ilustr. spinelli    Nadchodzi taki dzień, kiedy nasze wyrośnięte na samym mleku dziecko samo siedzi. Samo pełza. Samo się turla. I głodne jakieś takie się robi. Z talerza próbuje obiad nam zabrać. Nie chcemy mu dać pizzy, więc decydujemy się na kolejny krok w żywieniu naszego bobaska – nakarmimy go zupą!

Świeże dziecko jest wbrew pozorom bardzo prosto nakarmić, ponieważ składa się ono głównie z przewodu pokarmowego. Jednym słowem – wystarczy w nie wlać odpowiednie ilości mleka, a potem sprawnie usunąć wypłynięty nadmiar. Mechanizm karmienia dziecka sprowadza się do podłączenia dziecka pod odpowiednie źródło mleka.

Do czasu.
Nadchodzi taki dzień, kiedy nasze wyrośnięte na samym mleku dziecko samo siedzi. Samo pełza. Samo się turla. I głodne jakieś takie się robi. Z talerza próbuje obiad nam zabrać. Nie chcemy mu dać pizzy, więc decydujemy się na kolejny krok w żywieniu naszego bobaska – nakarmimy go zupą!

Zgodnie z załączoną do dziecka instrukcją obsługi, zaopatrujemy się w wyposażenie dodatkowe – śliniak plastikowy, łyżeczkę, miseczkę, krzesełko do karmienia, folię malarską, fartuch roboczy, okulary spawalnicze, gumiaki i czepek.
Rozbieramy dziecko do rosołu. Nie podajemy rosołu, tylko wybieramy odpowiedni, gotowy słoiczek z zupką. Nie poleca się pierwszej zupki gotować samemu, ponieważ ilość czasu włożona w ten zabieg będzie odwrotnie proporcjonalna do ilości zjedzonej przez dziecko.

Zakładamy fartuch, gumiaki, okulary i czepek. Okoliczne meble, ściany i podłogę pokrywamy folią malarską.
Dziecko odziane tylko w pieluchę sadzamy w krzesełku. Zakładamy śliniak. Podchodzimy do dziecka z łyżeczką pełną zupki. Mówimy „AM” szeroko otwierając usta, aby pokazać dziecku, że też ma swoje otworzyć. W 99 proc. przypadków dziecko się setnie ubawi, ale ust nie otworzy. Podobny efekt mogą przynieść próby śpiewania, latania samolotem, pokazywania telefonu komórkowego/kluczy/pilota.

Przestajemy więc robić z siebie pajaca i wciskamy dziecku łyżeczkę z zupką na siłę. Robimy to tylko raz, żeby poznało smak i odkryło, że bardzo mu on odpowiada. Generalnie należy się w życiu kierować zasadą, że nic na siłę (wszystko młotkiem).
Gdy zupka znajdzie się w ustach dziecka – odsuwamy się na bezpieczną odległość. Dziecko robi „ppffffffffffff”, a na nas spada pomarańczowy deszcz.

Przecieramy okulary, odrzucamy pomysł karmienia dziecka mlekiem do osiemnastki i podchodzimy z kolejną łyżeczką. Pokazujemy łyżeczkę i mówimy „AM”.

ilustr. spinelli

W życiu nie wolno się poddawać. Cierpliwość i konsekwencja są gwarancją sukcesu. Warto też pamiętać, że nie ma właściwie dorosłych ludzi żywiących się mlekiem. W końcu każdy homo sapiens sapiens zaczyna jeść ludzkie jedzenie. O tym należy pamiętać.

W momencie kiedy miseczka będzie już pusta (a cała zupka szczęśliwie pokryje rozbawione dziecko i okolice) należy dziecko wraz z krzesełkiem włożyć do wanny i namaczać w ciepłej wodzie do zniknięcia plam.
Próby należy powtarzać, aż trybiki w maleńkiej główce zaskoczą i odruchem psa Pawłowa na widok łyżeczki ustka szeroko się otworzą.

UWAGA!
Jeśli nagle wydaje nam się, że stał się cud i dziecko otworzyło szeroko usta, mimo że przed momentem miało je zamknięte na siedem spustów, NIE NALEŻY pakować w nie zupki. Złamanie tej zasady powoduje eksplozję zupki z kichającego właśnie dziecka.

Ilustrowała:spinelli/pinezka.pl