ilustr. A. Fudyma

Refleksja mnie naszła, gdy celebrując konsumpcyjny stosunek do życia se leżałam, czytałam tajma i piłam balantajna. Oto trafiłam na artykuł poświęcony córce wiceprezydenta Cheneya i Heather Poe (jej partnerce o urodzie młodego Indianina) oraz mniej lub bardziej niepokalanie poczętej dziecinie, której się spodziewają. Tekst był generalnie nastawiony na „nie”. No bo udowodniono już dawno i niejednokrotnie, że dziecko powinno mieć mamę i tatę, bo mama uczy pewnych ról społecznych, a tata innych, i jakże to tak. Oczywiście nie zawsze jest perfekt, bo rozwody czy przedwczesne zejścia jednego z rodziców, ale to w gruncie rzeczy można by uznać za margines w porównaniu z tą Sodomą i Gomorą, jaką nam tu wiceprezydentówna odstawia, mogącą się przeobrazić w niebezpieczny trynd. No bo, wiecie, burzy porządek biblijny.

Tu czytanie przerwałam, lecz róg (kartki) trzymałam. Autor tej błyskotliwej konkluzji miał zapewne na myśli ten kawałek z Pisma Świętego o małżeństwie, czytany zazwyczaj przy okazji ślubów kościelnych, ale że lektura upływała mi przy akompaniamencie koncertu kolęd, bo był to wieczór wigilijny, to jako żywo inny kawałek Biblii mi stanął przed oczami – obrazek ze Świętą Rodziną, rzecz jasna.

Matka Boska pokornie przyjmująca dar Boga zwiastowany przez archanioła stanowi niedościgniony wzór postępowania dla wszystkich przyzwoitych kobiet, a zwolennicy jedynego słusznego modelu postępowania, podpierając się autorytetem Kościoła, powołują się na Nią, kiedykolwiek jakieś kobiety coś myślą o podnoszeniu głów, mówieniu własnym głosem i generalnie o decydowaniu o swoim losie. Taka Maryja wzięła na barki misję jej powierzoną bez większego sprzeciwu i proszę, poszła do nieba.
A potem jeszcze została królową Polski.

Owoc żywota Jej, Jezus, też parę miesięcy temu nominację na króla Polski otrzymał (skądinąd, niedawno widziałam przy zgniłoamerykańskiej autostradzie billboard mówiący: „One nation under me – God”. Nie wiem, jak by sobie Święta Trójca podzieliła te wszystkie miejsca przy polskim korycie, gdyby nominacje przyjęto, cała akcja wydaje sie żałosna, ale z drugiej strony byłaby szansa, że Jezus zasiadłszy pomiędzy lewicą i prawicą braci Kaczyńskich nie nabrałby drogą osmozy obyczajów polskich mężów stanu, tylko może właśnie na odwrót, może nasi dotychczasowi czegoś by się od Niego nauczyli, no ale to nie jest sedno sprawy przecie).

Jedna osoba ze Świętej Rodziny nie doczekała się żadnej fajnej oferty stołka (może dlatego, że stołek potrafiłaby sobie zrobić sama). Doczekała się natomiast wiersza od poety Andrzeja Bursy. Tak to szło:

Ze wszystkich świętych katolickich
najbardziej lubię Świętego Józefa
Bo to nie był żaden masochista
Ani inny zboczeniec
tylko fachowiec (…)
i chociaż ciężko mu było
wychowywał Dzieciaka
o którym wiedział
że nie był jego synem
tylko Boga
albo kogo innego

No i tak sobie myślę, a może i to mogłoby być nawet w programie nowej partii Manueli Gretkowskiej, w końcu Józefowi też należy się. I byłoby w zgodzie z katolickimi wartościami. Niby dlaczego tylko Maryja ma być wzorem do naśladowania, niechaj druga połowa ludzkości też ma swą ikonę do podziwiania i naśladowania. Czy może raczej — niechaj druga połowa ludzkości tę ikonę (bo przecież ona już jest) i przykład, jaki ona daje, weźmie sobie naprawdę do serca.

Ileż to razy w internetowych dyskusjach, zwłaszcza na moim ulubionym forum feminizm, panowie udowadniali, że to wbrew wszelkim regułom, żeby samiec wychowywał dziecko innego samca, że obecność obcej spermy w domu jest absolutnie wbrew wszelkim prawom boskim, obyczajowym i naturalnym i „każdy to przecie rozumie”.  Zazwyczaj takie dyskusje wybuchają, kiedy w mediach się pojawia jakaś historia na temat pana, co bez badań DNA nie chce łożyć na dzieci, czy coś w ten deseń. Najlepsza była chyba wtedy, kiedy prasa zapodała historię pary bezskutecznie leczącej bezpłodność. Para w końcu (po nieudanych próbach in vitro z nasieniem małżonka) zaczęła rozważać adopcję, gdy niespodzianie okazało się, że pani zaciążyła, tyle, że ze spermą z banku, a nie ze ślubnym, co dla ślubnego (i męskiej części dyskutantów) okazało się nie do przejścia i pani sama sobie winna, że ślubny żąda rozwodu. Męska część przekonywała, że to jest oczywiste i logiczne, że dziecko całkowicie adoptowane jest czymś naturalniejszym niż dziecko adoptowane jakby tylko w połowie, będące efektem obcej spermy w ciele małżonki, taka opcja jest absolutnie wbrew wszelkim regułom.

kolaz: Anna Fudyma

No, na logikę niepokalane poczęcie Jezusa jest jeszcze bardziej wbrew wszelkim regułom, co nie stanowiło przeszkody w moralnym nakazie przyjmowania mniej lub bardziej niechcianego daru życia przez kobiety. Jeżeli one mają być zdolne do naśladowania bez grzechu poczętej, czyli z założenia doskonałej w sposób niedościgniony przez żadnego śmiertelnika Maryi, to chyba dla panów wzięcie przykładu z najnormalniejszego pod słońcem Świętego Józefa nie powinno być większym wyzwaniem? Jeżeli kobiety mają brać na klatę wszelkie owoce poczęć, jakie im się przytrafiają i przyjmować je z miłością, jak Pan Bóg przykazał, to czyż panowie mają być zwolnieni z odrobienia lekcji zadanej przez Świętego Józefa? Dlaczego tylko jedna połowa Świętego Stadła ma świecić przykładem jednej połowie ludzkości?

No ja rozumiem, że wychowywanie nieswojego dziecka może być dla kogoś przykre i nie każdy Józef od razu jest święty.
Przykre jest też urodzenie i wychowanie dziecka nie-do-końca-znanego-ojca. Albo, na ten przykład, nie do końca chcianego, bo zostało poczęte w wyniku działań wojennych i napaści wrażych wojsk na domy pełne tylko bezbronnych kobiet i dzieci, bo mężczyźni, rzecz jasna, byli zajęci napadaniem na kobiety i dzieci gwałcicieli ich żon.
A jednak tysiące zgwałconych kobiet w ciąży w takim, na przykład, konflikcie w krajach byłej Jugosławii słyszało od hierarchów kościelnych, że powinny brać przykład z Matki Boskiej i traktować to jako, powiedzmy, rodzaj szczególnego daru od Najwyższego. Urodzić dzieci. I stworzyć im rodzinę, oczywiście.

Prawdziwa rodzina to mama, tata i dziecko. Jak pokazuje Biblia, tata może być przybrany, może wychowywać dziecko jak własne i nie powinien sobie zaprzątać głowy takimi tam pierdołami, jak kto był autorem spermy. To nie o spermę chodzi, dzieci są od Boga, co to, panowie o tym nie wiedzieli?
A jakoś im ciężko przełknąć tę świadomość.

Ale w takim razie dlaczego czepiają się panny Poe? Przecież ona nie tylko wbrew Biblii nie postępuje, ona wręcz bierze przykład z Józefa i podejmuje się wychowania dziecka ukochanej, które tamta poczęła z kogo innego. Czy to za duże wyzwanie dla większości panów i dlatego niektórzy nie mogą tego faktu znieść?
Chociaż z całego serca nie trawię, kiedy komplementując kobietę obdarowuje się ją męskimi cechami, to w tym jednym przypadku muszę to powiedzieć: Heather Poe to prawdziwa kobieta z jajami. Pokazuje panom (tym, którzy jeszcze na to sami nie wpadli, rzecz jasna, bo jednak paru „Józefów” by się w społeczeństwie znalazło), którędy droga.

 

Appendix:

Jeden z drogich czytelników-redaktorów mi napisał: „Znów odzywa się we mnie konserwatyzm. Dziś pewna dama [Aneta Krawczyk] sypia w ciągu miesiąca z całą frakcją Samoobrony (Ach, jak mogłam się tak pomylić!), że potem musi losować ojca. Kiedyś kandydat byłby jeden, a jej bracia zaciągnęliby go do ślubu pod groźbą konsekwencji. Może to mniej cywilizowane, ale dziecko miałoby ojca – jednego, prawdziwego, nie z loterii.”

Abstrahując od tego, że wcale nie jest powiedziane, że kiedyś byłoby tak, jak jest opisane w wyrażonym powyżej pobożnym życzeniu — dzieci członkini Samoobrony MAJĄ jakichś ojców, którzy najwyraźniej fakt sypiania ich matki z kilkoma mężczyznami uważają za wystarczający powód, żeby się na własne dzieci wypiąć. Można próbować bronić teorii, że wspomniana dama (która już, nieprawdaż, każdemu z lodówki wyskakuje, wraz ze zdjęciem, na którym niesie dziewczynkę w różowym dresiku), dziecko poczęła tak perfidnie, że jego ojciec do dzisiaj nie ma pojęcia, że z tą panią miał jakąkolwiek okoliczność. Zahipnotyzowała go i zgwałciła najpewniej, i biedak nie wiedział co czyni. Bo gdyby sobie z tego zdawał sprawę, to przecież na pewno, na pewno by poczuł odpowiedzialność i wzorem Józefa (oraz, nieprawdaż, ojca poprzednich dzieci pani Anety) podjął się opieki nad potomstwem, nawet, gdyby tak naprawdę nie był pewien, czy to z jego lędźwi sie ulęgło. Można. Moim zdaniem jest to równie prawdopodobne jak fakt, że dziewczynka została niepokalanie poczęta i żadnego ojca w ogóle nie ma, więc właściwie dlaczego jakikolwiek mężczyzna (no, może oprócz Józefa, ale on przecież jest święty) miałby się czuć za ojcostwo odpowiedzialny?

Zapraszamy też do lektury artykułu Kaliny Wojciechowskiej Lekcja św. Józefa

Ilustracje: Anna Fudyma/pinezka.pl