A moje dziecko to…
Tak naprawdę, znane przysłowie „co mnie nie zabije, to mnie wzmocni” powinno zostać nieco przerobione, zwłaszcza jeśli jesteś młodą matką (bo tylko młode matki są nieodporne na zjawisko, które zaraz tu opiszę). Powinno brzmieć „to co mnie może wzmocnić, może mnie również zabijać”
Przejdźmy jednak do konkretów.
Jedna matka drugiej matce może bardzo pomóc, wesprzeć radą, pocieszyć. I jednocześnie ta sama matka może drugą matkę wtrącić w piekło porównywania osiągnięć swoich dzieci. O urodzie nawet nie wspominam, bo jest względna; najgorsze ze wszystkiego są te talenty, te popisy, te niesamowite osiągnięcia w rodzaju nieprzypadkowej i nie wywołanej napięciem mięśni przewrotki na brzuch w trzecim miesiącu życia dziecka, i tak dalej, i tak dalej. Dodatkowo narzędziem pognębienia młodej, nieodpornej matki są gazety lub czasopisma poświęcone tematyce pielęgnacyjno-wychowawczej – w rodzaju Mam dziecko, Dziecko, Mamo to ja, Rodzice, i inne.
Ostatnio do tej grupy dołącza nowe pisemko o nazwie 9 miesięcy, które oprócz opisywania „magii porodu”, pokazuje ze szczegółami, jakich osiągnięć powinno dokonywać dzieciątko ukryte bezpiecznie w czeluściach twojego brzucha. Na przykład: pierwsze kopnięcie mamy w żebro – koniecznie w 20. tygodniu ciąży. Przemilczmy fakt, że okładka pierwszego numeru została przyozdobiona nową fryzurą i brzuchem Katarzyny Figury, ale bądź czujna! Jak chcesz być trendy matką (a odpowiedzialne autorytety w rodzaju Gazety Wyborczej zauważają, że np. w Warszawie bycie matką jest MODNE), musisz sobie w podobny sposób obciąć grzywkę. No i jeszcze istnieje jeden młot, najgorszy, bo interaktywny, czyli internetowe fora pełne matek z dziećmi przy klawiaturach.
Stoi sobie więc nasza młoda, wystraszona, nieodporna matka pomiędzy młotem a kowadłem, czyli pomiędzy stosem pouczających pism z kiosku, a batalionem innych matek, w tym wirtualnych. I co ją czeka?
Sytuacja pierwsza. Jedzenie.
– Moja Weronika ssała po prostu od pierwszej minuty po urodzeniu… ssała i ssała, no a pielęgniarka była zachwycona, bo to się ponoć rzadko zdarza – klepie z przejęciem twoja koleżanka, Agata, matka rzeczonej Weroniki – i do dziś ją karmię piersią na żądanie, to jest wspaniałe, wspaniałe, dziecko się tak cudownie rozwija, a ja chudnę i chudnę; szkoda Bożenko, że ty tak nie możesz…
Bum! Pierwsza szpila wbita. Ona karmi, a ty nie. Nieważne, z jakiego powodu, może to być poważna choroba, może stres, może dziecko ma skazę białkową, może ty po prostu wolisz butelkę… nieważne, TY nie karmisz, a więc nie jesteś dobrą matką, nie kochasz swojego dziecka. Okropne, prawda? I jeszcze w Twoim dziecku widzisz tę obramowaną na zielono rubrykę „Przyłącz się do klubu Pokarm i miłość„, czyli klubu matek karmiących piersią. Sama siebie pytasz – nie karmię, czy to znaczy, że nie kocham wystarczająco mojego dziecka?
Stop! Nie daj się temu!
Butelka jest OK, jeśli nie masz innego wyjścia, a na pociechę powiem tak: obserwacje moje i moich znajomych potwierdzają jedno – wiele dzieci karmionych piersią preferuje tylko pierś, i to także w późniejszym życiu niemowlaka, stając się potem niejadkami, które nie chcą jeść łyżeczką, nie smakują im zupy, obiadki, owoce.
Sytuacja druga. Mali akrobaci.
– Ola sztywno siedziała, już jak miała 4 miesiące – stwierdza jej mama.
Nieważne, że pamiętasz Olę, jak w wieku 4 miesięcy podczas przewijania leżała obok twojego dziecka, na twoim własnym łóżku, i nawet nie zdradzała chęci do wymachiwania nogami. Mówisz to swojej koleżance.
– Tak, ale 2 tygodnie później już sztywno siedziała i bawiła się klockami – niezrażona ciągnie twoja, jeszcze do niedawna, najlepsza przyjaciółka ( teraz już w twojej głowie zrobił się z niej wróg) – w dodatku lekarka powiedziała, że Klusia rozwija się szybciej, niż inne dzieci.
No cóż, mogło tak być, ale nie musiało. Powiem więcej, pewnie tak nie było, ale człowiek nie pamięta dokładnie osiągnięć swoich własnych dzieci, a co dopiero cudzych. Najważniejsze jest jedno – ziarno niepewności w sprawie rozwoju motorycznego twojego dziecka zostało już zasiane. Teraz już będziesz obserwować dziecko ze strachem, zadając sobie pytania: czemu się nie obraca na brzuszek, choć już ma 5 miesięcy? Znajdujesz w popularnym portalu forum dyskusyjne o nazwie „Rówieśnicy”, czyli aeropag matek raportujących dzień po dniu, z datami, co umieją ich dzieci. Wszystkie informacje pogrupowane zgodnie z dniem urodzenia: „Maluszki urodzone w styczniu 2004”, „Lipcowe dziewczynki 2003”, „Mamy z grudnia 2004 chwalmy się !”, itp.
I teraz zaczyna się twoje własne piekło: dlaczego Kuba jeszcze się nie obraca na brzuch? Wszak dziewczynki z lipca 2003 już się turlają! Czemu nie wkłada stópek do buzi? Czemu twoje dziecko nie siedzi, choć ma 6, albo 7, albo nawet, o zgrozo, 8 miesięcy? Czemu, czemu, czemu? Zestresowana przez forum szukasz profesjonalnej pociechy, otwierasz majowy numer Mam dziecko i co widzisz? Piękna seria bogato ilustrowanych reportaży o rocznym rozwoju chłopca (o wdzięcznym imieniu Sergiusz) i dziewczynki (po prostu Natalka), akurat trafiasz na odcinek „Mamy już roczek”. Tu dopiero znajdziesz powody do stresu… 11-miesięczniaki biegające, podskakujące, mówiące „myju myju”, dzieci 5-miesięczne turlające się w obie strony, półroczniaki siadające o własnych siłach… i obok komentarz lekarza, który chyba dla przyzwoitości grzecznie zauważa, że każde dziecko rozwija się we własnym tempie i żebyś może o tym pamiętała.
Z tym, że jeszcze nie wiesz, że najgorsze przed tobą. Biedna matka! I biedne to obserwowane dziecko!
Sytuacja trzecia. Ono ma już rok! I co teraz?
– A chodzi już? – pyta koleżanka z bloku obok – bo Amelka już chodziła, jak miała 10 miesięcy.
No cóż, twoje dziecko dopiero co stanęło na własnych nogach, nie chodzi samo, woli raczkować, kurczowo trzyma się twoich rąk i klapie na pupę, gdy je chcesz samodzielnie wypuścić w świat. Tymczasem fora internetowe i prasa poradnikowa są zapełnione informacjami o dzieciach chodzących w 10., no, ostatecznie w 12. miesiącu życia. Oczywiście, prawda jest taka, że według badań około 70% dzieci zaczyna samodzielnie chodzić między 13 a 14 miesiącem, a lekarze dają im czas na osiągnięcie tej umiejętności aż do 18. miesiąca życia, w porywach nawet do 20.; mimo to nie wierzysz lekarzom i statystykom. Wyrocznią i powodem do stresu staje się jakaś odległa, wirtualna mama forumowa, o której nawet na 100% nie wiesz, czy pisze prawdę.
– Sadzasz już dziecko na nocnik? Jak to, nie sika jeszcze do nocnika??? – grzmi matka pryszczatego 16-latka, znajoma z pracy zresztą. – MUSISZ go sadzać! Ja zaczęłam jak Tomeczek siedział! (przepraszam, zapytaj, czy już w czwartym miesiącu?) Sadzałam go na nocnik, a nocnik wsadzałam do wanny i polewałam mu nogi ciepłą wodą, i tak co dwie godziny! Tomeczek robił sisi do nocnika już po 2 tygodniach, prawda Tomeczku? – Pryszczaty tymczasem udaje, że nie słyszy.
No tak, torturowane nocnikiem dziecko nie miało po prostu wyjścia. Musiało się nauczyć. Czy już jesteś zestresowana, że tego nie robisz? Już w myślach planujesz kupno nocnika? Kochana, zwolnij trochę, obiektywne źródła w rodzaju np. psychologów dziecięcych uczą, że dziecko dopiero po ukończeniu 18. miesiąca życia zaczyna kojarzyć związek mokrej pieluszki z własnym ciałem. Twój roczniak ma jeszcze czas.
– Nie mówi?
– Mówi tylko „mama” i „gaga”.
– Tosia mówi jak papuga, powtarza i powtarza, nawet zaczyna łączyć wyrazy! Tosiu, powiedz, czyją jesteś córunią?
– Ale chłopcy podobno później mówią – bronisz się słabo.
– Tosiu, no powiedz: ma-mu-ni!
Och, w to nie uwierzę, myślisz, nie dalej jak wczoraj twój mąż czytał, że łączenie wyrazów to domena prawie-dwulatków. Powiedzieć to mamie Tosi, czy nie?
Nie chcę oczywiście powiedzieć, że media i inne matki są tylko źródłem ciągłej wojny nerwów, jaka w tobie się rozgrywa. Internet i prasa są zawsze pod ręką, są naprawdę praktyczne i wygodne, jeśli umiesz oceniać i selekcjonować zawarte w nich informacje. Inne matki mogą być najczulszymi przyjaciółkami i pomóc ci przebrnąć przez wiele kłopotów, ale musisz również w racjonalny sposób oceniać to, co mówią i co ty sama widzisz.
Na zakończenie powiem ci jeszcze coś.
To się nigdy nie kończy. Rywalizacja trwa zawsze.
Sytuacja czwarta. Po latach…
– I jak tam Ola – pytasz – co u niej?
– Wyszła za mąż! Wyglądała po prostu BOSKO! Fotograf powiedział, że jest niezwykle fotogeniczna, a jak przystojnie wyglądał Żorż!