ilustr. spinelli/pinezka.plMałżeństwo Kowalskich wezwało mnie na pomoc. Oczywiście, nie zgodziłam się, ale miałam u nich dług wdzięczności. Oboje mi to wypomnieli i uparli się, bym się podjęła mediacji. Moje sugestie, aby poszli raczej do psychoterapeuty czy psychologa nie odniosły skutku.

 Stwierdzili, że z obcymi gadać nie będą i ja mam pomóc ich rozlatującemu się małżeństwu. Miałam to zrobić pomieszkując z nimi i oceniając, kto jest winny. Brrr… też mi misja! Ale dług wdzięczności to niezły garb i nie bardzo widziałam inne wyjście.

Już pierwszego dnia zaskoczyłam. Nie mieli wspólnych tematów. On się nie odzywał, ona gadała za dwoje – głównie o sąsiadach – co go straszliwie nudziło. Wieczorem zapytałam, o czym rozmawiali przed ślubem i tuż po, i uzyskałam takie odpowiedzi:
Adam: – No, wiesz, głównie o przyszłości, o tym, czego chcemy, jak wychowywać dzieci. Ja jej mówiłem, o tym co mnie interesuje: o żużlu, o mojej pracy, a ona opowiadała mi jakieś banialuki o sąsiadach, plotki, ploteczki. Słuchałem tego z grzeczności. Wychodziłem z założenia, że wszystkiego mieć nie można. Mieliśmy w końcu te same poglądy na małżeństwo, na wychowanie dzieci, a to przecież przy zakładaniu rodziny jest najważniejsze.
Ewa: – No właśnie o tym rozmawialiśmy. Z tym, że ja właściwie też tylko z grzeczności wysłuchiwałam jego banialuk o pracy, o żużlu… Myślałam, że interesuje go to, co mówię. A potem to były rozmowy o urządzaniu domu, dzieciach. I bardzo mi się podobało, że ma podobne poglądy na temat małżeństwa i rodziny.
– Aha – mruknęłam – czyli, jak rozumiem, rozmawialiście o sprawach rodzinnych. Jak ma to wyglądać w przyszłości lub teraz, a innych tematów poruszanych przez partnera, choć was nudziły, słuchaliście z grzeczności?
Myślałam jednocześnie, że teraz to ja jestem „grzeczna”, skoro im nie powiedziałam: graliście obydwoje. Pokiwali głowami. Och, jak chętnie bym złapała ich za główki i trzepnęła jedną o drugą. Pohamowałam się jednak i umówiłam na dzień następny.

Następnego dnia wzięłam Ewę na bok i zapytałam o żużel: – Co o tym wiesz?
– Och, kilku facetów jeździ w koło ileś tam razy. Nie wiadomo, gdzie meta, gdzie start i w ogóle nic nie wiadomo. Nie wiem nawet, którzy to nasi – powiedziała ze smutkiem.
Wytłumaczyłam jej, że to proste. Nasi, jak jeżdżą u siebie, mają zawsze kask czerwony albo niebieski, a jak gościnnie – to biały albo żółty, dlatego, że biały i żółty jest przeznaczony dla gości. Meta i start znajdują się w jednej linii – zawodnicy startują i po czterech okrążeniach są na mecie – czyli muszą przekroczyć tę linię trzy razy. Za czwartym to jest meta! Poza tym jest to – w przeciwieństwie do delikatniutkich sportów z piłką – sport dla prawdziwych mężczyzn. A dlaczego? Pokazałam jej moje kasety żużlowe – wypadki kończące się śmiercią lub wózkiem inwalidzkim. Jakiej odwagi trzeba, by uprawiać ten ryzykowny sport, albo inne, podobne: wyścigi motocyklowe, samochodowe. Ewa zrobiła wielkie oczy. To tłumaczę jej dalej, teraz już o polskim żużlu: – Bo wiesz, taki Groźny odkąd ożenił się z Beatą…
Załapała szybko! Dostała za zadanie przeczytać porcję „Tygodników Żużlowych” i iść na kilka meczy.ilustr. spinelli/pinezka.pl

Potem złapałam Adama: – Wściekałeś się, że Darek dostał awans, a nie ty, pamiętasz? A jakbyś sąsiada – pana Mickiego poobserwował? Tyle lat młodszy i awans za awansem.
– No wiesz, on w tyłek każdemu włazi!
– A Darek ?
– No, chyba masz rację, on nawet ze sprzątaczką gada słodko. Coś w tym chyba jest…
– To może zainteresuj się życiem innych – sąsiadów czy przyjaciół, o których Ewa ci mówi – z tego można wysnuć wnioski. A poza tym twoja ślubna coś wspominała o wizytach dziewczynek u Radzkiego, tego sąsiada piętro wyżej. Słyszałam, że zabrali mu prawa do wykonywania zawodu. I co? Psychologiem nie jest, to czego te dziewuszki tam szukają? A gdyby to była twoja wnuczka? Może tu trzeba konkretnych działań?!
Adam się zdenerwował i obiecał porozmawiać z żoną, a potem samemu rozeznać się we wszystkim.

Spotkałam ich po dziesięciu miesiącach. Podziękowali mi bardzo! Porozmawiałam chwilę z każdym z nich.
Ewa: – Wiesz, ja naprawdę nie myślałam, że ten żużel taki ciekawy! Czy ty wiesz, co papa Groźny robi z Jankiem?! Małżeństwo mu rozbił! I w ogóle Fibak ma rację – Maciek byłby mistrzem świata jak nic, gdyby nie papa i Janek. A tak? Wyobraź sobie! Papa uwielbia starszego syna, prawdopodobnie za uległość, a ten jest akurat gorszy w tym sporcie! I nieszczęśliwy, że marzeń papy nie może spełnić, a jednocześnie cały czas ubezwłasnowolniony, bo jak nie słucha, to mu papa kurek z forsą zakręca. W dodatku ma wyrzuty sumienia, że ojca zawodzi i ciągle jest jak mała dzidzia… A Maciek? Najlepszy w Polsce, a dla ojca zawsze gorszy, walczący o miłość papy, zadziorny, nie potrafi być posłuszny – co oczywiście strasznie papę wkurza. W końcu ożenił się z Beatą i to mu dało jakieś minimum pewności siebie, ale za mało, by uwolnić się od ciężaru dzieciństwa. Sama mówiłaś, że od relacji z ojcem w dzieciństwie dużo zależy: od akceptacji ojca zależy, czy człowiek siebie zaakceptuje, pokocha, będzie miał wewnętrzną siłę i dobry kontakt z innymi! Maciek walczy, ale… On nigdy tej akceptacji papy nie miał! Zawsze Jasio był bardziej kochany i lepszy, bo posłuszny! Papa ciągle Maćka szantażuje – najpierw kontrakt dla Janka do podpisania – oczywiście, taki jak papa chce – potem dla Maćka.
„Brata na pastwę losu zostawisz? Nie pomożesz?” – powiada. I Maciek, choć może udawać, że mu to wszystko zwisa i na niczym mu nie zależy, grzecznie robi, co papa każe, niewiele myśląc o sobie – Ewa aż się zatchnęła ze złości.
– Spokojnie, Ewciu – jest dużo prawdy w tym, co mówisz.

Pogadałam z nią chwilę jeszcze i poszłam do Adama. Adam jak zwykle wyrażał się zwięźle:
– Miałaś rację, sąsiad aresztowany. Nakryłem pedofila skubanego! I awans dostałem! Jakoś nigdy przedtem nie przyszło mi do głowy zajmować się w pracy czymś więcej niż pracą. Rozmawiać z ludźmi, zainteresować się trochę ich problemami i zwyczajnie być uprzejmym, czasem choć o pogodzie pogadać. A teraz zainteresowałem się synem sąsiadki. W samą porę! Chłopak sprzedawał narkotyki. Jeszcze trochę i dopiero by były kłopoty! Jest jeszcze córka sąsiadki z dołu, nie wiem – Ewa twierdzi, że ona się chyba puszcza – muszę się przyjrzeć. I w ogóle nie pojmuję, jak czytam w Wyborczej – rodzice gwałcą, mordują swoje dzieci. A sąsiedzi? Oni nic nie wiedzą!? Banda straszliwych egoistów i tyle!!!

—-
Wszystkie osoby i nazwiska występujące w tekście są fikcyjne.

grafika: spinelli/pinezka.pl