Pustka po Wampie
Może niektórzy z was jeszcze pamiętają, jak początkowo wykorzystywana była wolność słowa na świeżo odideologizowanym polskim rynku prasy. Jak grzyby po deszczu wyrastały tytuły takie jak Skandale, Wamp, Nowy Wamp, Seksolatki, niosące treść niespecjalnie może wysokich lotów, za to podlaną obficie sosem sensacji lub pseudosensacji, z golizną w tle lub wręcz w pierwszoplanowej roli. Publika mocno się wyrobiła od tamtych pionierskich czasów i nie daje się już zadowolić byle popłuczyną na papierze toaletowym, z byle jakimi zdjęciami. Teraz musi być sophisticated – błyszcząca okładka, dobre jakościowo fotografie. Tylko treść pozostaje z grubsza podobna. Czyli hurraafera.
Problem w tym, że marzenia o hurraaferze spędzają sen z powiek nie tylko redakcji pism z założenia plotkarskich, ale i tych z założenia poważnych, politycznych, może nawet gdybających sobie cichutko o byciu opiniotwórczymi. Plotka rządzi się swoimi prawami, niezmiennymi od lat – przede wszystkim musi być NAZWISKO. Jakkolwiek tabloid zadowoli się Frytką, to pismo opiniotwórcze in spe na Dodzie nie poprzestanie. Trzeba szukać gdzie indziej. Skandal może nie wyjdzie aż taki efektowny, w końcu gdzie Szymborskiej do Dody, no ale tak krawiec kraje, a już epikurejczycy odkryli zalety radości drobnych spraw. Chcąc nie chcąc, muszą redaktorzy sięgać do niskopółkowych nazwisk – jakichś noblistów, europarlamentarzystów, byłych premierów, takie tam badziewie, nie to co pierwsza liga – Edyta Herbuś, Iwan Komarenko i tak dalej.
Ale cóż robić, zawszeć jakiś skandal się wygrzebie, a jak nie to się go wymyśli. Więc Szymborska rozwiodła się z Radosławem Majdanem… no nie, nie pasuje. Może chociaż powiększyła sobie biust? Bronisław Geremek mógłby mieć choć krztynę przyzwoitości i przynajmniej zmienić sobie płeć, a już absolutnym minimum jest dać się przyłapać na seksie w publicznej toalecie, ale też niewdzięcznik tego nie zrobił. Jednak niezrażony redaktorzyna grzebie, grzebie i w końcu się dogrzebał – otóż Wisława Szymborska podpisała list poparcia dla władzy komunistycznej podczas procesu krakowskich duchownych oskarżonych o knowania z wrogami jedynie słusznej linii. Na dodatek ostatnio znów podpisała list – tym razem Ruchu na Rzecz Demokracji, wyrażający zaniepokojenie faktem, iż obecny rząd niespecjalnie przejmuje się zasadami państwa prawa.
Pierwszy list ujrzał światło dzienne w roku 1953, a Szymborska w 1991 roku – redaktor grzebał naprawdę porządnie, aż mu się gugle do czerwoności rozgrzały – powiedziała, że do podpisania nakłonił ją mąż. Redaktora fota widnieje koło artykułu i nie wygląda na to, żeby pamiętał osobiście czasy przed odwilżą, nawet w pieluchach będąc. Ja też nie pamiętam, ale znam kogoś, kto pamięta. Trudno zapomnieć, kiedy się weszło do peerelowskiego więzienia w pełni zdrowia, a wyszło po latach jako inwalida z bezwładną nogą. Nie mam podstaw wątpić, że redaktor będąc poddawany jakimś ideologicznym naciskom, wycedziłby Moczarowi czy Bierutowi przez zęby „nie ze mną te numery, maleńki”, a potem zrobiłby im w gabinecie kipisz, strzelając z dwóch karabinów, robiąc jednocześnie salta do tyłu w swoim długim skórzanym płaszczu. Pewnie właśnie tak by się to odbyło, a noblistka widać była miękka, to się poddała presji. Redaktor wysnuwa wniosek, że oba listy – ten z 1953 i ten z 2007 mają ze sobą wiele wspólnego. Wręcz „trudno nie dostrzec pewnej analogii”.
W filmie Asterix i Kleopatra zawistny architekt Marnypopis mówi swojemu młodszemu konkurentowi, Numernabisowi : Lew nie sprzymierza się z kojotem. Numernabis odpowiada aaa, bo ja zrozumiałem: letnie kołnierze z polotem, ale mi nie pasowało w kontekście. A redaktorowi w kontekście pasuje i ma wyraźną analogię – dwa listy w odstępie zaledwie pięćdziesięciu czterech lat, jeden popierający rząd, drugi przeciw rządowi, no patrzcie państwo taka noblistka, a zmienia poglądy jak chorągiewka, z czego redaktor wysnuwa wniosek, że pani Szymborska ma po prostu problemy z samodzielnym myśleniem. To ją łączy z europarlamentarzystą Bronisławem Geremkiem, który poszedł o krok dalej, bo w ogóle nie myśli. Jest zupełnie jak dziecko we mgle i według marszałka Dorna pozostawał w całkowitej nieświadomości tego, co czyni, odmawiając ponownego złożenia oświadczenia lustracyjnego. Ostatecznie, jeśli ktoś składał oświadczenie trzy lata temu to przecież nie znaczy, że nic się nie zmieniło. Wprawdzie UB przez ten czas już nie istniało, podobnie jak KGB i Stasi, ale sprawny i zdeterminowany zdrajca ojczyzny zawsze sobie kogoś do współpracy znajdzie – może CIA albo Mossad, są jeszcze kraje, które mają służby wywiadowcze – akurat nie my, bo nasze przeszły do historii wraz z raportem Macierewicza.
Zarówno Szymborska, jak i Geremek zostali potraktowani lajtowo, z ojcowską wyrozumiałością i nie dołączyli do grupy burych suk, co niewątpliwie cieszy. Noblistka dostała tylko epitet naiwniaczki, więc, można powiedzieć, wyszła ze skandalu obronną ręką. Po prostu – nie myślą. Jak to wyształciuchy. To dla wszystkich dobra wiadomość – żeby otrzymać nagrodę Nobla albo Order Orła Białego wystarczy nie myśleć. Redaktor, marszałek Dorn i pater noster Jarosław myślą bez przerwy, a nawet dostrzegają oczywiste analogie, więc na takie nagrody szans nie mają. Po prostu są za dobrzy. Zupełnie jak Chuck Norris. Oni stoją szybciej niż pozostali biegają.
Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że istnieje duża szansa na skandalu ciąg dalszy. Zawsze znajdzie się ktoś z marnym wprawdzie nazwiskiem, ale jednak dla garstki ludzi rozpoznawalnym, jak Herbert albo Mazowiecki. Coś tam się jeszcze da rozkręcić. Może nie wyjdzie z tego Wamp pełną gębą, ale na małe wampiątko starczy. Bardzo małe, bo jakoś tak obstawiam, że większość młodych Polaków, zapytana o swoją fascynację kwestią lustracji, wyraziłaby swoją opinię krótkim „asshole” i ruszyłaby w dalszą drogę lewą stroną szosy.