Tradycja
Pamiętacie Tewjego Mleczarza, który wraz z całą Anatewką wyśpiewywał odę do „tradiszyn”, a potem jedna z jego córek poślubiła zupełnie nieprzewidzianego w rodzinnych planach ubogiego krawca, druga politycznego wywrotowca, a trzecia goja? Albo Tradycję – imię dla dziewczynki, które tak naprawdę oznacza, że jak ktoś ukradnie naszą furmankę, to musi nam oddać samolot?
W rozmowach na temat wymagań jakie stawia się mężczyznom i tych, które stawia się kobietom często przywoływana jest Tradycja. Tradycyjny model rodziny, tradycyjny podział ról, tradycyjnie żona przyjmuje nazwisko męża, tradycyjnie matka zostaje z dzieckiem w domu, a ojciec idzie do pracy upolować jakieś pieniądze.
W sprawach zahaczających o równouprawnienie często wystarczy odwrócić sytuację, żeby ocenić jej rzeczywistą wartość. Oczekiwać od męża, że codziennie zerwie się wcześniej z łóżka, żeby, kiedy my wstaniemy, czekał na nas z wyprasowaną bluzką i przygotowanymi kanapkami do pracy, zdziwić się w Urzędzie Stanu Cywilnego „ale jak to? To ty nie przyjmiesz mojego nazwiska? Jak ja to powiem mojej mamie?”, ułożyć się wygodnie na kanapie, obserwując jak małżonek miesza w garach obiad na trzy następne dni.
Ale tu wkracza Tradycja! Nie wypada, nie wolno, wszyscy będą się śmiać, to nie uchodzi, właściwie to lepiej nawet o tym nie myśleć, bo do czego to dojdzie, koniec świata, jak mawiał pewien znany, aczkolwiek fikcyjny „gospodarz domu”. No bo jeśli tak zaczniemy, to co dalej? Mężczyźni zniewieścieją, kobiety zmężnieją, kryzys rodziny, cywilizacja śmierci i w ogóle wszystkie plagi egipskie.
Do tego właśnie najwyraźniej chce doprowadzić feminizm. Odrzeć mężczyzn z męskości, kobiety z kobiecości i każdemu, kto się nawinie, zrobić straszną krzywdę. Na przykład wmawia ludziom, że mężczyzna już jakiś czas temu zszedł z drzewa, w związku z tym nie ma istotnego powodu, dla którego należałoby akceptować jego skoki w bok, agresję albo egocentryzm. Wprawdzie socjobiologia chętnie usprawiedliwia to „samolubnymi genami”, a jednak te straszne feministki utrzymują, że skoro można było zapanować nad światem do tego stopnia, żeby go sobie podporządkować, to nie zawadzi też zapanować nad sobą samym. Wykazują tym samym kompletny brak poszanowania Tradycji, w myśl której mężczyzna powinien się wyszaleć, a kobieta siedzieć w domu i szydełkować buciki dla oczekiwanego potomka.
Tradycyjnie mężczyzna zapewniał rodzinie byt materialny, zaś kobieta była „kapłanką” ogniska domowego. Nie zaszkodziły Tradycji drobne zmiany, które zaowocowały tym, że kobieta ma teraz istotny wkład w zapewnienie bytu materialnego rodziny, czasem wyłączny, ale jeśli część swojego „kapłaństwa” odstąpi mężczyźnie, niewątpliwie świat się zawali. Tradycja bowiem ulega pewnym modyfikacjom. W tym wypadku takim, że zarobione przez kobietę pieniądze są wspólne, ale ciężkie siaty z zakupami są jej własne, może je sobie spokojnie dźwigać i nie musi się nimi z nikim dzielić. Tradycyjnie.
Tradycja lubi sobie pozaglądać pod cudze kołdry, z wnikliwością Sherlocka dociekając, co się pod tą kołdrą dzieje. Czy aby zostanie zapewniona prosta zastępowalność pokoleń? Czy babcia, ciocie i kilka żywo zainteresowanych sprawą sąsiadek usłyszą w końcu tupot małych nóżek? Bo to już trzy miesiące po ślubie i nic, mój drogi Watsonie. Może ONA nie może? Może ONA, o święci patroni, chce robić karierę zawodową? Przecież to się trzeba dokładnie wypytać, wytłumaczyć JEJ trzeba, jakie są JEJ powinności, opublikować kilka artykułów, w których politycy i demografowie będą rwać włosy z głowy, że się JEJ w głowie poprzewracało, może jakiś list duszpasterski odczytać, dofinansować sprzedaż viagry, odmówić refundacji pigułek, no jakoś ukierunkować tę kobietę nieszczęsną, bo widać, że się kompletnie pogubiła.
Tradycja uwielbia rodzinne stoły, czuje się przy nich doskonale, bez najmniejszych problemów zrezygnuje ze swoich planów, żeby tylko przy tym stole zasiąść. I my mamy obowiązek ją w tym naśladować. Nieważne, że od dwóch tygodni byliśmy umówieni ze znajomymi na sushi, wystarczy jeden telefon od mamy, cioci lub teściowej, rzucamy wszystko i zasiadamy przy rodzinnym stole, konsumując obiad z szesnastu dań, po którym będziemy przez tydzień łykać raphacholin, ale bez zmrużenia oka zaakceptujemy kolejną dokładkę pieczeni, chociaż od lat jesteśmy wegetarianami, co oczywiście znaczy, że nie jemy nic, ponieważ nie jemy mięsa i niedługo zagłodzimy się na śmierć; pewnie dlatego NIE MOŻEMY zajść w ciążę, bo że chcemy, to nie ulega wątpliwości. I my też musimy co jakiś czas obiad rodzinny wydać, bo zaproszeniem do restauracji obrazimy wszystkich śmiertelnie. Urobimy się po pachy przez cały weekend i wszystko ugotujemy na pewno źle, ale Tradycji stanie się zadość.
Żebyśmy mogły się porządnie po te pachy urobić, Tradycja zadba, żebyśmy w niedzielę siedziały w domu, a nie włóczyły się po miejscach pracy, czy, przebóg, po sklepach. Jesteśmy krnąbrne strasznie i wszystko robimy na złość, więc należy przypilnować, żebyśmy nie miały możliwości zejść na złą drogę. Sklepy pozamykać, a jeśli są dla kogoś miejscem pracy to tym bardziej, bo kto to widział, żeby kobieta w dzień wolny tyrała w sklepie. Przecież ma dom do tyrania.
Tradycję można spotkać w kolejkach do lekarza, gdzie wyśmieje cię szyderczo, kiedy będziesz chciała wejść do gabinetu o tej godzinie, na którą zostałaś zapisana. W głowie ci się poprzewracało, przyszłaś zaledwie pięć minut temu, a już chcesz wchodzić! Trzeba było, moja droga, zająć kolejkę o szóstej rano, wystać się pięć godzin, to może miałabyś jakieś szanse. Kolejka obfituje w osoby, które tak właśnie przezornie postąpiły, mają już odpracowany swój kolejkowy staż i za skarby świata nie dopuszczą do sytuacji, żeby ktoś sobie chodził do lekarza na wyznaczoną przez recepcjonistkę godzinę, moja panno. Bez pięciu godzin w poczekalni się nie obejdzie, zawsze tak było, to widać tak jest najlepiej. Ostatnio widziano Tradycję przed Pekao. Zakładała listy społeczne dla kolejkowiczów.
Słownik Wyrazów Obcych podaje następującą definicję tradycji : „łac. traditio – przekazywanie z pokolenia na pokolenie obyczajów, poglądów, wierzeń itp.” Przyglądając się jednak Tradycji z bliska, można odnieść wrażenie, że często kryje się za nią zwykły brak innych możliwości. Moi rodzice każde wakacje spędzali nad Bałtykiem. Można powiedzieć – rodzinna tradycja. Można powiedzieć – ja też będę jeździła tylko do Jastarni, tradycyjnie. A jakby trochę w tej Tradycji pogrzebać, to może się okazać, że rodzice całe życie marzyli o Malediwach, ale nie mogli tam pojechać. Więc jeździli do Jastarni.
A wiecie… świat jest naprawdę wielki i obfituje w wiele pięknych miejsc. Może jeśli przestaniemy upierać się przy Jastarni, to okaże się, że gdzie indziej jest też bardzo fajnie. Może nawet zaczniemy się zastanawiać, dlaczego wcześniej na to nie wpadłyśmy.