Rzeczpospolita kobieca
Pod koniec mroźnego listopada ubiegłego roku w Katowicach odbyła się konferencja pod tytułem „2005 kroków ku demokracji”, dotycząca uczestnictwa kobiet w polskiej demokracji (z niewiadomych przyczyn wciąż nazywanej „młodą”). Pretekstem do zorganizowania konferencji była okrągła, 10. rocznica konferencji pekińskiej, która ustaliła na wiele lat kierunek działań w kwestii wyrównywania różnic w statusie kobiet i mężczyzn (najczęściej podnoszona kwestia uczestnictwa kobiet w polityce była tylko jedną z wielu dyskutowanych tez).
Zanim przejdę do merytoryki samej konferencji drobna uwaga natury ogólnej. Na konferencji nie zabrał głosu ani jeden mężczyzna (przynajmniej nie na forum ogólnym, zabierali głos natomiast na grupach warsztatowych), głównie dlatego, że ich odsetek oscylował w granicach błędu statystycznego. Jest to połowicznie zrozumiałe, ale tylko połowicznie. Z jednej strony bowiem, jasnym jest, że to kobiety, jako najbardziej zainteresowane, pojawiają się na takich konferencjach i to one przede wszystkim zabierają głos. Z drugiej strony taka sytuacja jest odzwierciedleniem przykrego stereotypu, że facetów świat kobiecy nie interesuje, w związku z tym na takie konferencje się ich nawet nie zaprasza. Sądząc po tych głosach męskich, które dane mi było usłyszeć – założenie owo jest zupełnie niepotrzebne1.
Atmosfera panująca na samej konferencji była zupełnie inna, niż atmosfera postanowienia końcowego. Z wypowiedzi występujących osób bił optymizm; prelegentki zauważały także często, że sprawy równouprawnienia płci znacząco poszły naprzód, choć pochód ten mógłby być jeszcze bardziej zdecydowany. Konferencję rozpoczęło przemówienie byłej Pełnomocnik Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Męczyzn Izabeli Jarugi-Nowackiej i było to przemówienie pełne ognia i energii. Po tej tyrtejskiej przemowie rozpoczął się pierwszy dzień konferencji, zakończony pracą w grupach warsztatowych.
W dziesięć lat po Pekinie jest dużo lepiej. Udział kobiet w polityce wciąż się zwiększa, zaś uczestniczki (i uczestnicy2) konferencji zgodnie twierdzą, że feminizacja polityki może tylko wyjść jej na dobre. Lepiej również wygląda sprawa w kwestii rozwiązań prawnych. Polska, zmuszona poniekąd przez UE, zaczęła przyspieszać prace nad ujednoliceniem prawodawstwa. Widocznym tego przykładem było powstanie urzędu pełnomocnika rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Wciąż nie ma zadowalającej środowiska kobiece ustawy regulującej kwestię aborcji, nie ma jednak także widomych prób odebrania tego, co już wywalczone. W naszej rzeczywistości jest to już duży plus.
Ponadto zauważono, że o kobietach i problemie ich obecności się mówi, i coraz częściej kwestie kobiecości pojawiają się w publicznym dyskursie. Nie zawsze jest to dyskusja trzymająca jakikolwiek poziom, nie zawsze także jest merytoryczna, istotnym jednak pozostaje sam fakt komunikacji.
Poważnym problemem jest natomiast to, że rzeczywistość, która na papierze wygląda coraz lepiej, nieczęsto przekłada się na lepszą codzienność. Prawo, co często było podkreślane, które nie działa, to złe prawo, nawet, jeśli brzmi dobrze.
Ciekawym pomysłem było zorganizowanie warsztatów tematycznych, na których odbywała się swobodna dyskusja, a które podsumowywane były drugiego dnia konferencji. Na warsztatach dyskutowano na temat uczestnictwa kobiet w sferze publicznej, praw reprodukcyjnych, uczestnictwa kobiet w kulturze czy public relations.
W przerwie między wystąpieniami inaugurującymi a warsztatami odbył się pokaz mody, w którym oprócz profesjonalnych modelek udział wzięły również pomysłodawczynie i uczestniczki (bez uczestników tym razem) konferencji. Ten miły przerywnik stał się pewnego rodzaju zgrzytem i dobitnie potwierdził jak ważny jest dobry PR. Dla prasy, tak lokalnej, jak ogólnopolskiej, ów pokaz mody stał się głównym tematem i podstawową informacją z konferencji. Szkoda.
Przez dwa dni, nierzadko skłócone ze sobą i skonfliktowane wewnętrznie, kobiece organizacje mówiły jednym głosem. To było ważne wydarzenie, które nie oscylowało wokół stereotypowych wyobrażeń „babskich plotek”: pokazów mody i rozmów o dzieciach. Mówiąc po pinezkowemu obyło się – na szczęście – bez pezytyków.
Uczestniczki (i uczestnicy) dały świadectwo tego, że o sprawach kobiecych można mówić w przyjazny i prosty sposób. W postanowieniu końcowym pojawia się apel, by media informowały rzetelnie o toczących się dyskusjach, nie tylko na temat kobiet, ale demokracji w ogóle. Mam nadzieję, ze powyższe impresje spełniają ten postulat.
—-
¹ Autor zdaje sobie sprawę z jeszcze jednego powodu niskiej frekwencji chromosomów Y na konferencjach tego typu: o ile działaczki ruchu kobiecego można odnaleźć niemal natychmiast, o tyle mężczyźni, o ile w ogóle angażują się czynnie w ruchy kobiece są zazwyczaj schowani w cieniu.
² Będę stosował określenie „uczestniczki (i uczestnicy)” zgodnie ze stwierdzeniem, które padło na sali podczas konferencji, konstatującym, że w końcu nie po to walczymy o równy status, by pomijać słowo „uczestnicy”, nawet jeśli tych ostatnich jest jak na lekarstwo.