Życie 30+ nudne jakieś takie jest. Praca, dom, facet, ex facet, dzieci, jego dzieci, psy, koty, papużki, koleżanki, forum… i tak w kółko. Zdechnąć z monotonii można. Czasami, jak starcza fantazji – ale, umówmy się, komu po 30-tce starcza fantazji – można się wypuścić w ciepłe kraje na jakieś, pożal się Boże, wczasy dla tetryków, iść do kina, knajpy czy w wersji lołbadżetowej upichcić coś samemu.

Zastanówmy się, jak w sposób niewymagający intelektualnych nadwyżek uczynić nasze życie bogatszym, ciekawszym o nowe doznania, przygody i doświadczenia. Jak dostarczyć starzejącemu się organizmowi porcji ożywczej adrenaliny i dreszczyku emocji? Jak dostarczyć wrażeń również najbliższym? Nie każdego stać mentalnie i materialnie na skoki na linie, czy wspinaczkę „na żywca” po wieżowcach. Bez ryzyka nie ma życia, a pól do szukania wrażeń jest wiele. Choćby w domu rodzinnym… Nawet banalne, codzienne czynności okołodomowe mogą być ekscytujące, o ile dobrze je zaplanujemy.

1. Zapraszasz na wakacje do swojego domu na wsi Jego Rodziców, Ciocię i Wujka z Dużym Spadkiem, Pana od Którego Wiele Zależy wraz z Małżonką itp. Pamiętaj, im Znaczniejsze Osoby, tym poziom adrenaliny fajniej skacze. Mimo, że zaproszenie wystosowałaś pół roku temu, na 3 dni przed ich przyjazdem z histerią w oczach urządzasz pusty do tej pory pokój gościnny. Dwa dni zajmują Ci porządki oraz wywalenie stamtąd Niezbędnych Rzeczy, które nie mieszczą się już w garażu, schowku, piwnicy i pod wiatą na podwórku. W ostatni dzień, na 30 minut przed zamknięciem jedynego w promieniu 100 kilometrów sklepu i na 3 godziny przed przyjazdem gości udaje Ci się kupić łóżko, komodę i szafę. Ubłagałaś sprzedawcę, by dowieźli sprzęty do domu.
Dowożą, ale w kawałkach.
Musisz radzić sobie sama, bo syna wysłałaś już na poszukiwanie czegokolwiek na kolację – w lodówce są produkty, które absolutnie nie nadają się dla Gości, a mąż gdzieś przepadł. Skręcasz, zastanawia cię jednak, dlaczego po złożeniu dwuosobowego łoża zostało ci w garści 5 z 12 wkrętów.
Rozmyślania odkładasz na potem. Natychmiast musisz przygotować kolację. Adrenalina skacze ci dopiero, kiedy okazuje się, że Pan od Którego Wiele Zależy i Jego Żona, ważą o wiele więcej niż twój pudel, a drugi raz kiedy zachwyceni pokojem gościnnym, kładą walizki na łóżku, a ono niebezpiecznie się chwieje. Przypominasz sobie, że oprócz wkrętów zostało ci jeszcze małe drewienko, wysokości nóg łóżka. Olałaś je, zakładając, że łóżko ma nóg cztery, a nie pięć. Teraz oświeca cię… na rysunku było zaznaczone takie jedno miejsce, mniej więcej na środku… a ty podpaliłaś suchym drewienkiem w kominku. Adrenalina skacze ci jeszcze wyżej, gdy przychodzi pora spoczynku. Nie śpisz całą noc, nasłuchując, czy na górze nie dochodzi właśnie do jakiejś katastrofy zakończonej trwałym kalectwem i czy przypadkiem gościom, pod wpływem miłego wypoczynku, nie zachciało się amorów.

2. Twój mąż, albo i ty, macie okazję załatwienia Biznesu Życia. Zapraszacie do domu na kolację Bardzo Ważnych Dyrektorów z Żonami. Tradycyjnie, nie znalazłaś czasu ani nastroju na duże zakupy w supermarkecie, a zamówienie żarcia z knajpy przyszło do głowy twojemu ograniczonemu partnerowi dopiero teraz, na godzinę przed. Niestety, w pięciu knajpach odmawiają. Postanawiasz zrobić coś z niczego, i to bardzo efektownego. Dziecko wysyłasz po dostępne produkty do tego małego sklepiku osiedlowego. Za siódmym razem – zrobienie listy zabrałoby ci zbyt wiele czasu – syn się buntuje i wychodzi z domu. Zostajesz sama na polu bitwy.
W przypływie geniuszu przypominasz sobie o kawałku dziczyzny w zamrażarce. Cieszysz się, że nie wykorzystałaś go ani na chrzciny, ani na komunię jedynaka, ani nie zapodział się gdzieś podczas tych trzech przeprowadzek. Olewasz marynowanie i takie tam. Wyjmujesz enerdowski szybkowar i nastawiasz na full. Niestety syn zapomniał o śmietanie do sosu. Z przepastnej lodówki, po 15 minutach wygrzebujesz, całkiem niczego sobie kubeczek. Robisz sos, zastanawiając się, jak wiele konserwantów muszą napychać do takiej głupiej śmietany, skoro półtora roku od daty ważności zupełnie nadaje się do użycia. Dodajesz trochę suszonych grzybów, chyba podgrzybków. Co prawda na puszce nie ma podpisu, a ty nigdy, nawet do lasu, i nawet przy wadzie -3,5 dioptrii nie zakładasz okularów, bo cię postarzają.
Goście są zachwyceni menu, ty z wrażenia i skoków hormonów nie jesz. Nie tak do końca jesteś pewna czy to, czym postanowiłaś jednak zmiękczyć mięso, to cudowna płynna przyprawa Twojej przyjaciółki, czy płyn Tri.

3. Korzystając z tygodniowej nieobecności despotycznego męża choleryka postanawiasz na własną rękę przeprowadzić w domu drobne zmiany. Przez dwie doby rozmyślasz od czego zacząć. Wykładzina w przedpokoju jest stara i potargana. Łazienka pamięta czasy pierwszych wolnych wyborów, podłoga w holu skrzypi i farba na deskach się przetarła. W zasadzie należałoby również pomalować sypialnię i odgruzować niewykończone dwa pokoje na piętrze, które z upływem lat przypominają skrzyżowanie staropolskiego lamusa i składów budowlanych.
Postanawiasz fantazyjnie zacząć od wymiany wykładziny w piwnicy i porządków na piętrze. Jedziesz po wykładzinę, wcześniej z braku narzędzi mierzysz pokój ekierką. Do porządkowania strychu przyjmujesz poleconego przez sąsiada głupka wiejskiego, który nadużywa, a ponadto jest przygłuchawy. Do łazienki wpuszczasz pana fachowca. Dzień później sama chcesz położyć wykładzinę. Jest jej zdecydowanie za mało, a ty wiesz, że wzięłaś okazyjnie rolkę resztek. Jednocześnie biegasz między parterem, gdzie fachowiec młotem pneumatycznym rwie flizy, a piętrem, gdzie głupek w stanie wskazującym, ułatwiając sobie pracę i pomijając strome, wąskie schody postanowił wyrzucić przez okno nie tylko zawartość porządkowanych pomieszczeń, ale przy okazji wtargnął do gabinetu męża. Za jednym zamachem, na wykończonym nie tak dawno tarasie lądują paczki wełny mineralnej, deski, gruz, zawartość mężowskiej biblioteczki, niektóre pamiątki po pradziadkach. Nabuzowana adrenaliną wywalasz ćwoka na zbity pysk, a sama biegasz po ogrodzie, łapiąc w locie co cenniejsze rodowe papiery.
Upływa kolejny dzień. Jest już piątek, od rana czujesz w żyłach tę moc. Z nowym pomocnikiem przykrywasz starą wykładzinę nową. Trudno, 35 cm starego wzdłuż ściany zostaje na pamiątkę, ale jedną rzecz udało ci się skończyć. Zacierasz ślady demolki w gabinecie męża – niestety nie udaje ci się znaleźć klawiatury od jego kompa ani wymienić pękniętej szyby w oknie. Szklarz przyjdzie dopiero w poniedziałek. Syf wokół domu i tarasu ogarnia pomocnik, razem odkrywacie uszkodzenia około 25% płytek na tarasie.
Kupujesz farbę do podłogi i zaczynasz malować hol. Trochę śmierdzi i chyba pędzelek nie ten, ale sklep gospodarstwa domowego już zamknięty. Łazienka wygląda jak jedna wielka ciemna betonowa dziura. Fachowiec wspomina coś o wyrównywaniu ścian, przekładaniu instalacji, kupnie tego i owego. Nie spodziewałaś się, że to potrwa aż tyle.
Dzwoni mąż, sympozjum skończone, nie zostaje na balu, wraca stęskniony do domu. Oprócz adrenaliny, ciśnienie skacze ci do 22O. Ten stan utrzymuje się przez następny miesiąc. Mąż kompletnie nie znajduje zrozumienia dla twojego zaangażowania, nie wiedzieć czemu, drze się jak opętany, rzuca i kopie sprzęty, a na dodatek nie chce się myć w zlewie kuchennym i załatwiać potrzeb fizjologicznych między krzaczkami bukszpanu. Zdarzenie to wywołuje emocje i drżenie rąk wielokrotnie później, kiedy mąż przy okazji odmawiania zaproszeń na zjazdy i sympozja dłuższe niż doba, przypomina sobie o twoich pomysłach.

4. Jesteście umówieni na ważne, bardzo eleganckie przyjęcie w małym gronie. Nerwowe skurcze w żołądku czujesz od momentu, kiedy mąż poinformował cię, że jest to Bardzo Ważne i Bardzo Eleganckie Spotkanie i absolutnie nie wolno się spóźnić. Jak pisał Filozof „Żyjemy wszyscy w czasie i wiemy o tym. Istnieją jednak dwa zasadniczo odmienne sposoby doświadczania czasu i nas samych w czasie.”
Ty wiesz, że twoje doświadczanie czasu jest jeszcze inne. I nigdy, nigdy dotąd, nie udało ci się skorelować go z doświadczaniem innych. Mówiąc prymitywnie, jakoś zawsze tak było, że się spóźnialiście i bynajmniej nie z winy męża. W ową sobotę napięcie staje się wręcz nie do zniesienia. Przez cały dzień chodzisz w szlafroku, obmyślasz fryzurę, makijaż, dodatki. W ramach relaksu moczysz nogi, oglądając przy okazji kino familijne i parę teleturniejów. Skubiesz brwi, robisz manicure, peeling, maseczkę, skrobiesz pięty. Na natrętne pytania męża, spokojna i wyluzowana odpowiadasz, że za chwilę będziesz gotowa. Tak, jesteś gotowa, cały scenariusz przygotowań masz w głowie.
Na 60 minut przed wyjazdem przymierzasz suknię. Jest niezła, ale zbyt obcisła w talii, przymierzasz następną, potem kostium, spodnium, przy dwunastym zestawie Twój mąż, gotowy zupełnie, wychodzi na papierosa. Dobierając buty i torebkę głośno się dziwisz – przecież dwa lata temu rzucił palenie.
Teraz szukasz rajstop, adrenalina pojawia się znowu, te które pasują mają, niestety, dziurę na pięcie, a dziury nie widać tylko w botkach, które nie pasują akurat do spódnicy, do której pasują klapki… Zakładasz, pech chciał, jedyne pończochy. I tak dobrze, że w tym wielkim worze z bielizną udało Ci się je skompletować. Szukając, spociłaś się z emocji. Niestety ręka ci zadrżała i traaach… Z gołymi nogami nie pójdziesz, po pierwsze – zimno, po drugie -nieelegancko, po trzecie – na śmierć zapomniałaś o depilacji.
Serce wali, skronie pulsują, biegniesz do samochodu, podjeżdżasz do pierwszego sklepu. Masz, kupiłaś – teraz już będzie z górki, do wyjścia masz około 30 minut. Mąż po raz kolejny wychodzi na balkon, a Ty zauważasz, że niestety rajtki słabo kryją i te niewydepilowane łydki widać jak cholera. Adrenalina goni. Uciekaj albo walcz. Walczysz. Szybko wskakujesz pod prysznic, golisz nogi. Golisz pachy. Golisz przedramiona. Przypadkiem, absolutnie przypadkiem, zauważasz w lustrze odrosty. Przyprószone siwizną. Tak w Towarzystwie nie można się pokazać – na pewno ktoś zauważy. Błyskawicznie sięgasz po saszetkę z szamponem koloryzującym. Mąż puka do drzwi. Puka dość gwałtownie. Znowu czujesz ten stan, hormon buzuje, ciśnienie wzrasta. Otwierasz mu trochę goła, trochę namydlona, a strużki szamponu spływają spod foliowego czepka. Furiat, prawdziwy furiat, wali drzwiami od łazienki, drzwiami od holu i wyjściowymi. Prawie ekstaza, łapiesz oddech, tętno powoli spada.

Przykładów, jak dostarczyć sobie i bliźnim wspaniałych emocji i niezapomnianych wrażeń jest więcej. Trzeba tylko uruchomić swoją wyobraźnię. Należy jednak pamiętać, że są to sporty ekstremalne i tylko dla ludzi o mocnych nerwach i końskim zdrowiu.

* Filozof – Roman Ingarden