Telefony
Już nie pamiętam, co to ostatnio spowodowało, że przyszła mi do głowy ta właśnie historia z telefonami. Historie z telefonami to są w ogóle całkiem niezłe historie, prawie zawsze zabawne. No, jeśli ktoś ma wystarczająco dużo dystansu, żeby się śmiać z tego, co nierzadko zasługuje na łzy rozpaczy.
Może więc chodziło o ostatnie instalowanie telefonu Sferia u mojej mamy? Operacja trwała dosyć długo, bo najpierw nie było telefonu, potem sygnału, potem zasięgu, potem magika od specjalnej anteny, a potem, jak już była i antena, i magik, to od poczatku nie było sygnału.
Najlepszą historią telefonową, jaką znam, jest ta z Florencji. Działo się to w mieszkaniu, do którego właśnie miałam się wprowadzać, a które razem z kumplem odziedziczyliśmy po dwóch kobietach: Sandrze i Yvonne – Niemce i Szwajcarce. Ich narodowości nie są tutaj kompletnie bez znaczenia, bo kiedy uświadomimy sobie, jakie są cechy uznawane za emblematyczne dla Niemców i Szwajcarów, przekonamy się, że to, co tutaj wydaje się zabawne, w ich odbiorze mogło wręcz zakrawać na stan zawałowy.
Sandra i Yvonne chciały sobie zainstalować telefon w domu. Napisały więc podanie i złożyły w odpowiednim wloskim urzędzie. Wystały najpierw w kolejce takich, co też stali i składali, by w końcu zostać obsłużonymi przez panią w okienku – i z papierosem. Do obsługi klientów zostawała jej więc już tylko jedna dłoń, ta nie zajęta używką.
Minął miesiąc. Żadnej odpowiedzi. Nikt się też nie zgłosił do podłączenia linii. Sandra i Yvonne poszły więc do włoskiego urzędu, żeby się dowiedzieć, jak się sprawy mają. Pismo zaginęło – odpowiedziała pani w okienku we włoskim urzędzie, również popalając papierosa. Naprędce skleciły więc drugie pismo, odczekały swoje w kolejce i złożyły je u podobnej pani, w podobnym okienku, w tym samym włoskim urzędzie.
Minął miesiąc. Cisza – ani odpowiedzi z urzędu, ani gościa w ogrodniczkach do podłączenia kabla. Był już zaawansowany grudzień i zdążyły sobie kupić telefony komórkowe w sklepie koło domu. Z uwagi na zakupione telefony komórkowe nie potrzebowały już linii telefonicznej w domu. Poszły więc do urzędu, żeby sprawę odwołać. Ale dowiedziały się, że nie ma co odwoływać, bo… drugie pismo z prośbą o podłączenie kabla także zaginęło w czeluściach włoskiego urzędu. Jednak na wszelki wypadek zostawiły u pani w okienku pismo odwołujące te dwa, poprzednio zaginione.

Minął miesiąc. Pewnego pięknego dnia, podczas nieobecności Sandry i Yvonne, do drzwi zapukał instalator w ogrodniczkach, żeby podłączyć linię. Pismo odwołujące poprzednie dwa zaginione pisma także zaginęło we włoskim urzędzie. Ale chyba za to odnalazło się jedno z poprzednich pism, bo pan był pewien i spraw, i adresu. Ponieważ jednak nie zastał nikogo w domu, pocałował klamkę i poszedł sobie.
Minął miesiąc. W skrzynce pocztowej pojawił się kwitek z włoskiego urzędu. To była opłata za zainstalowanie linii oraz… rachunek za telefon! Nie wdając sie w szczegóły, Sandra i Yvonne napisały pismo, że to jakies nieporozumienie i zaniosły do włoskiego urzędu. Odstały swoje w kolejce i zdeponowaly pismo u pani w okienku. Tydzień później znajdują w skrzynce ciąg dalszy korespondencji z włoskim urzędem. Tym razem urząd KATEGORYCZNIE domaga się zapłacenia rachunku grożąc, że W PRZECIWNYM RAZIE LINIA TELEFONICZNA ZOSTANIE ODCIĘTA!
Ilustrowała: AnetaG