Bywa nazywana eseistką, filozofką religii o duszy chrześcijanki, krytyczną filozofką i mistyczką. Pozostawiła po sobie cztery tomy samych dzienników oraz tomy pism, z których większość wydana została już po jej śmierci. Łączyła zainteresowanie historią idei religijnych i etycznych z krytyczną analizą ich głównych pojęć. Pisała także o społeczeństwie, pragnąc odnaleźć pojęcia, które mogłyby opisać ambiwalencję jego instytucji i kruchość miejsca człowieka w jego trybach. Uczyła filozofii i greki, była działaczką związkową, anarchistką, bojowniczką antyfaszystowską, pracownicą winnic i robotnicą fabryczną.

Nie mogłam się urodzić w lepszej epoce niż ta, w której wszystko zostało stracone.”

Simone Weil przyszła na świat 3 lutego 1909 roku w Paryżu, w rodzinie pochodzenia żydowskiego, jednakże zlaicyzowanej i nie kultywującej tradycji judaistycznej. Ojciec Simone był lekarzem. Starszy brat, André Weil (ur. 1906) – genialnym matematykiem. Postać genialnego brata była przyczyną kompleksów, które zaważyły na jej wyborach życiowych. Ona sama przejawiała ogromne zdolności, zwłaszcza językowe. Znała łacinę, grekę, niemiecki, angielski, włoski, hiszpański, a nawet sanskryt, przy czym zaznaczyć należy, że większość swoich umiejętności językowych zdobyła samodzielnie, czytając książki w obcych językach.

W szkole nie była ideałem, upominano ją częstokroć za wykroczenia przeciwko dyscyplinie, jak chociażby palenie papierosów z chłopcami. Po ukończeniu w 1931 roku École Normale Supérieure (była uczennicą znanego francuskiego filozofa Alaina {wł. Emile-Auguste Chartier}; napisała pracę na temat pojęcia ucisku i pracy), wykładała przez kilka lat filozofię i grekę w liceach.

Jej myśl, jak podkreśla wielu wnikliwych i krytycznych czytelników, nie jest łatwa do zrozumienia. Styl i sposób przedstawiania swoich racji, przy całej elegancji i dyscyplinie, jest niezwykle kontrowersyjny i paradoksalny. A przy tym – porywający. To pisanie oszczędne, precyzyjne, często aforystyczne; wydaje się pozbawiona jakiejkolwiek chęci kompromisowego przedstawienia przemyśleń. Dlatego prezentacja w tak krótkiej formie jej postaci i dzieła, to zadanie niemal karkołomne.

Należy, w miarę możliwości, usunąć z życia społecznego nieszczęście, bo nieszczęście służy tylko łasce, a społeczeństwo nie jest społeczeństwem wybranych. Będzie zawsze dosyć nieszczęścia dla wybranych.”

Bycie wybranym (jak wiele ze swych pojęć) Weil rozumiała w specjalny sposób. W eseju „Osoba i świętość” pisze na przykład: „Zamiast zachęcać do rozwijania zdolności, jak to czyniono w 1789 roku, należy umiłować geniusz i otoczyć go szacunkiem; gdyż tylko naprawdę czyści bohaterowie, święci i geniusze, mogą się na coś przydać nieszczęśliwym. Pomiędzy nimi zaś stają ludzie utalentowani, inteligentni, energiczni, mający charakter i silną osobowość – i uniemożliwiają wszelką pomoc. Nie należy czynić im nic złego, lecz delikatnie odsuwać na bok, tak, by tego nie dostrzegali”. Utalentowani i o silnej osobowości działają nie w imię nieszczęśliwych, ale kierowani pragnieniem zaszczepionym jednostce przez życie w zbiorowości – pragnienie prestiżu.

Problem w tym, że to, co cenione społecznie, nie obejmuje, zdaniem Weil, tego, co naprawdę wartościowe w tym życiu. Myślenie w kategoriach społeczeństwa nakłada ramy osoby na człowieka – tymczasem to, co najcenniejsze w naszej egzystencji tym ramom się wymyka lub wydarza się tak rozumianej istocie przypadkowo, nadzwyczajnie. Ten stan rzeczy może nie byłby taki zły, gdyby nie to, że myślenie w kategoriach osoby działa mocniej i wypiera myślenie w kategoriach wyższych niż ona – bezosobowych, jak pisze Weil, a takie są wszelkie pociągające idee – prawdy, piękna, sprawiedliwości, szczęścia. Tym, czego Weil broni przed językiem władzy, przemocy, obojętności jest rzeczywistość ciała, emocje, moralna wrażliwość, potrzeba bycia kochanym i posiadania swojego miejsca na świecie, ale także rzeczywistość zjawisk fizycznych, dostępnych zmysłom i intelektowi – to ogromne bogactwo świata. Prestiż, który otacza osobę, odgradza ją od tej rzeczywistości, na rzecz zupełnie innej, z jej językiem władzy, przymusem nakładanym na biologiczne konieczności, pragnieniami, których nie można zaspokoić.

Weil postrzegała człowieka jako istotę rozpiętą między ślepą koniecznością podtrzymywania procesów życiowych a nadprzyrodzoną łaską. Nad wszystkim, co wydarza się w świecie, panuje powszechne prawo ciążenia. Porównuje egzystencję do drzewa: „Ciężka materia nie jest zdolna, wyjąwszy świat roślin, piąć się w górę na przekór swojej ciężkości, jedynie zielone liście roślin chwytają energię słoneczną, by ta mogła działać w sokach rośliny. Ciężar i śmierć powoli, lecz nieuchronnie zawładną rośliną pozbawioną światła”.
 Krytykując oświeceniową filozofię oraz myśl społeczną, zamiast o godności osoby proponuje, by myśleć o nieosobowym jądrze tego, co osobowe. Na pytanie: co jest święte?, odpowiada: nie osoba, ale cały człowiek. I nie prawo człowieka, ale jego przemożne pragnienie dobra i szczęścia, które musi zostać przez kogoś wysłuchane. Zwraca uwagę na konsekwencję myślowej powierzchowności, którą jest być może stawanie po stronie zwycięzców: „Posłuszeństwo sile ciążenia. Największy grzech. Wypacza się w ten sposób funkcję języka, którą jest wyrażanie związków pomiędzy rzeczami”.
W ten sposób rozumie swoje zadanie filozoficzne i tak je realizuje: poszukuje związków między pojęciami i ideami. To działanie rozumu i filozofa. Porównuje działanie tajemnicy – światła (tajemnicy wiary, ale także najgłębszej tajemnicy świata) do działania dźwigni: im niżej się zejdzie, tym wyżej ona wyniesie. Dlatego ona chce zejść jak najniżej, pomiędzy tych najbardziej zapomnianych.

Simone Weil przejawiała głębokie, żywe zainteresowanie losem najuboższych klas społecznych. Nigdy jednak nie pociągał jej komunizm, nie należała też do żadnej partii. Bliska jej była francuska tradycja związków zawodowych oraz anarchizm. Pisała eseje na tematy społeczne, zaciekle dysputowała z Lwem Trockim, który gościł u jej rodziców w Paryżu. Wolny czas spędzała w towarzystwie robotników i bezrobotnych, nie tylko z nimi dyskutując, ale też grając w karty.

Swojego zaangażowania dowiodła nie tylko słowem – w latach 1931 i 1932, w okresie kryzysu gospodarczego, obcięła swoje pobory do wysokości zasiłku dla bezrobotnych, rozdając resztę. W latach 1934 i 1935 pracowała jako robotnica w paryskich fabrykach metalowych, między innymi w zakładach Alsthom i Renault. A praca fizyczna była dla niej szczególnie ciężka z uwagi na nieuleczalną, niemożliwą do zdiagnozowania chorobę, objawiającą się powracającymi co chwila atakami ostrego bólu głowy.

Jej znajomy, anarchista André, opisał ją następująco: „Zwykle ciemno ubrana, bez żadnej troski o modę. Rzadko zabierała głos. Siedziała i słuchała. Kontakt z nią był trudny. I paliła jak komin.”

„Stosunki pomiędzy zbiorowością a osobą powinny mieć jedynie na celu eliminację tego, co może przeszkodzić rośnięciu i tajemniczemu kiełkowaniu bezosobowej cząstki duszy. Aby tak było, wokół każdej osoby musi być jakaś wolna przestrzeń, nieco czasu na refleksję, możliwości przejścia do coraz wyższych stopni uwagi, trochę samotności i ciszy. Równocześnie każdy musi mieć odrobinę ciepła, aby rozpacz nie zmusiła go do rozpłynięcia się w zbiorowości”.

Praca fizyczna to nieusuwalny element życia – i gdyby człowiek był zdolny popatrzeć na nie bez złudzeń, mógłby dojrzeć w pracy element porządkujący jego życie, umożliwiający skupienie. Nie chodzi o uniknięcie nieszczęścia i cierpienia, chociaż to ono zabija nie tylko ciało, ale również i duszę (niemożliwe). Chodzi o wykorzystanie zwykłych warunków danych przez życie i okoliczności, by ćwiczyć się w skupieniu, na przekór sile spychającej w śmierć. To stara stoicka tradycja, jednak Weil starała się stosować do tej zasady w warunkach ekstremalnie trudnych. Ćwiczyła życie duchowe tam, gdzie żadnemu filozofowi społecznemu, a tym bardziej starożytnemu filozofowi, o tym się nie śniło – w fabryce. „Praca fizyczna, choć stanowi ciężki trud, nie jest sama w sobie upodleniem. Nie jest sztuką, nie jest nauką, lecz czymś o wartości równej sztuce i nauce. Gdyż dostarcza równej możliwości dostępu do bezosobowej formy uwagi” – pisała.

„Wszyscy ludzie są gotowi umrzeć za to, co kochają. Różnią się tylko poziomem kochanej przez nich rzeczy i koncentracją albo rozproszeniem swojej miłości. Nikt nie kocha tylko siebie.
Człowiek chciałby być egoistą, a nie może. Jest to najbardziej uderzająca cecha jego nędzy i źródło jego wielkości.”

Na rok 1936 przypada wojenny epizod w życiu Simone. Po wybuchu hiszpańskiej wojny domowej wyjechała do Barcelony, gdzie przebywała w środowisku POUM, znienawidzonej przez stalinowców grupy marksistowskiej. Wstąpiła do wojska, do anarchistycznego Colonna Durutti. W czasie walk wykazała się odwagą, ale nie była stworzona do roli żołnierza. Po wypadku (oparzenie wrzącym olejem) i pobycie w szpitalu, powróciła do Francji.

„Nie po sposobie, w jaki człowiek mówi o Bogu, ale po sposobie, w jaki mówi o rzeczach ziemskich, poznajemy najlepiej, czy jego dusza była w ogniu miłości do Boga. Żadne przebranie nie jest tu możliwe. Bywają naśladownictwa miłości do Boga, nie można naśladować przemiany, jakiej dokonuje ona w duszy, bo nie ma się żadnego pojęcia o tej przemianie, jeżeli się przez nią samemu nie przeszło.”

W 1937 roku wyjechała z rodzicami w podróż. Odwiedzili Portugalię i Włochy, zatrzymali się między innymi w Asyżu. Kolejny rok jest znamienny w życiu Simone, a to za sprawą tajemniczego i nagłego, jak sama to określa, doświadczenia religijnego. Zlaicyzowana Żydówka, ateistka, zwraca się teraz w stronę chrześcijaństwa. Jej dociekliwy umysł miał jednak trudności z pełnym, zgodnym z jej potrzebami poznaniem i zrozumieniem nauk Kościoła. Nie chciała przyjmować Tajemnicy poddając jej intelekt. Wiara jest łaską – nie można świadomą decyzją uwierzyć, zbliżyć się do Boga. Pisze o tym w 1942 roku w długim liście do ojca Perrin. List ten jest swoistą relacją z religijnych i intelektualnych poszukiwań.

U Simone Weil te dwie sfery życia duchowego są nierozdzielne: „Od wczesnej młodości uważałam, że problem Boga jest to problem, do rozwiązania którego brak nam tutaj danych i że jedynym sposobem, aby uniknąć rozwiązań fałszywych, co wydawało mi się największym złem, jest nie stawiać go w ogóle. (…). Szukanie rozwiązań zdawało mi się rzeczą bezużyteczną, bo uważałam, że skoro jesteśmy tu na tym świecie, naszą sprawą jest zająć możliwie najlepsze stanowisko wobec problemów tego świata. Sądziłam też, że stanowisko to nie zależy od tego, jak rozwiązujemy problem Boga”.

Mimo to, jej przyjaciel i powiernik ojciec Perrin, dominikanin, wyrażał gotowość udzielenia jej chrztu. Simone jednak, nie odrzucając chrześcijaństwa ani zwierzchności Kościoła katolickiego, sama wyznaczyła dla siebie rolę poza nim i prawdopodobnie do śmierci chrztu nie przyjęła.

„Ktokolwiek bierze miecz, zginie od miecza. A ktokolwiek nie bierze miecza (albo z rąk go wypuszcza), zginie na krzyżu.”

Po klęsce Francji, od października 1940 do maja 1942 roku, Simone przebywała z rodzicami w Marsylii. Pracując w winnicach zastosowała się do wymagań rządu, który zalecał Żydom pracę na roli. Równocześnie jednak zaprotestowała przeciw antysemityzmowi, kierując pełen ironii list do komisarza spraw żydowskich rządu Vichy.

17 maja 1942 roku rodzina Weil odpłynęła przez Casablankę do Nowego Jorku. Simone nie wytrzymała jednak długo poza centrum wydarzeń. Przedostała się do Londynu, gdzie współpracowała z Komitetem Wolnych Francuzów. Mimo protestów przyjaciół, zabiegała o pozwolenie na skok spadochronowy na terytorium Francji w charakterze kuriera Ruchu Oporu. Gdy jej tego odmówiono, w ramach solidarności z rodakami pod okupacją racjonowała sobie żywność. Podkopało to jej i tak niezbyt silne zdrowie. Simone zmarła 24 sierpnia 1943 roku w sanatorium w Ashford w Anglii, w wieku 34 lat. Pośmiertną sławę przyniosły jej przede wszystkim myśli i sentencje zawarte w osobistych dziennikach.

„Nie pragnę wcale, żeby ten świat stworzony przestał być dla mnie odczuwalny, ale żeby przestał być już odczuwany przeze mnie. Mnie nie może on powiedzieć swego zbyt wysokiego sekretu. Skoro odejdę, stwórca i stworzenie wymienią swoje sekrety.
Widzieć krajobraz taki, jaki jest, kiedy mnie nie ma…
Kiedy gdzieś jestem, kalam ciszę nieba i ziemi moim oddechem i biciem mego serca.”

—–
Biogram Simone Weil opracowany w oparciu o przedmowę Czesława Miłosza do „Wyboru pism Simone Weil” (Wydawnictwo Znak, Kraków, 1991); z tego też wydania pochodzą cytaty z jej dzienników. Cytaty pochodzą także z „Osoby i świętości” (Pisma londyńskie i ostatnie listy, przeł. Maria i Jacek Plecińscy, wydawnictwo Brama – Książnica Włóczęgów i Uczonych, 1994), „Listu do ojca Perrin” (link w tekście), „Świadomości nadprzyrodzonej” i przedmowy Gustava Thibon do tej ksiązki („Świadomość nadprzyrodzona: wybór myśli”, przeł. Aleksandra Olędzka – Frybesowa; wybór i opracowanie Aleksander Wielowieyski, wydawnictwo Pax, 1999).