Ciemna strona księzyca
Pewnego kwietniowego wieczora, wiele lat temu, zadzwonił do moich drzwi chłopak przyjaciółki. Dyszał ciężko i jęczał: Grażyna… Grażyna… Grażyna… Przeraziłam się śmiertelnie – znamy się z Grażynką od urodzenia, byłam pewna, że coś się stało… Otworzyłam szerzej drzwi i dopiero wtedy wystękał całe zdanie: „Grażyna… kazała cię pozdrowić… czy mogę prosić o szklankę wody?”
Mieszkałam wtedy tylko z babcią, która akurat wyjechała do rodziny w lubelskie. Byłam więc sama w domu. Ponieważ kładłam się już spać, miałam na sobie tylko koszulę nocną. Dałam Jurkowi wody, ale okazało się, że on przyszedł po coś zupełnie innego – chciał mnie zgwałcić…
Broniłam się, czułam, jak narasta we mnie jakaś niesamowita furia i… film mi się urwał.
Pierwszy moment, który pamiętam – to jak tłukę jego głową o ścianę domu. Zdziwiłam się. Nie wiem, jakim cudem znaleźliśmy się przed domem. Jurek był cały zalany krwią. Puściłam go, a on upadł bezwładny jak kukła. Przeszłam nad nim, pokonałam cztery schodki i zamknęłam drzwi do domu. Byłam pewna, że nie żyje. Nie czułam właściwie nic.
W przedpokoju spojrzałam w lustro – wydałam się sobie niesamowicie piękna, choć pewnie gdyby ktoś spojrzał wtedy na mnie, miałby inne zdanie na ten temat: rozczochrane długie włosy, cała zbryzgana krwią napastnika. Przyglądałam się sobie z rozkoszą. Nawet się nie umyłam i poszłam spać.
Rano wstałam, doprowadziłam się do porządku, zjadłam śniadanie i z niechęcią myślałam tylko o jednym – że znów będę musiała przełazić nad jego zwłokami. Zwłok jednak nie było. Przyjęłam to absolutnie obojętnie i poszłam do pracy.
Tak naprawdę doszłam do siebie dopiero po dwóch tygodniach, ale wtedy już wiedziałam, że Jurek jakimś cudem znalazł się w szpitalu. Tam go poskładali. Aż dziw, że w ogóle przeżył. Wszystkim później opowiadał, że napadło go kilku drabów i tylko Grażyna znała prawdę. Odeszła od niego. I tyle.
Aha, jeszcze moje panie w pracy twierdziły, że byłam jakaś dziwna przez te dwa tygodnie, czasem to się nawet mnie bały…