest zupełnie niedaleko do Treviru (Trier), Luksemburga i Francji, których mam nadzieję reklamować nie muszę.


Meander Saary widziany z Cloef

   Jedynym problemem podczas pobytu w kraju Saary może być… komunikacja słowna. Saarlandczycy używają bowiem głównie lokalnej gwary, która zarówno dla obcokrajowca, jak i dla mieszkańca Hamburga czy Lipska jest dość hermetyczna. Oto mała próbka zarówno saarlandzkiej gwary, jak i kuchni – osobom znającym język niemiecki życzę dobrej zabawy, dla pozostałych podaję całkiem niedosłowne tłumaczenie przepisu na Schales.

Für 4 Persone hole mer 4 Pund Grumbeere, 4 Stange Laach, 1/2 Pund Schinkenspeck am Stick, 4 Eier unn 2 Zwiwwele. Maggikraut, Salz, Peffer und Muskat, Olivenöl
De Laach wesche mer und schneide ne in kleene Streife, die Grumbeere schäle mer und reibe se. Dann drigge mer se in em Leinetuch aus.
Die Grumbeeremass tun mer met dem Schinkenspeck, denne mer in Würfele geschnitt hann vermenge. Die Eier un denne Laach tun mer dezu, dann tun mer no Geschmack würzen.
Jetz erhitze mer Oliveöl in einer Eisenpann, sie kann a aus Guss sin und dann fille mer die Grumbeermass dorin un backe das Ganze 2 Stunn bei 200° im Backowe.
Dodezu passt ganz gudd Bettseichersalat oder Appelmus.


Zapiekanka z tartych ziemniaków

Dla 4 osób:
2 kg ziemniaków, 4 pory, 250 g boczku, 4 jajka i 2 cebule, ponadto lubczyk, sól, pieprz, gałka muszkatołowa i oliwa z oliwek.

Pory umyć i pokroić w paski, ziemniaki także umyć, obrać i zetrzeć na tarce. Starte ziemniaki odcisnąć przez lnianą ściereczkę. Boczek pokroić w kostkę, wymieszać z masą ziemniaczaną, dodać jajka i pory, doprawić. W żaroodpornym garnku lub patelni rozgrzewamy oliwę, wkładamy masę ziemniaczaną i całość zapiekamy 2 godziny w piekarniku nagrzanym do 200°C. Podawać z sałatką z młodych liści mleczu lub z musem jabłkowym.

Zdjęcie zakola Saary autorstwa Niesefrosch pochodzi z portalu Wikipedia.de
Pozostałe zdjęcia autory
Przepis na Schales w gwarze znad Saary pochodzi z portalu dibbelabes.dreipage.de