Mój mąż jest mordercą!
Anka siedziała przy stole jak sparaliżowana. To już koniec – myślała. Tak długo żyła zgodnie z mężem. A teraz on jest mordercą.
Wszystko zaczęło się psuć, odkąd piętro wyżej pojawili się nowi sąsiedzi – Jacek i Gosia. Choć na początku nic nie zapowiadało nieszczęścia. Ania była nawet zadowolona, że Witek zaprzyjaźnił się z Jackiem – zawsze był blisko, a Jacek spokojny, dobry człowiek.
Potem Witek zaczął znienacka czytać kryminały. Sama czytała ich dużo, więc nie zaniepokoiłoby jej to, ale Witek się zmienił… Stał się jakiś milczący. I nawet te kryminały czytał dziwnie… Raptem odrywał wzrok od książki i patrzył gdzieś w przestrzeń, z tak potwornym grymasem na twarzy, że jej ciarki po plecach chodziły… A czasami – co gorsze – zaczynał wpatrywać się w nią dziwnym wzrokiem, z takim natężeniem, że serce jej do gardła podchodziło. Już wtedy podejrzewała, że chce jej zrobić coś złego…
Zaczęła też się zastanawiać, czy on na pewno chodzi do Jacka. A może… do Gośki? I dziś, przy obiedzie, w końcu wyszło szydło z worka… Już prawie skończyli, Witek właśnie wkładał ostatni kęs do ust gdy raptem… Coś u góry szurnęło, jej mąż zerwał się i jak oparzony, ze strasznym grymasem na twarzy i nożem w ręku rzucił się pędem na górę. Widać ona mu się narzuca – myślała Ania – i to ją poszedł ukatrupić… chociaż kto wie, co będzie dalej?
Ciche kapanie obudziło ją z zamyślenia, spojrzała zdziwiona… U góry na suficie rosła czerwona plama. Z krzykiem przerażenia Anka zerwała się, by uciec – jak najdalej od tego zbrodniarza – ale potknęła się na schodach i spadając z nich, złamała nogę. Chwilę potem sąsiedzi stali nad nią i kiwając współczująco głowami słuchali strasznej opowieści…
***
Witek zaś w pocie czoła pomagał przesuwać meble i myślał… taaak, dzisiaj musi Ance powiedzieć. Klamka zapadła – zgodził się.
Wszystko zaczęło się niewinnie, ot, Jacek zaproponował mu pisanie kryminalnych kawałków do jakiegoś piśmidła za duże pieniądze. Forsa by się przydała ale był problem – Anka, sama namiętnie czytająca kryminały, nie wiedzieć czemu, gardziła ich autorami. A na niego zawsze patrzyła z takim podziwem… wytłumaczył więc Jackowi, że nigdy tego nie robił i nie potrafi, ale ten kusił dalej.
Żona miała kryminałów w bród, Witek zaczął więc czytać i zastanawiać się czy da radę… Czasami w środku lektury czuł, że jakiś fragment wymyśliłby lepiej, patrzył wtedy przed siebie i tworzył w myśli, często odrywając wzrok od książki postanawiał: teraz jej powiem… Ale tylko patrzył na nią i głos mu nie chciał przejść przez gardło.
Dziś rano podjął decyzję: powiedział Jackowi – tak… Musiał jej powiedzieć…
Jakoś tak do obiadu nie wyszło. A potem… Obiecał sąsiadom pomóc przestawiać meble i… Mało z tych nerwów o tym nie zapomniał! Szurnięcie u góry obudziło go z odrętwienia. Już zaczęli!! Przerażony – wszak Jacek może się rozmyślić – zerwał się i pobiegł…. Teraz właśnie pomyślał, że po tym przesuwaniu będzie tak zmęczony, że już wszystko przeżyje… Wróci, to jej powie. Albo… może lepiej Jacek niech to zrobi?
Z całą siłą naparł na ostatni mebel – ciężką, dużą szafę, ta ruszyła wreszcie i łup… Coś pękło chyba – powiedział do Jacka.
– Cholera! Nie coś, tylko gąsior z winem porzeczkowym! No, teraz mi się od Gośki dostanie, całkiem zapomniałem, że go tam przestawiłem!
Nagle usłyszeli krzyk… -Boże, to chyba Anka! Lecę!
Witek zostawił sąsiada z nieszczęściem, mętnie myśląc, że lepiej niech sam się żonie wytłumaczy, i że chyba jednak powinien zostać, bo teraz mogą się do tego gąsiora nie dostać… Ale przecież żona ważniejsza! Zbiegł ze schodów i ze zdumieniem zobaczył żonę otoczoną sąsiadami…
– Coś ci się stało, Aniu? Bo jak nie, to bym wrócił, pomógł… Przestawialiśmy meble u góry i jakżeśmy szafę docisnęli, to pękł gąsior z winem… Trzeba z tym coś zrobić…
Sąsiad mieszkający obok wybuchnął śmiechem:
-Byle szybko, bo pańska żona tu niestworzone opowieści wymyśla… No i macie pamiątkę po tym winie na suficie, cha cha cha…