Kiedy ostatnio wchodziłam do bloku, przyplątał się skądś Kot z Parteru.

– No – mówię do niego – tobie widzę też parę kilo przez zimę przybyło.
Miau.

Miau nie był jednak na temat kociej wagi, a raczej napomnieniem, żebym się pospieszyła z otwieraniem drzwi, bo kotu się spieszyło. Kot z Parteru mieszka na parterze z wielodzietną rodziną i jedną suką-psem, w dwóch pokojach na dwudziestu metrach kwadratowych. Kot z Parteru jest wychowywany wolnościowo – jak każdy kot chyba by chciał. Mówi miau i wypuszczają go oknem na podwórko. Widać go często jak sobie kuca pod drzewem i bacznie obserwuje okolicę.

Nad ranem widać go jak wraca z nocnych wojaży. Ostatnio chyba w ogólne nie chce wracać na noc – stęsknił się pewnie przez zimę za wolnością. Dzieci z Wielodzietnej Rodziny z Parteru ganiają go pod samochodami, starając się kota wyłowić, żeby choć na jedzenie do domu przyszedł. Ale, sądząc po wadze, śmierć głodowa jeszcze mu nie grozi.

Ostatnio widziałam Kota z Parteru jak wczołgiwał się do piwnicy bloku obok. Widać ma tam interesa marcowo-okolicznościowe. Zaraz potem słychać było miau. I przysięgam, jak wiele milionów kotów jest na świecie, ja wiem dobrze, które miau pochodzi od naszego Kota z Parteru. Jest jakieś takie niewielkie.

To znaczy niewielkie jest wówczas, kiedy i interes jest przeciętnych rozmiarów, bo Kot z Parteru potrafi miauczeć i natarczywie, kiedy wymaga tego okazja. Natarczywie miauczy, kiedy siedzi pod swoimi drzwiami swojego mieszkania na swoim parterze, a ja się zbliżam, żeby opuścić klatkę schodową. Kiedy mnie widzi i właśnie poluje na kogoś, kto by zadzwonił jego dzwonkiem do jego mieszkania, miauczy – nieraz natarczywie.

Miauczy wówczas szalenie wymownie. Miauczy i patrzy się sugestywnie na dzwonek do drzwi. Prosi… co ja gadam – dopomina się (!) żeby mu zadzwonić, żeby rodzina drzwi otworzyła. I kiedy oni już mu drzwi otwierają, on się zachowuje szalenie władczo. Muszę przyznać, że władcze zachowanie Kota z Parteru imponuje mi bardzo. Nie spuszcza wzroku, nie przemyka się chyłkiem między uchylonymi drzwiami a framugą, nie przykleja się do ściany jak niektóre koty na kreskówkach, tylko siedzi, patrzy otwierającemu drzwi Członkowi Wielodzietnej Rodziny prosto w oczy. Rusza się dopiero po nawiązaniu kontaktu wzrokowego. Rusza się dostojnie i ani na chwilę nie przyspieszając kroku wkracza do mieszkania. Jest w swoim prawie.

Jest czarny, dorodny, lśniący, z białymi wąsami, białymi końcówkami łap i białą częścią mordki. Ma długi ogon, dostojny krok i jest kotem zasadniczo niestarym.

Ostatnio kiedy dzwoniłam dla niego do drzwi jego Mieszkania na Parterze, poczekałam aż zostaną mu otwarte. Uchyliła je Mama Wielodzietnej Rodziny, a ja zapytałam jak Kot z Parteru ma na imię. Interesuje mnie w końcu, jak ma na imię jedyny sąsiad, który reaguje na moją obecność.
– Przepraszam – to piękny kot. Czasem dzwonię dla niego do drzwi. Jak ma na imię?
– U weterynarza ma Sango. Ale w domu wołamy Heniek.

Ilustrowała: spinelli/pinezka.pl