W wieku lat dziewięciu z wypiekami na twarzy patrzyłam, jak znika Mur Berliński. Nazwano nas dziećmi przełomu. Jedną, małoletnią, nogą w tamtym systemie, a drugą, już dojrzalszą, w kapitalizmie. Dosyć gładko przeszło się nam z jednego do drugiego. Przeszło, bo teraz idzie ciężej. Mam 25 lat i zgubiłam gdzieś swoje ideały.

   Zawsze sercem po stronie tych, co mieli w klapie obrazek maryjny. Choć do końca nie byłam przekonana do samej religijnej zasadności i stanowiska kościoła wobec mieszania się w sprawy polityczne (tak, nawet jako podlotek). Jednak, co trzeba przyznać, to trzeba. Owa religijność w pewnym sensie spełniła swoją rolę. Odbudowała ducha walki z reżimem (historia lubi się powtarzać) i pchnęła ku „wolności”, której teraz mówi „nie”, bo jest niepoprawna. No, bo jak to? Demokracja, a w parze z nią tolerancja? Dla tych mniejszości, homoseksualistów i innych? Od porządków mamy teraz „ochronę” miasta stołecznego Warszawy.

Jako dzieciak nie wiedziałam, że szybko zderzę się z wcale niewymarzoną rzeczywistością, a w gruzy obróci się: wszyscy będziemy zadowoleni, że miast sklepów Społem będą Pewexy, które zastąpią „społowe” szare i nieciekawe wnętrza, że nie będzie kolejek w przychodni, że więcej będziemy zarabiać, że technologia szybko i tanio dotrze do nas. Stało się tak, tylko… No właśnie: tylko.

Z religijnością pożegnałam się jako nastolatka, z ideałami solidarnościowymi też. Ostatnio nawet opowiadałyśmy wraz z przyjaciółką naszemu włoskiemu znajomemu o dorastaniu w „atmosferze Solidarności”. Jak zawsze gdzieś znak tejże był do domów przemycany: w postaci znaczków, ulotek, czy też przedruków książek schowanych w tapczanie (świadomość, że były nielegalne wyszła później). Mgliście pamiętam, że przynajmniej ze dwa razy byli u nas jacyś dziwni panowie i pytali się o Wuja, którego wtedy już nie było, bo wyjechał (oczywiście po jakimś czasie dowiedziałam sie, że „wyemigrował”). Pozostało dziecinne wrażenie, że to wszystko nie stykało ze sobą: szara rzeczywistość i po kartki z babcią za rękę, i rozgorączkowane rozmowy, że tuż tuż przełom, że będzie inaczej. No i zapach pomarańczy co Boże Narodzenie i utęsknione paczki z czekoladą i bananami od Wuja. Potem atmosfera napięcia, oczekiwania udzieliła się i mnie. Śledziłam w telewizji „przełom” i cieszyłam się jeszcze nie do końca świadomie, ale przecież mówili: już koniec, wolność i demokracja.
Potem, gdy demokracja już się zakorzeniła, mając lat naście widziałam, jak rodzinne ideały upadają, a i moje wraz z nimi. Jeszcze studia. Do każdych wyborów z poczuciem, że coś się zmieni, choć z roku na rok coraz mniej polityki w moim życiu, coraz więcej żalu i rozczarowania. Każde wybory są coraz bardziej żenujące i tak naprawdę podobne do siebie. Teraz wybierzemy parlament i prezydenta. Coraz częściej zadaję sobie też pytanie: kogo? I rozkładam ręce. Nie powinien być obojętny los kraju, w którym żyję, ale powstaje też pytanie: czy mamy na to tak naprawdę wpływ? W pewnym momencie przestajesz się nawet zastanawiać i dociekać skąd biorą się  wszystkie polityczne niesnaski (delikatnie nazywając), bo to błędne koło. Rodzi się obojętność.

     Wypieki na twarzy zaczęły wywoływać natomiast kolejne wybuchy oburzenia na inicjatywy młodych i zdolnych. Przysłowiowy nóż się w kieszeni otwiera i buntuje się przyjaciół kompania, bo jakim prawem odbierają prawo do kultury (tak, tej alternatywnej), do spotkania w miejscach, które wprowadzają trochę świeżości i wolności, do DZIAŁANIA? Nie machniemy na to ręką. O, nie. Tylko co, jak na czele państwa stanie ktoś, kto nie zezwoli, kto nie pomoże, kto nie wesprze już w ogóle w tych działaniach?

Obecne demonstracje i pochody na rzecz równości tak naprawdę krzyczą o wolność. Wiem, wolność jest utopią, wolności nie ma, tej takiej absolutnej (tak, tu też upadł mój ideał z wielkim hukiem ). Ale we własnym ograniczonym zakresie jest jej namiastka. Miejsca, ludzie, tworzenie. Zastanawiam się tylko, czy to nie zaczątki podziemia takiego, jakie w czasach PRL-u, że „za wolność naszą i waszą”. Tylko tak trochę na odwrót niż wtedy. Kolega Włoch mówi: „Więcej buntu jest w was, więcej krzyczycie o swoje”. Może to słowa jeszcze na wyrost? Może ideały powoli się rodzą? Może. Czas pokaże, czy tak naprawdę zostały pogrzebane.

Zdjęcia: Jan Żdżarski Jr