Gdzie kogo boli
Sami, ludzie, wiecie: siedemdziesiąt kanałów w telewizorze, a nie ma co oglądać. Na tych niby to naukowych typu Science lecą jakieś głodne kawałki o spotkaniu z UFO albo inne pierdolety o duchach. Nie dość, że od czapy – to je widziałam dwa lata temu, jak siedziałam na zwolnieniu poszpitalnym.
No i to jest jedna prawda.
Druga prawda to taka, że jest jeden kanał, który lubię, i który nie powtarza programów sprzed lat, czego nawet trochę żałuję. Na tym to kanale emitowało się wywiady pod wspólnym tytułem „O nich się mówi”. Rozrzut był duży – od Jerry’ego Springera po Guntera Grassa.
O wywiadzie z Grassem rozmawiałam z Dobrym Znajomym.
– Czy ty pamiętasz taki fragment, gdzie Grass opowiada o tym, jakim był strasznym kłamcą w dzieciństwie? I że nikt go nie rozumiał poza jego babką?
Ta część wywiadu rzeczywiście mi jakoś uleciała.
Dalej DZ powiedział;
– Grass tłumaczył swoje kłamstwa w taki sposób: świat był przecież taki nudny! To mi uświadomiło, że ludzie kłamią niekoniecznie dlatego, że są źli.
No i tu prawie doszliśmy do sedna. DZ jest sędzią. Całe zawodowe życie stykał się z kłamcami. Jeśli człowiek kłamie w sądzie, to dla osiągnięcia jakichś korzyści.
Ale dziennikarz (czyli ja), w życiu zawodowym, też styka się z kłamcami. Wie jednak, że ludzie kłamią niekoniecznie powodowani wyłącznie niskimi pobudkami. I pewnie dlatego ten fragment wywiadu uznałam za oczywisty.
Zapamiętałam natomiast coś innego.
– Kim by pan był, gdyby pan nie był pisarzem? – zapytał Grassa reporter.
– Umiem masę innych rzeczy i lubię je robić – Grass na to. – Mogę na przykład malować.
Bo ostatnia książka Grassa zaczęła się od ilustracji i do nich zostały napisane teksty.
W kilka tygodni później rozmawiałam z kimś jeszcze innym o tym filmie i o tym, jak różne rzeczy z niego zapadły w pamięć mojemu znajomemu i mnie.
– Zupełnie nie pamiętam ani tej sekwencji o kłamstwie, ani o życiowym zajęciu. Ja nie mogłam oderwać oczu od niesamowitej baterii butelek po alkoholach, która była widoczna za jego plecami.