do M
Zaczęło się niewinnie. Przyszedł pan z telewizji kablowej i powiedział, że mogę u niego wykupić szybki dostęp do internetu. Do tej pory łączyłam się przez tepsę, więc hasło „dostęp do internetu” kojarzyło mi się głównie z wyrywaniem włosów z głowy, wrzeszczeniem i miotaniem przekleństw na komputer, który niczemu nie był winny.
Właściwie wiedziałam, w co się pakuję. Wiedziałam doskonale, że jestem wyjątkowo podatna na wszelkiego rodzaju nałogi. Znacie kogoś uzależnionego od automatów wyciągających łapką zabawki ze szklanej gabloty? No, to właśnie ja. Więc teraz doszło uzależnienie od wszelkiego rodzaju list dyskusyjnych. Uwielbiam czytać komentarze do publikowanych w internecie artykułów. To lepsze niż te wszystkie „Rozmowy w toku” i inne telewizyjne popisy. To właśnie dzięki tej namiętności jestem dobrze zorientowana, co wielbiciele tenisa chcieliby zrobić z pupą Anny Kurnikowej oraz jak wielu mieszkańców naszego pięknego kraju uważa Harrego Pottera za niebezpiecznego wywrotowca.
Ale moimi zdecydowanymi faworytami są rozmowy „o życiu”. Baby do garów, na przykład (a nie do projektowania samochodów) – bardzo nośny temat. Albo sprawa karmienia piersią w miejscach publicznych (a dlaczego nie w kiblu? A co, ty sam chciałbyś jeść w kiblu?). Albo kwestia zdrady. Akurat w tym przypadku punktem wyjścia był artykuł prasowy, przedrukowany na jednym z portali. Aż przecieram oczy, bo nie wierzę. Siedemset z górką wypowiedzi… No, to będzie czytania! Rzadko się zdarza, żeby kilka setek luda chciało zabrać głos w jakiejś sprawie. Na początek kilkanaście banalnych pytań, jak rozpoznać, że mąż zdradza… Nuda, po co się zawczasu zastanawiać, chyba, że mamy nadzieję, że tak go swoją podejrzliwością zadręczymy, że w końcu zdradzi, bo widać warto, skoro tyle o tym gadamy.
Dalej jest ciekawiej. Ellenet ma ochotę zdradzić, ale miotają nią sprzeczne uczucia, Anula już zdradziła, ale jakoś nie wygląda na radosną, kilku panów zaofiarowało się pomóc Ellenet w realizacji jej zamierzeń. Gnatożuj pojawia się znienacka w roli złośliwego satyra i chciałby uściślić, dlaczego Ellenet odstawia cierpienia młodego Wertera, zamiast rozważyć za i przeciw i w końcu się na coś zdecydować. Zostaje objechany za całkowity brak zrozumienia dla delikatnej kobiecej psychiki, ale niezrażony chichocze dalej w tle. M najwyraźniej odczuł silną więź psychiczną na osi on – Ellenet i chyba do niej napisze. „Napisz do niej, napisz do niej” – włącza się Los.
M i Ellenet sporo łączy. Obydwoje żyją w związkach z – jak twierdzą – kochanymi i kochającymi partnerami, więc wydaje się logiczne, że powinni pójść z sobą do łóżka, szczególnie, że pozostali dyskutanci wyrażają aprobatę. Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że po seksie nie nastąpi krępująca cisza, bo wdzięcznym tematem na taką okazję wydaje się rozważenie zalet nieobecnych współmałżonków. Już sobie wyobrażam dialog na rozbebeszonym hotelowym łóżku : „wiesz, moja żona to wspaniała kobieta. A jak ona potrafi gotować!”. „A mój mąż…No on to po prostu nie pojawia się w domu bez kwiatów…”. Właściwie to nawet lepiej, że współmałżonków przy tym nie będzie, bo mogliby się poczuć zakłopotani tak niepohamowanym strumieniem pochwał. Następuje wymiana tajnych adresów mailowych, tak tajnych, że składających się prawie wyłącznie z iksów i igreków. Zaczynam się obawiać, że M i Ellenet mogą mieć problemy ze skonsumowaniem swojej znajomości, o ile nie są w posiadaniu Enigmy.
Dramat M nieoczekiwanie wyjaśnia się w innym wątku. Sprawa wygląda tak, że przed ślubem jego żona miała ochotę na seks i to wielokrotnie w ciągu doby, a po ślubie jej przeszło. Ale wszystko jest na dobrej drodze, bo Iwan jest zdania, że w takiej sytuacji, jeśli tylko przyczyną nie są kłopoty zdrowotne małżonki, to M ma moralne prawo „popukać sobie na boku”. A ja już wiem, że M najprawdopodobniej „popuka sobie” Ellenet, więc można uznać, że mamy duże szanse na happy end, o ile oczywiście włączą do swojej korespondencji pozostałe litery alfabetu. Nie ma to jak w trudnych chwilach przedyskutować swój problem w kameralnym gronie kilkuset zaufanych osób.
Bardzo usatysfakcjonowana pomyślnym rozwojem wypadków, chciałam już opuścić wirtualną gablotkę, ale zatrzymały mnie w niej przemyślenia dyskutanta o nicku Wierny, tak ciekawe, że pozwolę je sobie zacytować : „Wieczorem, kiedy jest już posprzątane, dziecko śpi, wykąpałaś się, przychodzisz, a Twój wybranek już odpłynął. Ale nie dziw się temu, jeśli jest pierwsza trzydzieści w nocy, obejrzał już wszystkie filmy w oczekiwaniu na Ciebie (…) i tak jest codziennie”. Wygląda mi na to, że Wierny żyje w typowym partnerskim związku , w którym żona zajmuje się dzieckiem i sprzątaniem, mąż oglądaniem telewizji, a potem sfrustrowany brakiem pieszczot wylewa żale na forum dyskusyjnym, co przy odrobinie szczęścia zakończyć się może szybką i sprawną zmianą nicka. Dalej następuje kilka męskich wyznań na temat seksu, a mianowicie, że po ślubie to tylko raz w tygodniu i przy zgaszonym świetle.
Światło w ogóle odgrywa , jak się wydaje, bardzo znaczącą rolę, a jego brak urasta do rangi symbolu małomiasteczkowego kołtuństwa. Różnie bywa z tym światłem. Zapalone może ujawnić nie tylko to, że „Baśka miała fajny biust”, co niewątpliwie cieszy, ale również to, że Zenek robi głupie miny, co cieszy nieco mniej. Ludzie uprawiający seks na ogół wyglądają nieco inaczej niż na przykład w ogonku na poczcie, choć zapewne zdarzają się wyjątki. Z kolei sceny przy zgaszonym świetle mogą obfitować w niepokojące sytuacje, kiedy to jeszcze nie do końca wiadomo za co się właściwie złapało i człowiek gubi się w domysłach, czy owłosiony nos jest czymś zupełnie normalnym.
Zarówno Wierny, jak i M wydają się być niemal pewni, że zostali oszukani przez kobiety, które dawały im do zrozumienia, że lubią seks, zapewne po to, żeby ich złapać i zaciągnąć do ołtarza. Bo, rzecz jasna, kobiety tylko czyhają na to, żeby sobie kogoś zaciągnąć do ołtarza i tym prostym sposobem wziąć sobie na głowę furę obowiązków związanych z prowadzeniem domu i opieką nad facetem, który kiedyś przynosił kwiaty i pisał (a przynajmniej cytował) wiersze, a teraz funkcjonuje w postaci zapasionego gbura tkwiącego godzinami przed telewizorem. To faktycznie zaskakujące, że żona M ma mniejszą ochotę na seks, w sytuacji, kiedy on zdaje się uważać, że najlepiej przyjąć postawę roszczeniową i jeśli jego potrzeby nie zostaną zaspokojone w ramach tego związku, to on sobie poszuka kogoś na boku. A co, nie znajdzie?… Znajdzie, jedną już znalazł. Poprzynosi te badyle z kwiaciarni, postawi kolację, może dwie, zrobi maślane oczy, „że żona go nie rozumie, że wcale ze sobą nie śpią” i po sprawie. Będzie kop adrenaliny, a o to przecież chodzi. W końcu nie mówimy tutaj o przyczynach kłopotów małżeńskich – kogo to interesuje? Żona nie przepada za seksem – jej sprawa, trzeba było nie oszukiwać na początku znajomości. Tak, tak, oliwa sprawiedliwa…
Znam kilka zamężnych kobiet. Znałam je kiedy jeszcze nie były mężatkami. One się po ślubie robią jakieś takie… zatroskane. I mają znacznie mniej czasu. Dlaczego? Przecież nie wzięły dodatkowo pracy nocnego stróża. Różnica polega na tym, że w domu mają męża. I mają ręce powyciągane od siat z zakupami. Do tej pory jadły cokolwiek, teraz musi być obiad, najlepiej z deserem. I mają więcej sprzątania, bo teraz po dwóch osobach. I już nie odwiedzają selektywnych perfumerii. W ogóle mało kupują, bo spłacają trzydziestodwucalowy telewizor, bez którego „misio” nie wyobraża sobie życia, no i „misio” chciałby jeszcze zmienić samochód w tym roku. I nie mogą po pracy wyskoczyć na piwo, bo idą z misiem do jego mamy. A co tam z seksem? Kiedyś się wyrwało znajomej młodej mężatce : „ja tak uwielbiam spać. Kiedy śpię to w końcu nie muszę nic robić, nikt ode mnie nic nie chce…”
Widzisz M… tak to jest z tymi kobietami. Można by to było zmienić, ale to takie skomplikowane. No i wymaga ruszenia się z kanapy. O tyle prościej znaleźć sobie przez internet jakąś chętną panią… I jakoś tak zupełnie bez związku przyczepił się do mnie cytat „jednak gdy długo ciebie nie oglądam, czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam…” Ale to w ogóle nie pasuje do twojego życia, M, nieprawdaż?
Ilustr. Anna Fudyma/pinezka.pl