Radości, jakich może dostarczyć dziecko
Radości jakich może dostarczyć
Dziecko.
Puszczone luzem na dom.
Biega.
Skacze.
Wyje.
Da się wytrzymać.
W końcu – sama słodycz na dwóch nóżkach, prawda?
Dziecko wbiega do kuchni.
Cisza.
Cisza.
Cisza.
Zaczynam się niepokoić.
Taka cisza – to nic dobrego nie zwiastuje.
Wchodzę do kuchni.
Po całej kuchni rozwłóczona herbatka.
W granulkach.
Zresztą – pal licho w czym.
Pośrodku kupy granulek siedzi i wyżera.
No cóż.
Moja wina.
Mogłem schować.
Spojrzałem srogim wzrokiem.
Powiedziałem, że to „be”.
Pozbierałem herbatkę.
Postawiłem poza zasięg.
Dziecko (nowa, umyta wersja) biega.
Wyje.
Skacze.
Sama słodycz.
Milknie.
Cisza.
Cisza.
Cisza.
Oho, znów jesteśmy w kuchni.
Bieg do kuchni, a tam
Cała podłoga w mleku rozpuszczalnym…
Więc zmartwiłem się i krzyknąłem
I posprzątałem oczywiście.
I odstawiłem mleko poza zasięg.
I w ogóle wszystko odstawiłem poza zasięg.
Wszystko.
Wszystko?
Czyżby?
Dziecko znów w kuchni
Milczy
(zanim poszedłem, pomyślałem że w cholerę – zakładam drzwi do kuchni)
Wchodzę.
Patrzę.
Nie wierzę.
Bo czy to możliwe, że
Nie
Schowałem
HERBATY???
Herbatkę dla dziecka i owszem, schowałem
Ale taką zwykła do parzenia…
To mogę sobie schować jeszcze raz…
Jak pozbieram…
Pomiędzy rozsypaną herbatą
Dziecko z wywalonym jęzorem
Mówi „be”.
No raczej, że „be”…
Herbata na sucho najlepsza nie jest…
———————————-