Nie wychylać się
Właściwie od początku nasze osobowości są przemielane, tłamszone, ograniczane i poddawane najróżniejszym rygorom; to się nazywa proces wychowania. Kiedy już nam trochę odpuszczą rodzice, wchodzimy w pole rażenia grupy rówieśniczej, która potrafi być jeszcze gorsza i bardziej restrykcyjna. Dowiadujemy się, co powinnyśmy myśleć, jak powinnyśmy się zachowywać, a najważniejsze to za bardzo się nie wychylać, bo znacznie ważniejsi niż my same, okazują się „wszyscy”.
Wszyscy poszli na wagary, więc my też. Wszyscy mają coś – tu moda się oczywiście zmienia w zależności od pokolenia i czasów. U mnie w szkole obowiązkowe były czarne sztruksy, więc urządzało się histerie w domu tak długo, aż w końcu znękany dziadek wygrzebał z portfela bony Pekao i dał na te wymarzone sztruksy, bo musiały być nie z bylejakiego źródła tylko z Pewexu. Teraz tym obowiązkowym czymś są Gameboye, bedameny i telefony komórkowe, bez których nie może się już obyć żaden ośmiolatek. Wszyscy mają, a jak ktoś nie ma, jest gorszy i ma poważnego zgryza, bo mu identyfikacja z grupą wychodzi niepełnie.
Kiedy tak dokładnie przemielone wchodzimy w czas dorosłości, same już dokładnie nie wiemy, jakie jesteśmy, co myślimy, co mamy ochotę powiedzieć. I okazuje się, że to, na co liczyłyśmy — że dorosłość będzie oznaczała wolność i odpowiedzialność za siebie — wcale nie wygląda tak różowo. Bo nadal jest mnóstwo spraw, które podlegają rygorom „wypada” i „nie wypada”.
Rygorom tym poddawane są obie płcie, ale kobiety mają za sobą bardziej gruntowną obróbkę skrawaniem i w większym stopniu niż mężczyźni są przerażone tym, jak wypadną w czyichś oczach. Bo co, jeśli wypadną źle? Przecież muszą podobać się wszystkim, po to tylko istnieją.
Jeśli zbyt łatwo rezygnujemy ze swojego zdania, nie jesteśmy wystarczająco asertywne i to jest bardzo źle, bo trzeba być asertywnym, cokolwiek to oznacza. Takie nieasertywne nie podobamy się psychologom i pan Santorski nas nie lubi. Jeśli upieramy się przy swoim zdaniu, ktoś może uznać nas za wredne zołzy i wtedy nic, tylko się wieszać, bo najważniejszy cel kobiecego istnienia nie został zrealizowany.
Mnóstwo osób wie, co jest dla nas, kobiet, najważniejsze i lawirować między sprzecznymi wytycznymi jest dość trudno, a lawirować bez poczucia winy w zasadzie niemożliwe. Wiadomo na przykład kiedy powinnyśmy mieć dzieci, a także ile ich powinnyśmy mieć, z dokładnością do jednej czwartej dziecka. Wiadomo, ile powinnyśmy zarabiać, a konkretnie — o jaki procent mniej, niż mężczyzna na takim samym stanowisku. Wiadomo, ile godzin dziennie mamy obowiązek przeznaczyć na bycie kapłanką domowego ogniska. Wiadomo także, co musimy zrobić, żeby zasłużyć na niepójście do piekła, jak również jakie podpaski są dla nas najlepsze, w jakim proszku powinnyśmy prać, jaką herbatę pić i jakie brać antydepresanty, żeby jakoś przetrwać te wszystkie powinności i nie wyskoczyć przez okno.
Można czasem odnieść wrażenie, że mimo, iż kobiety żyją na świecie już całkiem długo, fakt ich istnienia budzi nieustające zdumienie i ciągle ktoś dochodzi do wniosku, że kobiety nie mogą istnieć ot, tak sobie i — o zgrozo! — żyć tak, jak uważają za stosowne, bo przecież to się może wymknąć spod kontroli i tragedia, panie. Wiecznie z tymi kobietami jakieś problemy — a to nie chcą rodzić ani o pół dziecka więcej, a to wymyśliły sobie jakieś gry wstępne, a to w ogóle nie mają ochoty na seks. Na seks to już wiadomo — trzeba im dać pigułkę. Na dzieci też wiadomo — trzeba im zabrać pigułkę. W każdym razie absolutnie nie można pozwolić, żeby robiły, co chcą, ani też myślały jakoś po swojemu.
Na straży porządku stoją samozwańcze patrole złożone zarówno z mężczyzn jak i kobiet. Wiekowy seksuolog powie ci, kiedy masz sobie zrobić dziecko, bo inaczej ci odbije i zaczniesz hodować stada kotów, moherowy beret nawyzywa cię od morderczyń, jeśli tylko odważysz się powiedzieć, że jesteśpro choice, pan w reklamie z dobrotliwym uśmiechem da ci do zrozumienia, że jesteś zupełną idiotką, skoro nie używasz płynu do zmiękczania tkanin, a kosmetyczka zdziwi się łagodnie, że masz już tyle lat, a jeszcze żadnego botoksu sobie nie wstrzyknęłaś. Jeśli wyznasz, że nie karmiłaś dziecka piersią, zawsze znajdzie się ktoś, kto pospieszy z najserdeczniejszymi życzeniami, aby twoje dziecko przez całe życie chorowało na ciężką alergię, może wtedy coś zrozumiesz, przebrzydła egoistko. Jeśli powiesz, że nie jadasz mięsa, zostanie ci dokładnie policzona ilość pasków i butów ze skóry, żeby było wiadomo, jaką okropną hipokrytką jesteś, chociaż mięsa nie jesz, bo nie lubisz, a nie z powodów ideologicznych, ale kto by tam wnikał. Jeśli zaczniesz się dokształcać pozazawodowo, zostanie ci wytknięte, że za mało czasu poświęcasz rodzinie, jeśli cały swój czas będziesz poświęcać rodzinie, zostanie ci wytknięte, że w ogóle nie dbasz o własny rozwój.
Jesteśmy uparcie i konsekwentnie upychane w różne życiowe ramy, a idzie z nami łatwo, gdyż od zawsze byłyśmy przyzwyczajane, że ważniejsze jest to, czego chcą dla nas inni, a najmniej ważne — czego chcemy my same. Zanim położymy się z książką na kanapie, wysprzątamy całą chałupę, bo przecież nie możemy się położyć takie zupełnie niezasłużone. Zanim zrobimy kurierowi awanturę, że nie dostarczył przyrzeczonej klientowi przesyłki, pięćset razy zastanowimy się, jak wypadniemy w jego oczach, zupełnie jakbyśmy planowały co najmniej wyjść za niego za mąż. I ciągle pobrzmiewają nam w uszach dobre rady cioci Kloci — ustąp, jesteś mądrzejsza, korona ci z głowy nie spadnie.
Tylko co nam po tej koronie, skoro nie potrafimy wyegzekwować tego, na czym nam zależy, pod warunkiem oczywiście, że już osiągnęłyśmy ten sukces, że wiemy, na czym nam zależy. Po drodze jest jeszcze mnóstwo niepewności, no bo skoro wszyscy wiedzą, że to nie jest dla nas dobre, to pewnie wszyscy mają rację, a nie my. Więc czy naprawdę chcemy sobie psuć swój anielski wizerunek, upierając się przy swoim? Przecież to takie małostkowe i bardzo szkodzi na kobiecość, przecież od tego to nawet biust może zmaleć!
Podobno prawidłowość jest taka, że mężczyźni wchodząc w wiek średni odkrywają kobiecą cząstkę swojej osobowości i zaczynają przestawać się jej wstydzić, natomiast kobiety odkrywają w sobie zdolność do bycia stanowczą, przedsiębiorczą i zaradną. Być może jest to związane z powolnym wychodzeniem z wieku poborowego — w sensie bycia poborową — do jakiegoś międzypłciowego związku. No bo póki jesteśmy na romansowo-matrymonialnym rynku, tkwimy po uszy w stereotypach: my — piękne i łagodne, oni — silni i opiekuńczy. Kiedy zaczynamy się z rynku wycofywać, mamy szanse odkryć prawdziwych siebie.
Pytanie, po co czekać? Co na tak naprawdę obchodzi, co pomyśli o nas kurier? Co nas obchodzi zdanie ciotki, która uważa, że natychmiast powinnyśmy mieć drugie dziecko? Przecież to nie ona będzie nam to dziecko wychowywać. Co nas obchodzi, że wszyscy wstrzykują sobie botoks? A my lubimy swoje zmarszczki i nikomu nic do tego. Co nas obchodzi, że jest kryzys demograficzny? Nie my przez lata zaciskałyśmy pętlę podatkową, to niby czemu teraz mamy ponosić konsekwencje? Co nas obchodzi, że szef, podpisując nam umowę z wyższą pensją, pomyśli o nas nieżyczliwie? Nie ma obowiązku zawierania z nim braterstwa krwi. Co nas tak naprawdę obchodzą ci wszyscy ludzie, którym się wydaje, że mają prawo pakować się z butami w nasze życie? A niech im się wydaje na zdrowie, a my w tym czasie hop na kanapę. I leżeć, mając wszelkie powinności głęboko pod cellulitem. Proszę to traktować w kategoriach obywatelskiego obowiązku.
Ilustrowała: spinelli/ pinezka.pl