Część I. Metalowy pies

Nieznane pozostaje nazwisko owego wynalazcy, dzięki któremu w ogóle mógł zaistnieć metalowy pies. Jeśli o mnie chodzi, nazwisko owego geniusza może pozostać zapomniane. Podejrzewam zresztą, że był spowinowacony z markizem de Sade. Metalowy pies występuje w wagonach klasy pierwszej i drugiej, w pociągach intercity i pospiesznych. Metalowy pies jest niezniszczalny i wszechobecny.
Metalowy pies jest jednak wynalazkiem na tyle genialnym, że występuje również poza pociągami. Można go usłyszeć także na dworcach i w poczekalniach, a podejrzewam, że i lotniska wyposażone są w jakieś mutacje metalowego psa. Metalowy pies zwykł odzywać się zawsze wtedy, gdy strudzony podróżny zaczyna zapadać w drzemkę. Czasem, rzadko, bywa wytłumiony przez piosenkę lecącą akurat w słuchawkach discmana, jednak i tak najczęściej metalowy pies wyczekuje na przerwę między piosenkami, by ryknąć swoje ostrzeżenia.

Wbrew pozorom bowiem metalowy pies jest pomocny. Bez metalowego psa nie wiedzielibyśmy, że wagon Wars, którego przygłucha obsługa odwiedzi nas podczas którejś z prób złapania krótkiej drzemki, znajduje się niecałe dwa wagony dalej. Gdyby nie szczekanie metalowego psa nie wiedzielibyśmy wcale, że pociąg, który planowo miał przyjechać o dwudziestej trzeciej z minutami (jest szansa złapania ostatniego metra) wpadł w zaspy i ma dwugodzinne opóźnienie (dlaczego pociąg wpadł w zaspy, skoro właśnie zaczął się maj? musiałem to chyba przespać…). Poza tym, metalowy pies wyszczekuje oksymoroniczne życzenia (Życzymy państwu przyjemnej podróży) oraz wyraża pobożne życzenia (Mamy nadzieję, ze skorzystają państwo z naszych usług ponownie). Na dworcach metalowy pies podaje istotne informacje dla podróżnych (Podróżni oczekujący na pociąg relacji blablabla – blebleble proszeni są o przejście na peron czwarty, a nie jak zapowiedzieliśmy wcześniej – trzeci, gdyż pociąg podjedzie na peron czwarty, a nie drugi, jak widnieje na rozkładzie. dingdong).

I jeszcze krótko o społecznym wymiarze istnienia instytucji metalowego psa. Właśnie dzięki metalowemu psu mogą znaleźć zatrudnienie na kolei osoby z większością znanych i nieznanych dotąd wad wymowy.
Czymże byłaby przejażdżka pociągiem, gdyby nie metalowy pies?

Część II. Drzemka

Właściwie drzemka nie jest dozwolona w żadnym z wagonów. Wydawać by się mogło, że ewentualnie do spania przeznaczone są wagony sypialne, jednak pasażer myślący w ten sposób jest w błędzie. Wagon sypialny bowiem uniemożliwia sen poprzez uduszenie podróżnego (wersja z oknem zamkniętym), zmniejszając poziom tlenu do ok. 10% (z 21%), bądź wyziębienie (wersja z oknem otwartym). Ze względu na solidarność ze współpasażerami, podróżni wybierają zazwyczaj wersję z oknem zamkniętym (stąd też popularna nazwa stosowana wymiennie z „wagon sypialny”, czyli „duszetka”).

Może więc sen jest możliwy w zwykłych wagonach z miejscami siedzącymi? W zasadzie i ściśle teoretycznie byłoby to możliwe, gdyby nie kilka czynników przeszkadzających, które postaram się wymienić poniżej. Czynniki te mają tendencje akumulacyjne i występują w tzw. pakietach – w praktyce, wszystkie, bądź prawie wszystkie naraz.

Metalowy pies (opisany w rozdziale pierwszym). Odzywa się wtedy zazwyczaj, gdy podróżny próbuje przysnąć.
Kontroler. Kontrola biletów przypada zazwyczaj na ten błogi z pozoru czas, gdy metalowy pies już ostrzegł nas przed wagonem Wars, a jeszcze nie zaczął wygłaszać pobożnych życzeń. Kontroler (pod błahym pretekstem kontroli biletów) ma za zadanie wyrwać ze snu pasażerów, którzy niebacznie spróbowali weń zapaść.
Pasażerowie z zapaleniem pęcherza moczowego. Są to specjalnie wyszkoleni pasażerowie, którzy będą się przeciskać spod okna i z powrotem pod pretekstem (niemym zresztą) oddania moczu, tudzież sprawdzenia, czy w kranie w WC leci już woda (nie leci). Pasażerowie z zapaleniem pęcherza moczowego dostają najwyraźniej spore rabaty i zniżki, nagminnie bowiem korzystają z usług przewoźnika.
Zagłówki i półeczki. Zagłówki skonstruowane zostały w tak przemyślny sposób, by z całą pewnością nie dało się oprzeć o nie głowy bez nabawienia się skurczu szyi w ciągu góra dwudziestu minut. Półeczki, o które można oprzeć łokcie są skonstruowane w ten sposób, by po jakimś czasie niespodziewanie się złożyć, nie mówiąc o ich wystających aluminiowych kantach, wpijających się w przedramię powodując bolesny skurcz całej narażonej na kontakt z półeczką ręki.
Kataklizmy i materiały niebezpieczne. Sen uniemożliwiają także rozmaite funkcjonalne zdarzenia losowe w stylu kataklizmów (na przykład deszcze przeciekające przez niedomknięte okna), czy też materiały niebezpieczne przewożone pociągiem (wzbogacony uran, czy, co gorsza, dzieci.)

Część III. Dzieci

Niektórych materiałów niebezpiecznych nie można przewozić koleją. Obsługa pociągu wzbrania się, na przykład, przed przyjęciem na pokład beczki po wręby wypełnionej benzyną, czy choćby maleńkiej koperty z charakterystycznym znaczkiem oznaczającym materiały radioaktywne. Z niewiadomych jednak przyczyn kolej zgadza się, by w pociągu można było przewozić dzieci. Co więcej, instytucja ta zdaje się darzyć je swoistą sympatią – dzieci za przejazd płacą mniej niż dorośli. Tymczasem niejeden czterolatek okazywał się być groźniejszy od czołowego zderzenia z innym pociągiem.

Typowym przykładem dziecka hołubionego przez kolej jest Koszmarny Krzyś (Kubuś, Aleksander, Zdziś, ect.). Koszmarny Krzyś ma lat cztery i pół i początkowo może nawet budzić sympatię współpasażerów, strzelając do nich z plastikowego rewolweru, czy robiąc miny. Podróżni, niepomni swoich doświadczeń z poprzednimi wcieleniami Koszmarnego Krzysia, często dają się wciągnąć w jego gry udając martwych (zastrzelonych z plastikowego pistoletu), czy też strojąc przyjacielskie miny. A przecież już sama obecność Koszmarnego Krzysia w pociągu komunikuje wyraźnie, że należy z pociągu uciekać, najlepiej w ogóle tego dnia rezygnując z podróży.

Koszmarny Krzyś komunikuje się z otoczeniem poprzez a) wrzask, b) kopanie i gryzienie, c) pisk. Zakres generowanych dźwięków zdziwiłby nawet fachowców od urządzeń nagłaśniających i słuchawek. Standardowa wersja Koszmarnego Krzysia generuje nawet ultradźwięki, od których nietoperzom pękają bębenki. Zanim jednak Koszmarny Krzyś rozpocznie swoje na poły symboliczne interakcje z otoczeniem, odczekuje na dogodną chwilę: zazwyczaj wiąże się to z momentem, gdy pasażerowie, wykończeni przez metalowego psa i najechani przez kontrolerów oraz przygłuchych pracowników wagonu Wars, próbują udać się na spoczynek, pokonując przy tym wszelkie standardowe pułapki na nich zastawione. Koszmarny Krzyś zaczyna wyć, przy czym przekaz rzekomo wyłaniający się z jego ryku pozostaje często równie nieodgadniony, jak przekaz metalowego psa (przez którego swój message próbuje nam przekazać pijana bezzębna pani z bliżej niezidentyfikowaną wadą wymowy), również dla rodzicielki.

W końcu nadchodzi moment przesilenia, kiedy podróżny zdaje sobie sprawę z tego, że przy życiu może pozostać albo on sam (i reszta współpasażerów), albo Koszmarny Krzyś. Sprawa przedstawia się jasno: Koszmarnego Krzysia należy się pozbyć szybko acz humanitarnie (wszak wciąż jeszcze pozostajemy europejczykami; nie będziemy posuwać się do barbarzyńskich metod eksterminacji nieletnich). Gdy decyzja została już podjęta (przy milczącym poparciu nie tylko przedziału i wagonu, ale całego składu pociągu), zazwyczaj do akcji włącza się mama Koszmarnego Krzysia (to się nazywa instynkt macierzyński właśnie), która zaczyna wykrzykiwać swoje kwestie, w założeniu antagonistyczne do kwestii podnoszonych przez jej syna (z piekła rodem). Należy zauważyć, że główny przekaz pani Rosemary składa się z partykuły „NIE!!!” wykrzykiwanej w przerwach wycia Koszmarnego Krzysia (nawet on musi czasem zaczerpnąć oddechu). To jest ta chwila, gdy zrezygnowany podróżny opada z powrotem na swój niewygodny fotel, przypominając sobie pokrótce mrożące w żyłach krew sceny z kanału Discovery, gdy samica lwa broni swojego zagrożonego dziecka. Koszmarny Krzyś w końcu milknie, jego wycia stają się coraz rzadsze i słabsze, jednak konstytucja psychiczna pasażerów doznała już nieodwracalnych uszczerbków.

Nikt nie ostrzega przez Koszmarnymi Krzysiami na biletach. Nie ma o nich wzmianki w fachowych poradnikach. A przecież to właśnie Koszmarni Krzysiowie są zarzewiem większości nerwic u naszych rodaków.

Część IV. Wagon Wars i Pierwsza Klasa

Wagon restauracyjny Wars znajduje się między wagonami klasy pierwszej i drugiej, czyli tymi, którymi zazwyczaj jeżdżą obcojęzyczni notable (klasa pierwsza) oraz cała reszta (czyli klasa druga). Myliłby się postronny obserwator sądzący, że klasa pierwsza umożliwia na przykład beztroski i relaksujący sen. Fotele w klasie pierwszej są zazwyczaj szersze, jednak cholerne półeczki i zagłówki pozostają w swej idei niezmienne, przez co pasażer tak z pierwszej, jak i drugiej klasy wysiada z pociągu w stanie bolesnego przykurczu kilku istotnych mięśni.

Tym, co tak naprawdę wyróżnia klasę pierwszą i drugą, jest aktywność przygłuchych pracowników wagonu Wars. Standardowo pracownicy wagonu Wars dzielą się na dwie kategorie. Są to pracownicy stacjonarni, którzy nie słyszą na odległość metra (czyli dokładnie tyle, ile dzieli ladę od zaplecza w wagonie Wars) oraz pracownicy mobilni, którzy w ogóle nie słyszą. Pracownicy mobilni objeżdżają z wózkiem wypełnionym soczkami jabłkowymi i kawą w termosie zarówno klasę pierwszą, jak i drugą, wykrzykując nad głowami półśpiących pasażerów zapytania, szukając jednocześnie wzrokiem tych desperatów, którzy są na tyle szaleni, by zapłacić jeden euro za 200-militrowy kartonik soku jabłkowego. Tak to się odbywa w klasie drugiej. W klasie pierwszej mobilny pracownik wagonu Wars wykrzykuje zapytanie, co też pasażer sobie życzy i niezależnie od odpowiedzi serwuje mu kawę i coś na kształt czekoladowego wafelka. Za darmo. Takie są właśnie profity podróżowania klasą pierwszą, przy czym należy zaznaczyć, że kawa rzadko nadaje się do spożycia, zaś wafelek czekoladowy ostatnio widział czekoladę w transporcie do magazynu (gdy przypadkiem koło niej leżał).

Dużo lepiej jest w wagonie restauracyjnym, pod warunkiem jednakże spełnienia przez pasażera kilku podstawowych wymogów. Do wagonu Wars udajemy się z ważnym biletem na przejazd oraz dopłatą do miejscówki, o czym szczegółowo informuje nas metalowy pies (o ile oczywiście cokolwiek zrozumiemy). Ponadto warto jest zabrać ze sobą bagaż (bo nigdy nic nie wiadomo), choć tu akurat pojawia się pewien szkopuł, gdyż w wagonie Wars nie można przebywać z bagażem. Jeżeli jednak udało się przezwyciężyć tę trudność, pozostaje jeszcze kilka pułapek.

Po pierwsze więc, należy szczęśliwie przebyć przez sam wagon restauracyjny i znaleźć się w okolicy przygłuchego pracownika operującego gdzieś przy ladzie. Dotarcie do tego miejsca może być trudne, gdyż wagon składa się z kilku desek do prasowania przymocowanych do ściany. Do desek z kolei przymocowane są niewymiarowe stołeczki, w założeniu będące stołeczkami barowymi, w praktyce przypominające ulubione narzędzie tortur hrabiego Vlada Draculi. Deski do prasowania są zamocowane na wysokości splotu słonecznego. Stołki – na wysokości krocza.
Wagon Wars nie zatrudnia felczerów. Wyobraźnia (nie, nie wyobraźnia konstruktorów bynajmniej) podpowiada, że w bujającym i rzucającym się z lewa na prawo pociągu na ciała przebywające w tymże działa siła bezwładności. Siła ta w wagonie Wars bezlitośnie odbija podróżnego raz od desek do prasowania, raz od stołków, niczym piłeczkę do pinballa. Pasażer, który w miarę szczęśliwie przebył ten tor przeszkód, zazwyczaj nie jest już głodny. Jest za to poobijany i zły.

Dalej jest już prosto. Wystarczy zamówić danie, które chce się otrzymać, zapłacić za nie, odebrać danie, które kucharz przyrządził (nie zawsze pokrywa się ono z zamówieniem, ale nie bądźmy drobiazgowi) i postarać się nie odegrać mimowolnie jednej z zabawniejszych scen w historii kina, w której występują Groucho Marx i talerz pełen czegośtam. Wagon Wars życzy smacznego.

Część V. Udogodnienia

Wagon, którym przyszło nam podróżować i w którym spędzimy być może nawet kilkanaście godzin (służba ochrony kolei zawiadamia rodzinę, by w razie potrzeby zidentyfikowała zwłoki), wyposażony jest w szereg udogodnień pozwalających z podróży uczynić przejażdżkę jeżeli nie komfortową, to przynajmniej wygodną. Część z owych udogodnień została już opisanych powyżej, jednak niektóre z owych cudów techniki wciąż pozostaje nieodkrytymi. Poniżej opis najważniejszych.

Pokrętła ciepło/zimno. Pokrętła ciepło/zimno, podobne wielce do tych, znanych choćby z samochodów (tylko większe, wszak pociąg też jest większy niż samochód), teoretycznie służą do regulacji nawiewu ciepłego, bądź zimnego powietrza. W praktyce stanowią one funkcje ozdobne, a ich zwyczajowe umieszczenie w okolicy okna, na wysokości piszczeli, pozwala na kilkakrotne nawet w trakcie jazdy bolesne zderzenia. Zasadniczo pokrętła owe mają dać pasażerowi poczucie, że ma wybór. Jednak konstruktorzy pociągu lepiej wiedzieli, co pasażerom jest potrzebne i tu właśnie (pomijając poprzednio podany przykład „duszetek”) wkraczamy na teren sportów ekstremalnych. Nierzadko bowiem zdarza się, że niczego nieświadomy pasażer wsiadając do przedziału w lipcu bądź sierpniu, wsiada tak naprawdę do fińskiej sauny. Konstruktorzy doszli bowiem do wniosku, że nic tak nie podkreśla upału, jak dodatkowe ciepło rozgrzewające od spodu fotele i buchające ze specjalnych dmuchaw. Należy zauważyć przy tym, że niewiele daje otworzenie okna (jeśli da się je otworzyć) – uczestnicy owego specyficznego testu na wytrzymałość termiczną co najwyżej nabawią się kataru. Odwrotnie w zimie, kiedy dmuchawy serwują powietrze zimne lub wręcz lodowate – w myśl staropolskiej myśli „zima jest, to jest zimno, takie jest odwieczne prawo natury”.

Włącznik i wyłącznik światła. Zazwyczaj działa bez problemów i stosownie do życzenia włącza lub wyłącza światło. Od czasu do czasu nie działa w ogóle lub ustawiony w dowolnej pozycji imituje dyskotekowe światła stroboskopów, jednak są to przypadki sporadyczne. Malkontenci mogą co prawda narzekać na tylko dwa tryby świecenia światła (oślepiający blask lub egipska ciemność), jednak kto by zwracał uwagę na malkontentów.

Potencjometr głośności metalowego psa. W dowolnym położeniu pokrętła metalowy pies będzie się odzywał równie głośno i niewyraźnie. Pokrętło ma charakter ozdobny.

Hamulec bezpieczeństwa. Wbrew pozorom, używający hamulca bezpieczeństwa narażają się na rozmaite szykany ze strony obsługi pociągu. UWAGA: Nie dotyczy Koszmarnych Krzysiów.