Jak scedować pasaż (nie mając priorytetu)

Język francuski uchodzi za trudny, choć przyjemnie brzmiący. Można więc pomyśleć, że niełatwe jest dla automobilisty poruszanie się po francuskich drogach. Komuś, kto miał przyjemność być wychowywanym przez francuską guwernantkę lub przynajmniej czytał egzystencjalistów w oryginale, nie nastręcza to jednak większych problemów.

Ostrzeżmy na wstępie, że na kierowcę czyhają takie niebezpieczeństwa, jak:
chaussée déformée (szosa zdeformowana)
chaussée glissante (glissando na szosie)
absence de marquage (absencja markowania).

Wjeżdżając na rondo widzimy:
cédez le passage (sceduj pasaż)
vous n’avez pas la priorité (nie masz priorytetu).

Zupełnie konfunduje nas informacja, że cyrkulacja objęta jest interdyktem (circulation interdite) lub, że interdykt nałożony został na pasaż (passage interdit).

Wiele zakazów dotyczy stacjonowania:
stationnement génant (stacjonowanie żenujące)
défence de stationner (defensywa stacjonowania)
lub wręcz:
prière de ne pas stationner (modlitwa o niestacjonowanie).

Na stacji benzynowej tankujemy esencję bez plomby (essence sans plomb), po czym wjeżdżamy na autostradę poprzez dworzec płatniczy (gare de péage), próbując zrozumieć, dlaczego telepłatnicy mają ściskać goszystów (télépéage, serrez à gauche). Ponieważ nie jesteśmy ani telepłatnikami, ani  goszystami, jedziemy dalej.

Ten, komu psychika zaczyna szwankować od nadmiaru zgadywanek, proszony jest o skorzystanie ze stosownego drogowskazu (déviation), lub w mniej groźnym przypadku: déviation temporaire.
Z samochodu można wreszcie zrezygnować, szukamy wtedy aresztu autobusowego (arrêt d’autobus). Nie ma obawy – aresztowane są tam jedynie na chwilę autobusy, nie pasażerowie.

Wiadomo – we Francji można dobrze zjeść, więc zatrzymujemy się przy restauracji, zamawiamy płaskiego dyżurnego (plât du jour), którego spożywszy, wołamy: chłopcze, dodawanie! (garçon, l’addition!)

Nie takie to w końcu skomplikowane.

 

Jak poznać wszystkich na campingu

Przyjeżdżamy zmęczeni na camping. Zauważamy, że jest tam basen, postanawiamy się ochłodzić. Otwieramy samochód, odkładamy kluczyki na półkę. Przebieramy się, wychodzimy zatrzaskując drzwi.

Po wyjściu z basenu okazuje się, że kluczyki podstawowe i zapasowe są wewnątrz. Alarmujemy obsługę. Jest sobota wieczór, okoliczne warsztaty są zamknięte.
I wtedy poznajemy gotowość do pomocy sąsiadów. Dziewczyna, której to się raz zdarzyło, próbuje przez kwadrans drucianym wieszakiem podważyć coś przy zamku. Zwraca to uwagę innych gości. Wymieniamy z nimi uwagi na temat problemu.
Gdy dziewczyna rezygnuje z prób, ktoś inny zapuszcza wędkę przez odgięte drzwi. Wykorzystujemy jego sportową żyłkę – nie odpuści. Gdy mu się w końcu udaje otworzyć drzwi, pytamy przez grzeczność, czy coś się należy. Odzywa się wtedy jego mołojecki honor – oczywiście, że nie!
Wszyscy nas znają, mamy sprawdzonych w potrzebie przyjaciół, jesteśmy kimś.

By uniknąć niemiłych podejrzeń i nie sugerować wprawy w otwieraniu samochodowych drzwi, nie zamieszczam technicznych szczegółów operacji.