Tęsknota
Pamięci Jarka – redakcja pinezki.pl
Ale jak tu być choć trochę „angielskim”, jeżeli nie mamy najmniejszych szans, aby się do czegokolwiek przyzwyczaić? Pracę zmieniamy jak rękawiczki, za oknem bez przerwy jakieś remonty, wykopy, kolejne centra handlowe, w rządzie – ministrowie zmieniają się co kilka godzin. Kwintesencją zaś „angielskości” jest przyzwyczajenie, spokój, czasem nawet rutyna, w najlepszym tego słowa znaczeniu… Piekarnia stoi w tym samym miejscu od sześćdziesięciu lat, a po whisky trafić można z zamkniętymi oczami.
Zgodzicie się chyba, że u nas, w Polsce to raczej niemożliwe . Przynajmniej na razie… Ale nie zaszkodzi nam chyba chwilowe oderwanie się od rzeczywistości! Za sprawą wyobraźni, oczywiście, a tej nam przecież nie brakuje…
Poczujmy się przez moment panem Paddingtonem. Wskoczmy w tweedową marynarkę, kurtkę budrysówkę, taką zapinaną na kołki, skropmy twarz wodą Yardleya. Tylko… kto widział w Polsce tweedowe marynarki? A kurtki budrysówki, czy lawendową wodę Yardleya? A mówią, że u nas jest już wszystko. No to gdzie są lodenowe płaszcze, kraciaste czapeczki, i szaliki w szkocką kratę, i rękawiczki z irchy? Owszem, są samochody marki Rover. Tylko, że do takiego cudeńka należy ubrać się w tweed, loden, no i pachnieć Yardleyem. Koło się zamyka, choćby i z tego powodu, że w portfelu pustki.
Ale nie można się załamywać. Nie wszystko stracone. Rano możemy zjeść powoli jajka na pachnącym bekonie, powolutku wysączyć aromatyczną kawę, przejrzeć poranną gazetę, zapalić fajkę (przy tym bym się nie upierał), i spokojnym krokiem udać się do pracy (jeżeli ją akurat mamy). A słuchając kolejnej reprymendy naszego szefa (to więcej niż pewne), możemy mu oznajmić: To przez wczorajszego bourbona, był o dwa stopnie za mocno schłodzony. Powodzenia.
Kwiecień 2003