Demokracja (skutki uboczne – patrz ulotka)
Demokracja jest najgorszą formą rządów za wyjątkiem wszystkich innych próbowanych od czasu do czasu, jak powiedział Churchill. Sformułowanie to zawiera pewną (typową dla Churchilla) złośliwość, lecz jest niewątpliwie pochwałą demokracji. Różne są formy demokracji, różny jest stopień faktycznego uczestniczenia społeczeństwa w życiu politycznym. W Szwajcarii pod referendum poddawane są konkretne ustawy, np. dotyczące zasad tranzytu przez Alpy. Zażądać tego może każdy, pod warunkiem zgromadzenia 100 tysięcy podpisów. Na przeciwnym biegunie leżą partiokracje, gdzie obywatele z braku innych możliwości (nie biorąc pod uwagę koktajli Mołotowa) chodzą na wybory, po czym partie rozdzielają mandaty, urzędy i inne synekury pomiędzy mało ciekawych aparatczyków, a obywatele przyglądają się całej zabawie z zaciskającymi się zębami, czasem pięściami. Lecz nie oszukujmy się, na co dzień również w Szwajcarii decyduje polityka partii i na górze układane kompromisy.
W ostatnich miesiącach kilka krajów z zachowaniem wszelkich reguł pozbawiło się zdolności rządzenia lub wybrało kurs na skały. Zacznę od tych drugich. Pewne emocje doprowadziły do wyboru Mahmuda Ahmedineżada na prezydenta Iranu, kto wie, ilu Irańczyków obudziło się z żabą w kieszeni. Drugi przykład to Palestyna. Trzecim byłaby Algieria, gdzie na przełomie 1991/1992 druga tura wyborów została anulowana. Tura, którą wygrałby islamski FIS. Nigdy nie dowiemy się, czy jego rządy byłyby gorsze od wojny domowej, która nastąpiła potem.
A teraz zajmijmy się „normalniejszymi” demokracjami. Wszyscy wiemy, co stało się w Polsce. Przypominać? Słuchać hadko. A jednak – jasne było, jaka koalicja nas czeka, gdy wyniki będą w przybliżeniu odpowiadać sondażom. Wyniki w przybliżeniu odpowiadały sondażom, tylko leciutko w przeciwną stronę, ale co to zmienia? A zmienia. W ciągu tygodni, miesięcy wyborcy obserwowali chocholi taniec swoich przedstawicieli, którzy (zamiast rządzić) wyzywali się, prawie godzili, głosowali wbrew sobie, by rząd poczuł, że ma opozycję, a w końcu doszło do powstania koalicji najbardziej zaskakującej z możliwych. Nawet prezydent (a może był to prezes?) stwierdził, że tej koalicji „winna jest PO”. Ciekawe, niby mamy takie genialne rozwiązanie, a ktoś jest temu winny. Skądinąd, moim skromnym zdaniem, ze strony PO nie zauważyłem działań w kierunku uniemożliwienia tego porozumienia mężów stanu. Po przegranych (niewygranych) wyborach korzystniejsze (dla kogo?) było zepchnięcie PiS-u do kompromitujących decyzji. Jak niegdyś – dyrekcja cyrku w budowie.
Ale strzepnijmy emocje. Również we Włoszech wyszło fifty-fifty między dwoma koalicjami, z których każda łączy ogień i wodę, a za stabilnością rządu przemawia to, że jak ktoś cynicznie zauważył, trzeba być posłem przez dwa lata, by wyrobić staż potrzebny do świadczeń. Do tego te dwie połówki Włoch żyją umysłowo i emocjonalnie na innych planetach, kompromis jet trudny, wielka koalicja nie do pomyślenia. Niemcy mają w końcu wielką koalicję, lecz przed jej powstaniem rozważano kombinacje cyrkowe, jak CDU+FDP+Zieloni. Obecna koalicja ma bezpieczną większość, lecz czy będzie miała odwagę, by powiedzieć, że jeżeli kraj żyje na koszt przyszłych pokoleń (o czym właściwie wszyscy wiedzą), to może by z tym coś zrobić?
Dlaczego się tak dzieje? Ano, jeżeli nie wysyłamy czołgów na ulice, by zapewnić władzy niezbędne poparcie, musimy jakoś szanować arytmetykę wyborczą. Czy ma to sens? W końcu nie za dużo, bo choć unikamy puczu i wszystko rozgrywa się według reguł, to kraj otrzymuje rząd, który budzi osłupienie, a u wielu odruch wymiotny. I jak w średniowieczu, królowie nadają wiernym rycerzom majątki i stanowiska, a nam biednym zewsząd nędza. Jedyne, czym można się pocieszyć to tym, że doszliśmy do sytuacji Włoch z czasów chadecji, gdy siwi dżentelmeni w trzyczęściowych garniturach zajeżdżają swoimi mercedesami pod Palazzo del Quirinale lub Palazzo Chigi, mówią do mikrofonów parę banałów o tym, z kim tak, a z kim nie, a miliony Włochów kręcą pizzę jak gdyby nigdy nic. Mafia i camorra załatwia lewe kontrakty budowlane, Armani robi garnitury, Ferrari samochody, a inni wcinają pizzę i popijają con un quarto di rosso. Minęły czasy, gdy komisja planowania wyznaczała produkcję stali i liczyła, ile pod koniec pięciolatki będzie nam trzeba butów numer 42 i jak mają one wyglądać (to proste, tak samo jak zawsze). Oczywiście, zawsze można spieprzyć sprawy bardziej niż ustawa przewiduje, ale system jest odporniejszy.
Tylko czemu oni robią przy tym takie mądre miny?