Jest scena w filmie Ziemia niczyja. Scena przedstawia Serba i Bośniaka, którzy przypadkowo znaleźli się w okopie znajdującym się na pasie ziemi nienależącym do żadnej ze zwaśnionych byłych republik jugosłowiańskich. „Kto rozpoczął tę cholerną wojnę?” – pyta żołnierz bośniacki, trzymając naładowany karabin. „My” – odpowiada Serb. Kilka minut później sytuacja się odwraca, karabin, przechodzi do rąk drugiego żołnierza. „I co? Kto niby rozpoczął tę cholerną wojnę?” – pyta ten, z trudem kryjąc zadowolenie.

W 2001 roku Slobodan Milošević trafił przed trybunał w Hadze. Będąc dobrze wykształconym prawnikiem postanowił bronić się sam (na co mu zresztą nie pozwolono). I bronił się tak skutecznie, że zaplanowany na wyjątkowo szybki i pokazowy, proces wlókł się do 11 marca 2006 roku. Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że i ten dzień nie miał okazać się przełomowy – obrona więźnia, polegająca na deprecjonowaniu KAŻDEGO przedstawionego świadka oraz kwestionowaniu legalności haskiego trybunału, zapewniała mu jeszcze wiele miesięcy procesu. A raczej zapewniałaby, gdyby 11 marca nie odnaleziono Slobodana Miloševicia martwego w jego własnej celi.

Podejrzewam, że nigdy nie dowiemy się, co się wydarzyło. Jednak garść faktów zebrana z rozmaitych źródeł pozwala na odmalowanie sytuacji ostatnich dni Slobodana Miloševicia i – eufemistycznie rzecz ujmując – nie wygląda to dobrze.
Jeszcze dzień wcześniej były przywódca Serbów posłał do Moskwy (w której haski trybunał nie pozwolił mu się leczyć na nadciśnienie i cukrzycę) list, w którym twierdził, że jest podtruwany. Badania prowadzone w okresie od listopada zeszłego roku wykazały w jego krwi obecność dziwnych substancji chemicznych, takich, które mogły działać jak inhibitory leków przeciw nadciśnieniu. Skąd się one wzięły – tego prawdopodobnie również się nie dowiemy.
Sprawa byłaby jednak dużo prostsza, gdyby 5 marca 2006 roku nie popełnił samobójstwa inny były przywódca Serbów, Milan Babić, twórca i prezydent samozwańczej Krajiny – serbskiej enklawy na terenie dzisiejszej Chorwacji.
Dwa przypadki śmierci byłych serbskich notabli w przeciągu niespełna tygodnia to trochę za dużo jak na zwykły rachunek prawdopodobieństwa. Trybunał w Hadze, jeśli chce dalej twierdzić, że jest ostoją i probierzem sprawiedliwości na naszym kontynencie, będzie musiał się bardzo postarać, by możliwie szybko rozwiać wszelkie wątpliwości, co może się okazać jeszcze trudniejsze od samego procesu Miloševicia.

Założenie tego procesu było krótkie i sztampowe: ci, którzy rozpoczęli tę cholerną wojnę, muszą ponieść zasłużoną karę. Scenariusz ten był zupełnie dobry, jednak – niestety dla wszystkich – po raz kolejny okazało się, że o wszystkim decyduje reżyser.